- Uciekać to ty nie umiesz, księżniczko - powiedział tłumiąc śmiech. Schyliłam głowę. Ten, nadal lisio się uśmiechając, podał mi dłoń. Wstałam, a on podprowadził mnie z powrotem do strumienia. Usiadłam na trawie i pociągnęłam spódnicę. Mężczyzna roztargał kawałek rękawa swojej koszuli i zamoczył go w zimnej wodzie. Przysiadł koło mnie i położył mokry skrawek materiału na mojej nodze. Syknęłam. Okropnie piekło. Odruchowo złapałam jego rękę i mocno ścisnęłam. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że jej nie odrzucił.
- Aż tak boli? - zapytał ironicznie. Nie odpowiedziałam. Miał rację. Skaleczone kolano było moim najmniejszym problemem. Gorzej było z gardłem, które nadal, powoli się goiło. Miałam nadzieję, że nie zostanie blizna. Cieszyłam się, że zapomniał o naszej ostatniej rozmowie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili oboje usłyszeliśmy jak głośno burczy mi w brzuchu.
- Pójdę po cos do jedzenia - powiedział i znikł między drzewami. Nie wiedziałam, czy mówił to na prawdę, czy zamierzał porzucić mnie tam samą. Siedziałam cicho i czekałam. Kiedy myślałam, ze już nie wróci, wyszedł z krzaków. W rekach trzymał zająca. Zwierze było przestrzelone strzałą.
- Oszalałeś?! - podniosłam się. Nie wiedział, o co mi chodzi.
- W twoim stanie nie powinieneś wychodzić z łóżka!
Przyglądał mi sie przez chwilę. Miał dziwny wyraz twarzy. Nie mogłam z niej nic wyczytać.
- Idziesz jeść, czy będziesz dalej narzekać? - zapytał w końcu. W ciszy wróciliśmy do jaskini. Nie rozumiałam go. Czasem sprawiał wrażenie miłego, by po chwili zamienić się w gbura. Rozpalił ognisko i zaczął piec zwierze.
- Jak ty masz właściwie na imię? - zapytałam, gdy skończyliśmy jeść mięso. Gdy do jego uszu dotarło moje pytanie, jego źrenice gwałtownie się powiększyły i spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie zabić.
Zefir? Wyjawisz swe prawdziwe imię?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz