- Zmierzam zaciągnąć się do armii w Mieście Powietrza. Wędrowałem przez wiele lat, potrafię walczyć, tak więc postanowiłem przysłużyć się ojczyźnie. - wyjaśniłem. - A zresztą, każdy potrzebuje środków do życia, a moje fundusze aktualnje stopniały. Żołnierski żołd wystarczy mi z nawiązką.
- Ciężka praca. Wiem co mówię, sama jestem łuczniczką w wojsku, i mogę cię zapewnić, że generałowie szkolący rekrutów nie są przyjemni w obejściu. - przysiadła na omszałym głazie, pieszczotliwie gładząc ostrze swojego miecza.
- Wierz mi, dobrze o tym wiem - przez usta przemknął mi gorzki uśmiech. Ja również usiadłem, kilka metrów od Caroline, uprzednio uwiązując Ba'ala do gałęzi ogromnego dębu rosnącego nieopodal. Mój wierzchowiec nieufnie przyglądał się koniowi nieznajomej.
- A ty, co tutaj robisz? - zwróciłem się do dziewczyny, odgarniając z twarzy przydługie włosy i prostując zesztywniałe nogi.
Caroline? Bez przesady, twoje opowiadanie nie było takie krótkie
Nie było. Ale twoje jest naprawdę krótkie. xD
OdpowiedzUsuńBez urazy.
Wiem. To było bardzo krótkje, ale z racjj tego, że już właściwie kładłam się spać. Normalnie dłuże piszę :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń