- Ja... obrabował mnie...sakiewka z pieniędzmi - wydusiłam jednym tchem, po czym dodałam: - Uciekł tam - wskazałam ręką ciemny zaułek. Mężczyzna pobiegł za "rabusiem" i znikł w ciemnościach. Usłyszałam tylko brzdęk i odgłos upadającego ciała. Kolejne życie mniej. Z drugiej strony nie wiedziałam, kim był strażnik. Być może nie był lepszy od swojego mordercy. Może zasłużył na śmierć. Nie mnie osądzać. Mężczyzna wychylił głowę zza ściany. Przyjrzał mi sie ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział. Teraz targał nie jedno, a dwa ciała.
- Pomogę ci - zaoferowałam, lecz ten stanowczym ruchem odepchnął mnie od siebie. Poczułam się okropnie. Przeze mnie i moją głupotę miał kłopoty. Ale co mogłam na to poradzić? Mężczyzna nie patrząc na mnie zaczął iść brukowaną drogą.
- I co teraz? - zapytałam, choć wątpiłam, czy miał cierpliwość mi odpowiadać.
<Zefir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz