- Zaczekaj.
Nie usłyszał. Odchrząknęłam i nieco głośniej ponowiłam prośbę. Nie zareagował. Podeszłam do niego, po mimo, że czułam jak trzęsą mi się nogi. Złapałam jego ramię. Dopiero wtedy się obrócił. Jego oczy nadal się mieniły, po mimo, że księżyc się schował.
- Dlaczego mnie nie słuchasz? - zapytałam, nadal trzymając swoją rękę na jego ramieniu. Dziwny chłopak. Uratował mi życie i odchodzi bez żadnej nagrody? To mi zaimponowało.
- Będziesz miał przeze mnie problemy. Co zrobisz z ciałem? - zapytałam, rozluźniając uścisk i spuszczając wzrok. Nie widziałam wyrazu jego twarzy, ponieważ cały czas dobrze ją ukrywał. Zapanowała cisza. Słychać było tylko muzykę świerszczy. Bałam się. Przecież za chwilę ktoś może nas zobaczyć i pomyśli, że specjalnie zabiliśmy tego człowieka. Wprawdzie on go zabił, ale w razie czego byłam gotowa wziąć połowę winy na siebie. Byłam mu to winna. Gdy ponownie spojrzałam mu w oczy byłam pewna, że się uśmiecha. Co mogło go bawić w tej chorej sytuacji? Znów obrócił się plecami do mnie i pomaszerował przed siebie. Dziwny typ. Zignorowała bym go, ale miałam wyrzuty sumienia. Skierowałam ku niemu rękę, by jeszcze raz chwycić go za ramię. Tylko to na niego działało. W tym momencie odwrócił się i powiedział:
<Zefir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz