- Rozumiem. - krótko opowiedziała po chwili i wpatrzyła się w dal.
- Zresztą widziałem w swoim życiu już zbyt wiele śmierci... - wyszeptałem cicho do siebie i również wbiłem wzrok w Bezimienne Wyspy. Nigdy wcześniej ich nie widziałem. Zwiedziłem całą Amazję, widziałem dokładnie każde Królestwo, ale w Aire - cóż to za paradoks - przebywałem najmniej, musiałem przecież ukrywać się przed ludźmi ojca. W swoim ojczystym Królestwie najlepiej znałem Góry Wschodnie, tam właśnie się wychowałem.
Po chwili milczenia znów się odezwałem:
- Przypominają mi Lądy Adepsu... - wyznałem - Byłaś tam kiedyś?
- Nie. - zaciekawiona, odwróciła się.
- Wyglądają mniej więcej jak Bezimienne Wyspy, ale nie są na niczym oparte. To po prostu ogromne kawały lądu szybujące w powietrzu, czasem nawet lekko się przemieszczają. Są tam ruiny pewnej cywilizacji - białe, marmurowe kolumny, rozsypujące się kamienne mosty... To jedno z moich ulubionych miejsc. - lubiłem rozmawiać na temat podróży. Zawsze się przy tym rozluźniałem. - Zwykle nie ma tam nikogo, a wiatr hula wysoko w górze. Orły wiją swoje gniazda na starożytnych budowlach. Pewnego razu spotkałem tam hipogryfa i zaprzyjaźniłem się z nim. Na jego grzbiecie dotarłem na wiele z tych latających wysp. - przez sekundę na moich ustach zagościł uśmiech, gdy przypomniałem sobie dawne dzieje.
Na jednej miałem nawet swoją kryjówkę, ale o tym, rzecz jasna, nie wspomniałem. Chwilowo zaufałem Caroline, ciągle jednak zachowywałem ostrożność.
W końcu przez całe moje życie musiałem to robić.
Kobieta była dosyć niezwykłą osóbką. Bardzo sprawnie wywijała mieczem, rysowała mapy, ścigali ją żołnierze... Nie wiedziałem nawet, z którego królestwa. Na pewno spoza Aire'a, ale nie nosili żadnych herbów. Czas pokaże, czy pomoc Caroline nie okaże się dla mnie zgubna.
Właśnie miałem rozpocząć kolejny wątek, kiedy przypomniałem sobie o krwi zasychającej na moich ubraniach.
- Muszę się wyczyścić, daj mi chwilę. - powiedziałem. Nie odwracając się, skinęła głową, zamyślona. Ja ruszyłem w stronę brzegu, ale postanowiłem się trochę oddalić. Kiedy znikłem z pola widzenia kobiety, zrzuciłem z siebie proste, brązowe spodnie do jazdy konnej, lnianą koszulę z krótkimi rękawami oraz czarną bluzę. Wszystko było zbryzgane krwią, więc wypłukałem swój strój w ciepłej wodzie. Sam też się zanurzyłem, opłukując twarz i ręce.
Kiedy wyszedłem z jeziora wciągnąłem na siebie mokre spodnie i koszulę. Było wręcz gorąco, świeciło też słońce, tak więc ubrania szybko schły. Na moich ramionach widać było długie, poszarpane blizny, ale nie zamierzałem wciskać się w ciężką od wody, wełnianą bluzę jedynie by je zakryć. Przyzwyczaiłem się do nich, choć przywoływały okropne wspomnienia.
Szybko wróciłem do Caroline i koni, które pasły się nieopodal. Ponownie usiadłem obok blondynki.
- Czy opowiedziałabyś mi, co się stało? Jak zaczęli cię ścigać?
<Caroline?>
powinno być "nie przepadam" XD
OdpowiedzUsuń