- Przepraszam za moje zachowanie, czasem... Czasem tak po prostu się dzieje. Jeśli jednak książę chce wyjaśnień...- wypowiedziałam do podłoża, czując jak rumieńce wstydu wstępują na moje policzki. Leriks przyciągnął ze sobą mój straganik, więc, nadal nie patrząc na księcia, zawiązałam mu linę i czekałam na odpowiedź mężczyzny, który musiał znosić moje bardzo niepokojące zachowanie. Dawniej taka nie byłam, a ostatnio działo się ze mną coraz gorzej. Głupia korona doprowadziła mnie do czystego szaleństwa! "Jesteś Odrazą, nikim więcej" słyszałam w swojej głowie co chwilę, męczyło mnie to. Jednak nie dałam się tym razem, dziś za dużo krzywd wyrządziłam. Spojrzałam na moją rękę ze świeżą raną, przypominając sobie śmiech który mną wstrząsał. Miałam tak wielkie wyrzuty sumienia, że najchętniej uciekłabym stąd jak najprędzej. Właściwie mogłabym to zrobić, jednak książę chciał ode mnie czegoś innego, a ja nie mogłam mu odmówić, to nie było w mojej naturze.
- Prowadź do swojego domu, tam mi wszystko wyjaśnisz.- usłyszałam serdeczny ton za moimi plecami, na który się wzdrygnęłam. Udawana przyjacielskość ze strachu, bym nie rzuciła się na niego z pazurami. Czy nie wiedział, gdzie się pakował? Czy nie pomyślał, że mogę go zaatakować w przypływie impulsu? Zamknęłam oczy, ściskając dłonie w pięści. Wiedziałam, że książę się uśmiecha, czułam to. Ja natomiast nie miałam zamiaru odwzajemniać tej ekspresji, nie byłam typowym, wesołym i lekkodusznym mieszkańcem Aire'a. Psułam wizerunek tego królestwa, jednak gdzie niby indziej miałabym się podziać? Usłyszałam nagle dźwięk tłuczonego szkła, więc odwróciłam się w stronę Leriksa, który z niewinną miną patrzył na rozbity słój z maścią nagietkową. Westchnęłam, szybko zbierając rozbite części. Dopiero po chwili zobaczyłam moje pokaleczone od szkła palce, na które tylko westchnęłam. Wzięłam kolejne liście babki lancetowatej i przewiązałam nimi dłoń.
- Nic ci nie jest?- usłyszałam znów za plecami, tym razem o wiele bliżej niż było mi to potrzebne. Odskoczyłam o duży krok, patrząc gdzieś między jego butami a kopytami kuca. Czemu się tak niby o mnie martwił? Nie miał lepszych zajęć na dworze? Oczywiście że miał, ale chciał być dobrym i przykładnym księciem. "O, patrzcie jaki jestem wspaniały dla tej wariatki". Prychnęłam, ale tylko w myślach. Natomiast słowa jakie padły z mych ust nie były tak odważne.
- Nie, dziękuję. To normalna rzecz przy takim niezdarnym kucyku. A teraz możemy iść.- powiedziałam uparcie patrząc w dół. Podeszłam do Leriksa, klepiąc go w zad by ruszył swoim uroczym chodem. Wyszliśmy z Miasta w ciszy, a ja czułam coraz większą potrzebę ucieczki. Czułam się jak w pułapce, nie wiedząc co mnie czeka. Powinnam zachować się inaczej, wtedy nie miałabym tego wszystkiego na głowie. Nic nie zarobiłam przez swoje szaleństwa, a na dodatek sprawiłam że po raz pierwszy w historii monarcha odwiedzi dom cioci. Pomyślałam o kochanej kobiecie, która była dla mnie najmilszą osobą w życiu. Jednak darowała mi szaleństwo, którego zresztą pragnęłam.
- Mieszkasz daleko stąd?- spytał nagle, idąc po drugiej stornie ścieżki. Skutecznie się od niego odsuwałam, więc przynajmniej mogłam unikać kolejnej bliskości. Myśl że mnie dotykał nadal była dla mnie straszna. Jeszcze gorsze było to, że się nie wyrwałam, tylko jak głupia stałam tak, sparaliżowana strachem. Biedny książę nie może przejść kilku kroków, ojeju jak mi przykro. Nóżki go będą bolały, odciski mu się porobią od tej pielgrzymki. "Tak, jest bardzo daleko, więc wracaj do swojego zamku jasne?!" krzyczały moje myśli, jednak gardło znów zadziałało inaczej.
- Musimy przejść do końca tego lasu i będziemy na miejscu, książę.- wypowiedziałam grobowym tonem, czując upokorzenie jeszcze większe niż przedtem. Każde słowo tego absurdalnego dialogu zacieśniało moją klatkę goryczy, czułam się jak w pułapce i zapewne na odwrót. W końcu dotarliśmy do mojego mieszkania. Normalnie teraz rozebrałabym się do bielizny i leżała nad strumieniem, ale niespodziewany gość mi w tym przeszkadzał. Otworzyłam drzwi na oścież, czekając aż Leriks wraz z wózkiem wtoczy się łaskawie do saloniku. Nie wiedziałam czy wejść pierwsza, czy czekać na księcia, czy wejść do środka, dlatego staliśmy przed drzwiami, wzajemnie zapraszając się gestami do środka. W końcu on wybuchnął śmiechem, a ja, znudzona tą głupią zabawą weszłam do środka. Zamknęłam za księciem drzwi, tłumacząc ów ruch przeciągiem. Skinął głową, sadowiąc się na moim fotelu. Sama usiadłam na drugim, uwalniając Leriksa od uprzęży. Wszedł do kuchni, chwilę później wracając z tacą w pysku. Czajnik z miętową herbatą i ciastka, które piekłam wczorajszego dnia nie były co prawda poczęstunkiem godnym księcia, jednak kuc zawsze chciał być uprzejmy. Położył tacę na stoliku między fotelami, następnie wracając z dwoma filiżankami. Potem wszedł na swój dywanik, postąpał trochę kopytami, a potem padł z łomotem i w krótkiej chwili usnął.
- Bardzo usłużny kucyk. - zaśmiał się mężczyzna, jednak czułam jego spojrzenie na sobie. Zapewne zastanawiał się czemu nie zdjęłam peleryny. Cóż, czekał go smutny fakt: Ja jej nigdy nie zdejmuję. Z ociąganiem nalałam herbaty do filiżanek, zyskując trochę na czasie. Wąchałam cudowny zapach mięty, czując że z każdą sekundą pan traci nadzieję na odpowiedź z mojej strony. Uśmiechnęłam się na to w głowie, byłam nawet zgorzkniała. Zresztą, czego mógł się spodziewać po takiej scenie pierwszego kontaktu?
- Tak, Leriks jest dobrze wychowany.- "w przeciwieństwie do niektórych ludzi, którzy wpraszają się do domu okolicznych wariatek". Tego jednak nie dopowiedziałam, choć bardzo mnie kusiło. Chciałam być wredna, jednak nie potrafiłam zachować się niewłaściwie, szczególnie po tych przedstawieniach. Męczyło mnie to i chciałam przeprosić raz jeszcze, jednak było za późno. Westchnęłam cicho, poddając się.
- Skoro już mamy rozmawiać, to dobrze. Chodziło o moje skojarzenie z koroną. Mój ojciec był urzędnikiem królewskim, jednak został wydalony. Prze biedę mama musiała wrócić do prostytucji, jednak tata był za to zły i ja musiałam przejąć jej rolę. Ot, taka historia. Nie mam zbytniej ochoty do wracania do tego w szczegółach, przepraszam.- czułam palące łzy w oczach, jednak rozklejanie się w tym momencie było niezbyt stosowne. Miałam nadzieję że tym samym zrozumie, że zupełnie niepotrzebnym było chodzenie za mną aż za las, by usłyszeć kilka strzępkowych zdań mojej głupiej historii, o której nikomu nie chciałam mówić. Po co miałam się zwierzać z przeszłości? Napiłam się trochę z filiżanki, biorąc do ręki ciastko. kuc obudził się pobudzony zapachem wypieku, prosząc o kawałek. Pokruszyłam połowę ciastka w dłoniach, dając mu zlizać okruchy językiem. Lubiłam dawać mu szczęście, skoro tak o mnie dbał. A nie wiele było trzeba, bo kuce są o wiele łatwiejsze w obsłudze niż ludzie. Ludzie mają honor, dumę, wymagają szacunku. Kuc będzie ci ciągnął powóz za odrobinę miłości i podrapanie za uchem w chłodne wieczory. Dlatego tak bardzo bałam się ludzi: byli za trudni w obyciu, do wszystkiego się przywiązywali, wspominali. Zabawne, że sama byłam człowiekiem. jednak to tylko pozór, ktoś taki jak ja nie mógł być taki sam jak ci wszyscy idealni ludzie. Chciałabym, jednak to niemożliwe. Spojrzałam na lampkę ze świetlikami nad drzwiami. Robaczki latały w niej jak szalone, odbijając się od siebie. Owszem, męczyłam je. Jednak czy po tych męczarniach życia nie mogłam pozabijać z okrucieństwem kilku robaczków?
<Aron? "Los mój twoimi rękami prowadzony">
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz