Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

22 sierpnia 2015

Od Caroline - Quest #3

Jak podejrzewałam wczoraj, tak też zaspałam. Promienie słoneczne przebijały się przez okno, oświetlając pomieszczenie, a także padały na moją twarz, zmuszając mnie tym samym do otworzenia oczu i wygramolenia się z łóżka. Przykryłam głowę poduszką, czując, że jak wstanę to padnę z powrotem na podłogę i już nie wstanę. Gdy jednak po chwili skapnęłam się która to może być godzina, wstałam. Co prawda moje kroki były ociężałe, a nogi odmawiały współpracy, wyjęłam ubrania oraz ogólnie rzecz biorąc ogarnęłam się. Jednak gdy otworzyłam i już chciałam zrobić krok za futryną, kątem oka spostrzegłam paczkę leżącą u drzwi. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się jaki to niekompetentny doręczyciel zostawił paczkę oraz list u drzwi nie pukając i nie zostawiając żadnego znaku lub informacji. W sumie… skoro tak mocno spałam, mogłam też nie usłyszeć go. Zresztą… nie ważne.
Położyłam pakunek na stoliczku, który stał pod ścianą. Gdy się tutaj wprowadzałam był bardzo zaniedbany. Zakurzony, poobgryzany przez myszy, a na blacie było widać wiele plam co wskazywało, że poprzedni właściciel domu nie był zbyt porządnicki. Jednak gdy wrócił od stolarza wyglądał jak nowy.
Zaczęłam przyglądać się małej karteczce, która była przyczepiona do pakunku. Nie wiem czemu miałam takie duże wątpliwości co do otworzenia tej paczki. Niby pod moimi drzwiami, ale nigdy w życiu nie dostałam od kogoś ani prezentu, nic. Zazwyczaj były to mało ważne listy. Jednak na papierze widniał napis, chyba adres, lecz nie mój. Intuicyjnie, pamiętając co nieco z map stwierdziłam, że pakunek powinien trafić aż na sam koniec Królestwa. Z  czystej uczciwości powinnam od razu wsiąść na konia i pogalopować w tamtym kierunku, do człowieka, który powinien dostać tą przesyłkę, jednakże… w głębi czułam wątpliwości; na kartce nie widniało ani imię ani nazwisko tajemniczego właściciela pakunku. A gdy tylko odwróciłam paczkę, na jej dnie było napisane:
,,Ważny pakunek. Nie otwierać.”
Dobra, jak nie ruszać to nie ruszać. A, że długa droga mnie czeka, nie zastanawiając się dłużej nad tajemniczym wydarzeniem wyszłam z domu ku stajni po Deniver`a.
Początkowo ogier postawił do góry uszy i z ciekawością spoglądał na mnie, jednak gdy tylko wyczuł gotującą się podróż i zobaczył mnie niosącą siodło, odwrócił się tyłem, udając, że mnie wcale nie widzi.
-No Deni… Czeka nas dosyć długa podróż. Co prawda nie tak daleka jak wczoraj, ale również emocjonująca- założyłam mu siodło na grzbiet.
Ogier prychnął niezadowolony, przestawiając sobie siano pyskiem.
-Koniec jedzenia. Ubieramy się- poklepałam go po szyi i założyłam ogłowie.
Nie wiedziałam do końca którędy się kierować. A w dodatku z każdą chwilą brała mnie mocniejsza pokusa na otwarcie tajemniczej paczki. Podczas drogi wiele myślałam co tam może się znajdować i kto mieszka na końcu kraju. Być może czeka tam także posłaniec, który już wie co zrobić z paczką…? Im więcej o tym myślałam tym bardziej zbaczałam z trasy. Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem zbyt na zachodzie. Zatrzymałam konia i rozejrzałam się. Nie pamiętałam tej okolicy z żadnych map. Wielokrotnie przyglądałam się miejscu.
-Chyba będziemy musieli wrócić na gościniec- zwróciłam się do konia, sama czując wielkie przygnębienie na myśl, że musimy zawrócić taki kawał drogi.
Jak tylko znajdę adresata to nieźle mu się oberwie, nawet nie wiem za co, bo przecież nie będzie jego wina, że się zgubiłam. Bardziej chyba powinien dostać doręczyciel. Teraz to i tak już nie ważne. Paczka znajdzie właściciela i zostanie dostarczona jeszcze dziś.
Większość drogi  poszła gładko. Żadnych utrudnień, komplikacji czy też niespodziewanych wydarzeń. W Królestwie Aire`a panował spokój jaki dawno chyba nie odwiedzał tej wiatrowej krainy. Właśnie… nawet wiatry chyba urządziły sobie dzień lenistwa. Powoli brała nade mną górę błogość i senność. Oczy kleiły mi się niesamowicie. Oparłam głowę o szyję swojego ogiera, który także stąpał, krok po kroku po ziemi. Zamknęłam oczy, mocno ściskając paczkę, którą trzymałam cały czas ręką. Nagle Deniver stanął, a ktoś dotknął mojego uda. Zerwałam się niczym przestraszony kot, chwytając już drugą ręką rękojeść miecza, gdy spostrzegłam, że to mały chłopiec.
-Myślałem, że pani jest ranna- odezwał się na usprawiedliwienie.
-Nie, dziecko. Wszystko w porządku- odetchnęłam z ulgą, luzując się- Powiesz mi… wiesz może czy ktoś nie mieszka na końcu Królestwa Aier`a?- postanowiłam zapytać.
-Nie daleko granicy oraz morza jest mała wioska rybacka. Może liczyć z dwudziestu paru ludzi najwyżej. Jednak jeśli pani chce dotrzeć do niej to musi iść bardziej na wschód- oświadczył chłopak.
-Dziękuję za pomoc oraz radę. Jakoś się odwdzięczę- posłałam mu lekki uśmiech.
-Gdy pani będzie wracać z miasteczka, niech tu przyjedzie na to miejsce gdzie teraz. Będę czekał. Niech weźmie ze sobą trochę ryb. Zapłacę za nie. To będzie  jako tako nagroda za wskazanie drogi i jak pani mówi… odwdzięczy mi się za to- mrugnął swoimi ciemnymi oczami i pobiegł w stronę pól uprawnych.
Chwilę odprowadzałam go wzrokiem. Miłe dziecko. Tylko teraz pewnie zacznę myśleć o ile konkretnie mu ryb chodziło i jak mam je przewieść. I oczywiście został problem paczki. Spięłam boki konia, który przeszedł do równego galopu aby zbytnio się nie zmęczyć.
Rzeczywiście, tak jak chłopiec mówił u wybrzeża stała mała wioska. Na morzu było można dostrzec przeróżne łodzie rybackie. Zsiadłam z konia przed wjazdem do miasteczka. Chwyciłam wodze i ruszyłam w kierunku wioski, poszukując dokładnego adresu jaki widniał na pakunku. Przy okazji przyglądałam się każdej osobie i każdej rzeczy bardzo dokładnie. Ludzie byli zapracowani, wcale nie zwracali na mnie uwagi, zresztą i dobrze, że nie przejmują się nowo przybyłym gościem.  Jednak musiałam się kogoś zapytać o miejsce zamieszkania adresata. Zaczepiłam pewną kobietę, która akurat zajmowała się praniem ubrań.
-Przepraszam- zaczęłam dość ostrożnie- Wie pani  może gdzie to jest?- wskazałam adres.
Kobieta jakby mnie nie słyszała. Była wręcz zapatrzona w swoją robotę, starannie piorąc każde ubranie. Miała na głowie zieloną chustę oraz białą suknię, sięgającą aż do kostek, a spod niej wystawały czarne trzewiki.
-Przepraszam- spróbowałam jeszcze raz tym razem nasilając swój ton głosu.
Jednak kobieta nawet nie odwróciła wzroku w moją stronę. Nie lubię gdy mnie ktoś ignoruje i nie posiada szacunku. Może i ona ciężko pracuje przez cały dzień, ale chyba pięć minut jej nie zbawi? Chwyciłam ją za ramię, dopiero wtedy kobieta, wziąwszy do dłoni kolejną rzecz spojrzała na mnie obojętnie i bez żadnego wyrazu.
-Wie pani gdzie znajduję się t…
-Musisz iść przez cały czas prosto aż wyjdziesz na przystań rybacką, potem będzie taki zaułek gdzie trzeba skręcić i wyjść obok lasku nieopodal. Tam powinien znajdować się dom- przerwała mi i wróciła z powrotem do pracy.
Jakże wielkie było moje zdziwienie. Kobieta jakby była telepatką, kimś kim ja jestem, czytała w myślach, jasnowidzem. Chwilę stałam i wpatrywałam się w jej twarz, za to ona nie drgnęła ani na chwilę.
-Dziękuję- powiedziałam niepewnie i poszłam dalej, wbijając wzrok w ziemię.
~Dziwna kobieta…~ ruszyłam drogą, którą wskazała mi praczka.
Wyszłam na przystań rybacką, potem skręcając w lewo i wychodząc z zaułku obok lasku, lecz żadnego domu nie widziałam. Tylko morze po jednej stronie, po drugiej las i otwarta przestrzeń pól i łąk  ciągnących się do momentu gdzie momentalnie wyrastały góry. Poszłam dalej, lecz gdy zbytnio oddaliłam się od miasteczka zawróciłam. W końcu zmęczona padłam obok pnia drzewa. Nie miałam pojęcia co zrobić z paczką. Nie mogę znaleźć dokładnego adresu, domu, o którym mówiła kobieta ani nawet właściwej drogi. Do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł. Otworzyć pakunek. W tej chwili mało obchodziło mnie, że właściciel może i by nie życzył sobie tego, ale w końcu to nie jest koncert życzeń, a ja nie na darmo przejechałam całe Królestwo Aire`a. Gdy już miałam rozpakować pakuneczek, poczułam zimny dotyk stali na swojej szyi oraz ciepło ciała bijące za mną. Odruchowo podniosłam głowę do góry, próbując zobaczyć napastnika jednak on jakby schowany za rosnącą w dziwnym miejscu jak dla mnie trzciną był bardzo dobrze zamaskowany.
-Czego chcesz?- spytałam zimnym tonem głosu, automatycznie wzmacniając uścisk na paczce.
Deniver parsknął niespokojnie, cofając się parę kroków i z położonymi uszami do tyłu lustrował wzrokiem nieznajomego.
-To chyba mój pakunek- odezwał się męski głos za mną, próbując sięgnąć paczkę, lecz odsunęłam ją gwałtownie.
-A jaką mam pewność, że to dla ciebie- spięłam mięśnie, czując większy ucisk na szyi.
-Ty nie musisz mieć pewności, ja owszem- odparł, chichocząc pod nosem- I pragnę odebrać moją własność. Dziękuję, że mi ją przyniosłaś aż z samego końca miasta- kątem oka zobaczyłam jego bladą twarz, lecz bez zakrycia- A teraz jakbyś łaskawie mogła, oddaj mi ten list i ten pakunek.
-Wybacz, że tego nie zrobię, ale wolę mieć pewność. Widzisz… z natury jestem uciążliwą osobą- uśmiechnęłam się arogancko.
-Za chwilę możesz przestać nią być- to już brzmiało jak groźba.
-Czyżby?- uniosłam jedną brew do góry- A wiesz, że kobietom się nie grozi?- spytałam, wyciągając sztylet i szczęściem unikając jego ostrza pod gardłem.
Podniosłam się z ziemi, kierując w jego stronę wrogie spojrzenie oraz własną broń. Cofnęłam się do swojego konia, wkładając pakunek do torby przy siodle, widząc, że bez walki się nie obejdzie. Napastnik spokojnym krokiem podszedł do mnie. Miał blond włosy, przykryte kapturem, a na sobie szare, powycierane spodnie, brudne na kolanach od trawy, długie, skórzane buty oraz… na moje szczęście, a na jego pech, żółtą koszulę. Spojrzałem na Deniver`a, który z błyskiem w oku niczym byk na czerwoną płachtę spojrzał na mężczyznę.
-Musisz wiedzieć, że mój koń bardzo nie lubi żółtego koloru- powiedziałam, trzymając w ręce wodze aby mój ukochany rumak nie ruszył na niego z kopytami.
-Pierwszy raz takie coś słyszę- roześmiał się.
Uśmiechnęłam się zawadiacko. Jeżeli chce się przekonać..? Czemu mam oszczędzić dobrej zabawy z oglądania tak ciekawej akcji gdybym puściła ogiera na mężczyznę.
-Dobra paniusiu… skończmy to i oddawaj paczkę- wyjął miecz.
-Już mówiłam, że mam tajną broń?- odwróciłam się do niego bokiem, puszczając Den`iego i klepiąc go w zad.
Ogier machnął głową i stanął dęba, lecz w tym samym momencie, gdy tajemniczy napastnik cofnął się, przylegając do drzewa, przycisnęłam mu miecz do piersi.
-Spadaj za nim mój koń nie zgniecie cię na placka- ostrzegłam- A jak nie on… to ja- posłałam mu złośliwe spojrzenie.
Mężczyzna odsunął się i uciekł w las. Pogłaskałam konia po pysku i wyjęłam paczkę, w tym samym momencie widząc ukryty w lesie mały domek. Ruszyłam w jego kierunku, pukając do drzwi. Odezwał się jakiś głos i wkrótce otworzyły się drewniane drzwi, w których stał starzec, a na widok paczki oczy mu zabłysły. Wziął z wielkim łaknieniem pakunek, dając mi kilka piętników i zamykając drzwi. Stałam tak z otwartą buzią totalnie zaskoczona. Obudził mnie z transu dopiero mój wierzchowiec. Czy ta paczka rzeczywiście miała tak ogromne znaczenia dla staruszka jak i dla tego faceta w żółtej koszuli?
-Wracajmy do domu- nie mogłam poukładać w myślach tych wszystkich zdarzeń.
Wjechałam do miasta, kupując tak jak obiecałam chłopczykowi kilka ryb i z powrotem galopem wracając na miejsce gdzie go spotkałam. Dałam mu ryby(szczerze mówiąc będę musiała chyba wyprać ubrania od ich zapachu), lecz nie przyjęłam pieniędzy, bo była to forma odwdzięczenia. Teraz już tylko myślałam o swoim mieszkaniu i łóżku, jednak… nadal męczyły mnie myśli związane ze staruszkiem, rozbójnikiem i rybacką wioską z dość osobliwymi ludźmi.
W końcu dojechałam do domu. Dałam dzisiaj Deniver`owi nagrodę za długą podróż w postaci wybiegania się na otwartych terenach królestwa. Gdy jednak rozłożyłam się wygodnie w fotelu, zobaczyłam na stoliku małą karteczkę, podobną do tej, która była na paczuszce. Wzięłam ją do ręki.
,,Dziękuję ci za dowiezienie paczki na miejsce. Była to bardzo ważna przesyłka, a ty podołałaś zadaniu. Przykro mi, że zaatakował cię mężczyzna w lesie. Wszelakie szkody opłacę. Na twoim łóżku znajduje się również mały pakunek. Otwórz go. Mam nadzieję, że ci się podoba.”
~A skąd on lub ona, kim kolwiek jest,  do cholery wie o wszystkich zdarzeniach?~
Spojrzałam na łóżko, wstając z fotela i otwierając go. Był w nim łańcuszek, który zgubiłam w dzieciństwie podczas pobytu w sierocińcu. Uśmiechnęłam się lekko gdy przejechałam po nim palcem. Pamiętam, że taki sam miał Jasper. Założyłam go na szyję, czując jak dużo wspomnień do mnie wraca.
Słońce powoli zaczęło zachodzić, a jego promienie powoli bladły aby móc jutro wstać w pełni sił na nowo oraz budzić mieszkańców Królestwa Aier`a. Skoro dzisiaj miałam taką przygodę jaka spotka mnie jutro? Życie chyba posiada nieskończona ilość pomysłów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz