-W gruncie rzeczy to szukałam Miasta Powietrza, ale plany poszły nie po myśli i zostałam tak jakby napadnięta przez dwójkę idiotów, podczas odpoczynku w pobliskiej karczmie... szczerze mówiąc to już nie pobliskiej... i zatrzymałam się abym ja i mój koń mógł odpocząć po galopie przez las, a lasy Królestwa Aier`a są nietypowo gęste jak na wichrowy kraj- streściłam swoją przygodę, nie czując już żadnych obaw przed powiedzeniem prawdy Gabrielowi.
-Ciekawe...- odpowiedział, patrząc jak przyglądam się swojemu mieczu- W takim razie jesteś ścigana, choć nie jesteś złodziejką?- zastanawiał się głośno.
-Nie do końca... aczkolwiek to trudne do wytłumaczenia. Tak czy inaczej pozbyłam się gości, a gdy ich zobaczę to pozbędę się ich jeszcze raz, chyba z piąty albo szósty... a licho wie- poprawiłam sobie opadające z lekka na moje oczy blond włosy- Na tą chwilę próbuję dostać się do miasta i zdobyć coś do jedzenia, bo jak mówiłeś... mało pieniędzy równa się z brakiem jedzenia, a brak jedzenia równa się z głodem, a nie mogę ukryć, że uczucia tego nie znoszę najbardziej...
-Chyba jesteś do tego przyzwyczajona skoro wędrujesz- tym razem to on mi przerwał.
Posłałam mu karcące spojrzenie, lecz po pewnej chwili odwróciłam je z powrotem.
-A ty nie?- posłałam mu złośliwy uśmiech.
-Ja właściwie nie lubię trzymać się blisko miasta- odparł jakby z lekka zniechęcony.
-Tak? A czemuż to?- oparłam się łokciem o kolano, lecz w tym samym momencie usłyszałam stukot kopyt na dziedzińcu.
Odwróciłam się momentalnie, widząc dwa konie i jeźdźców zbliżających się ku nam, a jeśli dobrze wnioskuję z mojej niezawodnej inteligencji i nie mylącej intuicji oraz świetnego wzroku, byli to ci sami żołnierze co w karczmie. Cholera...! Czy ja się ich nigdy nie pozbędę!? Poczułam jak Deniver dotyka mój bark pyskiem.
-Cicho- szepnęłam i momentalnie zapadła niewiarygodna cisza, że słychać była każdy ruch listka na drzewie i oczywiście stukot kopyt koni o bruk.
<Gabriel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz