Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

16 sierpnia 2015

Od Arona - CD. Finnin

Dzisiejszy dzień zapowiadał się cokolwiek normalnie. Po wczorajszym wieczorze spędzonym na pomaganiu Mattiasowi w porządkach w jego laboratorium czułem się niezwykle znudzony nawet po kilkunastu godzinach snu. Mój kochany braciszek nie odpuścił mi tego sprzątania powołując się na mnóstwo sytuacji, kiedy to jak wymagałem jego pomocy, nie mogłem się więc nijak wykręcić od tego. Może i mogłoby być to ciekawsze, gdybym mógł urzędować w części laboratorium gdzie Matt trzyma swoje eksponaty, próbki i nieskończone lub nieudane eksperymenty, bo jestem przekonany, że jest taka część, tylko on o niej nie wspomina, ale niestety mogłem jedynie odnosić książki i przyrządy na ich miejsca. Ale skąd wynika moje przekonanie? Otóż ten przemądrzały rudzielec przez cały ten czas był gdzieś indziej, gdzie ja wstępu nie miałem. Ba! nawet przestrzegał, że mam za nim nie łazić tylko robić to co robić powinienem. A to jak potwierdzenie moich przypuszczeń, czyż nie? No właśnie. Szczerze mówiąc z chęcią bym się tam wkradł i znalazł tę część, ale Mattias ma jakiś szósty zmysł jeżeli chodzi o wchodzenie do jego laboratorium. Nie wspominając już o jego piekielnym kocie. Ten czarci pomiot jest wszędzie gdzie mi teoretycznie nie wolno. I za każdym razem załączał ten swój tryb wycia. Znaczy się to podobno miauczenie jest, ale mi to bardziej brzmi jak skowyt udręczonych dusz. Ale cóż ekspertem nie jestem, choć ja na miejscu Matta przeszedłbym się z tym kotem do weterynarza lub egzorcysty. Tak na wszelki wypadek. Swoją drogą ciekawe gdzie ten paskudny kocur wraz ze swoim pańciem się podziewa? Przyszli na obiad, na który co prawda się spóźniłem blisko godzinę, ale odtąd ani słychu, ani widu po nich. Może są w laboratorium? A może gdzieś wyszli? Gdzieś daleko i nie wrócą przed wieczorem? To by dawało mi możliwość wdar...
- Auf - wydałem z siebie jakiś bliżej nieartykułowany dźwięk, gdy futrzaste cielsko brutalnie skoczyło mi na brzuch. Zgiąłem się w fotelu, na którym przez cały ten czas wygodnie pół-leżałem i zrzuciłem kota z siebie. Nawet nie zastanawiałem się skąd on się tu wziął. Ten kot jest wszędzie. Czytuś prychnął donośnie i syknął na mnie. Spojrzałem na niego zawistnie i zacisnąłem pięści, Kot odwzajemnił spojrzenie i wypruł z bawialni, miaucząc jakbym właśnie zrywał z niego skórę. Mattias pojawił się chwilę później w drzwiach, patrząc na mnie z wyrzutem.
- To bydle się na mnie rzuciło! - warknąłem, wstając - Nawet go nie tknąłem!
Wzrok chłopaka wciąż pozostawał nieufny, ale nic ostatecznie nie powiedział. Wziął wrzeszczącego kocura na ręce i oddalił się, zapewne do biblioteki lub laboratorium. Ja tymczasem strzepałem z siebie futro i rozciągnąłem się. Skoro już wstałem można by się czymś zająć. Zagryzłem od środka policzek i ruszyłem w stronę wyjścia z bawialni, by wkrótce wyjść na dziedziniec zamku. Co za paskudna pogoda, stwierdziłem, spoglądając na pozbawione choćby jednej chmurki niebo i palące żywym ogniem słońce. Jest stanowczo za gorąco, żyć się nie da.
Rozejrzałem się dokoła, z nadzieją zauważenia Svena. Mój przyjaciel lubił kręcić się przed zamkiem wypatrując atrakcyjnych dam z innych krajów. Czasem mu towarzyszyłem, bo w końcu jako książę wypadałoby witać przyjezdnych, prawda? No właśnie. Dziś jednak nie widziałem nigdzie jego blond czupryny, a nie chciało mi się szukać go po całym Mieście. Zamiast tego udałem się do stajni witając po drodze napotkanych dworzan i ludzi pracujących na zamku. Zanim dotarłem do budynku stajennego zatrzymała mnie Mira, pokojówka mojej mamy, informując mnie o targu na rynku.
- Mógłbyś się tam przejść i kupić królowej jej zioła? - spytała, wciskając mi w dłonie karteczkę z wypisanymi nazwami owych ziół i błyskawicznie ruszając załatwiać inne sprawy. Skinąłem głową do jej pleców i dziarskim krokiem ruszyłem na rynek z zupełnie nowym celem w życiu. Po drodze jeszcze udało mi się zajrzeć do piekarni i kupić ciastka truskawkowe. Powinien zacząć o siebie dbać, westchnąłem, spoglądając na swój brzuch. Właściwie to był płaski, ale mimo wszystko.. Może znów zacznę trenować z rekrutami w koszarach? To niezły pomysł. Zaciągnę jeszcze Svena i będzie fajnie. Wreszcie całkiem legalnie skopie mu jego szlachetnie urodzone cztery litery! Perfecto.
Myśl o dokopaniu Svena podziałała na mnie kojąco i powrócił mi dobry humor. Uśmiechając się do przechodniów, zajadałem swoje ciasteczka i powoli docierałem do rynku. Przed samym wejściem na plac zauważyłem idącego w moją stronę Svena - no proszę o to i nasza zguba. Uśmiechał się do mnie wyjątkowo złośliwie. Spiorunowałem go zirytowanym spojrzeniem, czekając na jakiś durny komentarz.
- Ładna tiara - rzucił, wbijając wzrok w czubek mojej głowy. Zmarszczyłem brwi.
- Co..? - zacząłem macać dłonią swoje włosy, nagle wyczuwając metalową obręcz ledwo trzymającą się na mnie - Co jest? - prychnąłem, ściągając ją z głowy. Złote kamienie na srebrnej koronie błysnęły w słońcu, powodując u mnie skrzywienie się.
- Stajesz się księżniczką? - zaśmiał się Sven.
- Ktoś mi musiał to nałożyć - burknąłem, wsadzając koronę z powrotem na głowę. I tak już za późno na ukrywanie jej - Rany, no.
- Kto mógłby ci wcisnąć na łeb tę obręcz?
- Pewnie Mira. Dlatego tak się śpieszyła. Narzuciła mi na głowę to cholerstwo, gdy nie patrzyłem i zadowolona odeszła.
- Jak mogłeś tego nie poczuć?
Wzruszyłem ramionami.
- Przywykłem już do opaski i nie za bardzo teraz odczuwam czy mam coś na głowie czy nie.
- Jakie to durne.
- No wiem.
Sven obrócił oczami i rozejrzał się wokół.
- Idziesz na rynek? - spytał, zerkając na stragany.
- Rynek? - powtórzyłem za nim, udając zdziwienie i głęboki niepokój - Tu jest jakiś rynek? - przyłożyłem dłoń do ust - Naprawdę?
Blondyn parsknął, ale podjął grę. Spojrzał na mnie i wykonał minę jakby miał właśnie powiedzieć mi największą tajemnice tego świata.
- Tak - pokiwał lekko głową - Ale nikomu nie mów.
- Dobrze.
- Przyrzekasz?
- Przyrzekam.
- Na paluszek?
- Na paluszek - skinąłem głową wyciągając do niego mały palec. Chłopak uścisnął go swoim i odsunął się ode mnie lekko. Spojrzeliśmy na siebie z wielce poważnymi twarzami i zaczęliśmy  się śmiać.
- To jest takie durne - podsumowałem, wchodząc na rynek. Sven szedł obok mnie uważnie spoglądając na stragany i dekolty przechodzących dam.
- Jest - odparł wesoło - Ale chyba nigdy z tego nie wyrośniemy,
- Nie ma szans - zgodziłem się.
Sven otwierał już usta by coś powiedzieć, gdy nagle cały rynek wypełnił pełen bólu krzyk. Zamarłem w bezruchu wpatrując się w zbliżającą się do mnie istotę. Ludzie z zaskoczeniem obserwowali  rozgrywającą się scenę, gdy tymczasem istotka dotarła do moich stóp zanosząc się płaczem i krzycząc jakieś niezrozumiałe dla mnie rzeczy. Spojrzałem znacząco na Svena. Chłopak skinął głową i zaczął dyskretnie odganiać gapiów. Wkrótce rynek opustoszał zostawiając mnie samego z tą jakże dziwną dziewczyną.
Schwyciłem ją delikatnie za ramiona i podniosłem do pozycji stojącej. Kobieta spojrzała na mnie roztrzęsionym wzrokiem, nie przestając mnie przepraszać i mówić, że nie chce więcej żyć i, że chce do domu.
- Hej, spokojnie - powiedziałem łagodnie - Nic się nie dzieje. Nie krzycz już.
Posłałem jej uspokajające spojrzenie i przygarnąłem ją lekko do siebie, głaszcząc ją po głowie. - No już spokojnie. Nie ma powodu do krzyku - dziewczyna szlochała jeszcze chwile, ale w końcu umilkła zaskoczona moim działaniem. Dopiero wtedy odsunąłem ją od siebie, patrząc na nią z troską.
- Spokojnie - powtórzyłem - Gdzie jest twój dom? Pójdziemy tam razem, dobrze? I wszystko mi wyjaśnisz w porządku? Nie bój się, przecież cię nie skrzywdzę - uśmiechnąłem się przyjaźnie. Choć cała ta sytuacja była wyjątkowo szokująca, ta dziwna istotka naprawdę mnie zmartwiła. W życiu jeszcze nie widziałem, by ktoś krzyczał z takim bólem i rozpaczą. Szczerze zastanawiało mnie co mogło ją tak skrajnie przerazić. Czyżbym był to ja sam? Zagryzłem policzek.
- Nie bój się i nie krzycz już.

<Finnin? Jezz mam wrażenie, że to wyszło tak kiepsko ._.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz