- A więc mów - zachęciłam Bohmena do konwersacji brzdękiem szklanych kufli pełnych piwa. - Ja stawiam.
- Jeśli pragniesz dostać się do Vonnborgu to masz przesrane. Nie byłem tam dobre kilka miesięcy, ale podobno reżim jaki tam panuje...O chłopie!
Na koniec swej wypowiedzi machnął ręką uderzając przy tym w kolano.
- Reżim?
- No Reżim - odpowiedział twierdząco mężczyzna, kończąc pierwszy i zarazem nie ostatni kufel trunku. Podrapał się jeszcze po głowie i pomasował po brodzie, zanim przeszedł do sedna. - Jak moja siostrzenica sprowadzała arbuzy, z tego... no, stałego lądu, to sprawdzali te cholerne owoce rozcinając je na pół. Na pół! I powiedz mi teraz co z takim towarem zrobić.
- Rozumiem - mruknęłam jakby sama do siebie, tkwiąc jeszcze przez chwilę w zamyśleniu. - Te tunele, to nadal się tam znajdują?
- Tunele? – powtórzył.
- Mam na myśli podziemną sieć jaskiń, którymi można było dawniej bezproblemowo się przemieszczać.
Dodałam poprawiając czarny płaszcz, który zakrywał moją twarz przed nieproszonym wzrokiem. Krasnolud jęknął ze zrozumieniem i pokiwawszy głową stwierdził, iż podziemna tunele zostały zniszczone kilka tygodni temu. "Stwierdził" bo dzwoniło mu to gdzieś tam, w tej durnej pustce, którą nazywa głową. Granice miasta też odpadły z listy tras, którymi miałabym się dostać do centrum miasta. Są pilnowane cały czas przez strażników, a na dodatek, zostały ogrodzone wielkim 50 metrowym murem, który chroni przed nieproszonymi gośćmi. Nie było opcji żebym się tam dostała, nawet za pomocą portali.
Wtem, na drewnianym podwyższeniu pojawił się grajek ze swą trupą. Gwar tawerny przycichł, a dobrze znana wszystkim piosenka "O Dellamo moja" rozbrzmiała dookoła.
- Trupy artystyczne wpuszczają?
Kropla nadziei na mniejsze kombinowanie przepadła wraz z kolejnym przeczeniem Bohmena.
- A kupiec, listonosz, służka…?
Każdy zawód jaki wymieniłam kończył się kiwaniem głową w poziomie. Nawet jeśli udało by mi się dotrzeć do muru, jako bodajże kupiec, musiałabym oczekiwać kilku miesięcznej zgody na wjazd i następnej na wyjazd.
Postanowiłam więc na chwilę spuścić wzrok z Bohmena, by rozejrzeć się po karczmie w pogoni za czymś co wprowadzi mnie do miasta. W jednej chwili dostrzegłam rannego bojownika rebeliantów, o których mówił niedawno krasnolud. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na dębowym krześle, po czym złożył listę zamówień do cycatej kelnerki.
- A jakbym wstąpiła do rebelii i w miesiąc podbilibyśmy miasto, to co? - zapytałam krasnoluda, przyglądając się nadal bojownikowi.
- Co prawda ponad połowa miasta ich wspiera, więc może się udać.
Złowieszczy uśmiech na mojej twarzy pojawił się od razu po twierdzącej odpowiedzi towarzysza. Wystarczyło teraz tylko w jakiś sposób dołączyć do bojowników i w jak najkrótszym czasie postawić swą stopę w centrum miasta.
I tak też zrobiłam, starając się jak najszybciej wstąpić do oddziału pod dobrym pretekstem. Złapana przez strażników służąca, chcąca wstąpić do prawych brzmiała całkiem dobrze.
<Eric?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz