Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

18 sierpnia 2015

Od Caroline

Jechałam wzdłuż strumienia, który spokojnie płynął w przeciwną stronę. Deniver ociężale kroczył po drodze wyłożonej kamieniami i granitem, a wokół nas rozbrzmiewał głos stukotu kopyt i szumieniu paru listków, poruszany przez wiatr, którego tego dnia brakowało. Zapowiadało się na upały, które raczej nie ustąpią zbyt szybko. Trzymałam starą mapę w rękach i uważnie jej się przyglądałam, opierając się co jakiś czas na szyi swojego wierzchowca. -Jeśli jedziemy drogą, którą zaplanowałam to tu nieopodal powinna być karczma...- zastanawiałam się głośno i wyjrzałam zza świstka, lecz po karczmie ani śladu- Cholera jasna!- zgniotłam mapę, a ogier potrząsnął nerwowo łbem-Nie mam bladego pojęcia gdzie ona jest... i nie próbuj mi mówić, że mam kiepską orientację w terenie- zwróciłam się do konia, który spuścił powoli łeb, lecz zaraz po chwili zatrzymał się, cicho rżąc co robi dość rzadko.
-Czego ode mnie chc...- spojrzałam w bok i zobaczyłam drogowskaz ,,Wichrowe kaczę w prawo”- Jesteś genialny Deni... oczywiście gdyby nie ja to...- poczułam jak ogier, ryje kopytem w ziemi- No dobra, dobra... to także twoja zasługa, co nie znaczy, że ja nas nie doprowadziłam- skręciłam konia i zatrzymałam się przy drewnianych drzwiach.
-Zostań i napij się, zasłużyłeś- poklepałam ogiera po szyi i założyłam kaptur na głowę, wchodząc cicho do środka, wciągając zapach alkoholu i mocnych perfum gdy tylko otworzyłam drzwi.
Podeszłam do blatu baru, siadając na jednym z krzeseł. O ile moja intuicja mnie nie myliła to byłam przy granicach Królestwa Aier`a.
-Co podać?- usłyszałam gruby głos karczmarza, który przerwał mi obserwacje.
-Piwo, ale... prawdziwe piwo- odparłam poważnie, wyciągając kilka złotych monet.
Mężczyzna uśmiechnął się, a jego czarne wąsy automatycznie poszły w górę. Odłożył kufel, który właśnie wycierał i kazał swojej pomocnicy nalać piwa. Rozejrzałam się po raz kolejny dookoła. Przy stołach jak nie wojownicy to chłopi, a jak nie chłopi to wojownicy... na szczęście nie było widać ani śladu strażników.
-Piwo, czyste i świeże... prawdziwe...- podłożono mi pod nos pełen kubeł piwa.
Spojrzałam na nie, uśmiechając się pod nosem.
-Dziękuję- odparłam i dałam karczmarzowi monety.
Nagle drzwi od karczmy otworzyły się z głośnym skrzypem, a spojrzenia ludzi, tak jak przedtem niewzruszone, nagle wszystkie spoczęły na dwójce ludzi, którzy stopniowo zaczęli się zbliżać do blatu obok mnie. Przysłoniłam się kapturem.
-Mocny trunek, byle szybko- rozkazał jeden z nich.
Karczmarz kiwnął głową i osobiście nalał dwóm facetom do kubła.
-A czego panowie szukają o tej porze w takiej dziurze, hm?- zagadał do nich wąsacz.
-Sprawy dworu... ktoś wczoraj wkradł się do komnaty księżnej i wykradł cenny klejnot, o dziwo pozostawiając cały majątek nieruszony. Ścigamy go od wczorajszego popołudnia, a raczej ją...- przysłuchiwałam się wszystkiemu uważnie, zdając sobie sprawę, że to ci sami strażnicy, co na dworze.
~Ups... no to wpadłam...~ przez głowę przebiegła mi ta myśl.
-Hmm... żadnej kobiety tu nie było- zastanawiał się głośno karczmarz- A ile panowie za nią dają?- w pomieszczeniu momentalnie zapadła cisza.
-Pięćset złotych monet- odparł drugi już nieco głośniej.
-Barmanowi oczy aż zabłysły tak samo jak reszcie, już nie mówiąc o biednych chłopach. Ja natomiast siedziałam cicho, kończąc piwo i mając zamiar jak najszybciej się stąd ulotnić. W tym samym momencie poczułam spojrzenie jednego z straży na sobie.
-A ten typek to kto?- spytał grubego faceta strażnik.
-A bo ja wiem... Podróżnik- wzruszył ramionami mężczyzna i wrócił do pracy.
-Nie wygląda to mi na płaszcz podróżnych- powiedział do siebie wojownik i szturchnął drugiego, który wstał i przeszedł na drugą stronę- Skądś cię kojarzę...- usłyszałam podejrzliwy głos.
-Nie znam pana- odpowiedziałam w miarę grubym głosem, lecz w tym samym momencie poczułam jak kaptur momentalnie spada mi z głowy a spojrzenia wszystkich osób kierują się na mnie.
-Wiedziałem, że to ty złodziejko!- strażnik wstał, wyciągając miecz z pochwy tak samo jak drugi.
Obróciłam się energicznie i złapałam za swój miecz.
-Ty, to ona?- słyszałam szepty ludzi za sobą, lecz większość uwagi zwróciłam ku prześladowcom.
-Tak, to ja- uśmiechnęłam się w ich stronę arogancko- Moja babcia, świętej pamięci prędzej by mnie poznała w tym płaszczu niż wy gamonie!- krzyknęłam, gotowa do obrony i ucieczki.
-Tym razem nie będę dla ciebie tak litościwy- pokręcił głową jeden z nich- Obedrę cię ze skóry jak tylko cię dopadnę.
-Jak mi przykro, ale wyczerpałeś już limit łapania mnie i wsadzania za kratki, a ja i tak zawsze ci umknę. Jaka złośliwość losu, nieprawdaż? A... i zapomniałam, że jestem na terenie Króleswta Aier`a gdzie nie masz prawa i nie możesz mi nic zrobić...- zrobiłam słodką minę i oczekiwałam na ich ruch.
-Władza na pewno się nie obrazi za pozbycie się takiego szczura jak ty- splunął na podłogę.
-Na pewno jej będzie przykro, a gdy już ci zasadzę porządnego kopa to przekaż swojej pani pozdrowienia ode mnie i powiedz, że kamyczek, który straciła był bardzo piękny, ale niestety dostał go chłopiec z ulicy, który pewnie już się kąpie w złocie- posłałam mu uśmiech i zaatakowałam.
-Sama jej to przekażesz, tylko, że już w grobie- odezwał się drugi i po raz kolejny zaatakował.
Uskoczyłam, czując jak ostrze miecza przelatuje obok mojego policzka i skierowałam się ku drzwiom, które na całe szczęście były otwarte i nie zastawione. Odwróciłam się tylko by zobaczyć co się dzieje i wskoczyłam na grzbiet Deniver`a, popędzając go szybko.
~1 godzina później~
Zsiadłam z konia, który i tak był już wymęczony, ale wytrwale niósł mnie na grzbiecie i nie zwalniał tępa. Dzielny rumak... Poklepałam go po szyi i upadłam pod drzewo, opierając głowę o nie. Zdjęłam płaszcz i oczywiście zobaczyłam rozdartą koszulę, a na niej czerwoną plamę.
-Cholera... czemu zawsze się wpakuję w takie coś...- zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudził mnie przyjemny dotyk chrap Deniver`a i jego ciepłe powietrze buchające z nozdrzy.
-No dobra, wstałam...- odepchnęłam go, uśmiechając się- Żyję, żyję... nie widać?- wstałam, opierając się o mieczu, który miałam przez cały czas w ręku.
Ogier machnął łbem.
-Chyba wiem o co ci chodzi- wstrzymałam oddech i ścisnęłam mocno rękojeść miecza, rozglądając się dookoła.
Ktoś tu był. Na pewno. Może i on nie wie, że ja jestem, ale stanowczo wystarcza, że ja wiem. I zamierzałam się dowiedzieć kto to.

<Ktoś chętny?>

1 komentarz: