Miałam szczerą ochotę wyjść od tego lekarza. Nudziło mnie jego gadanie i przejmowanie się moim zdrowiem. Wyczuwałam w jego głosie, że wolałby żebym poszła, lecz zapał lekarza z drugiej strony mu mówił, że musi pomagać innym. Gdy powiedział, że moja krew nie krzepnie tak jak powinna, zamyśliłam się na chwilę. W pewnym sensie wiedziałam dlaczego, lecz z drugiej strony nie chciałam tego do siebie dopuścić. Nie była to choroba czy coś… Nie! Tu chodziło o coś zupełnie innego. W swoich wspomnieniach cofnęłam się jakby w czasie i wróciłam myślami do tego pechowego dla mnie dnia. Nienawidziłam tego dnia! Krew mi w tedy zaczynała się gotować w złych jak jakaś gorąca i tryskająca złem magma. Poczułam, jak na moje policzki zaczyna napływać rozgrzana krew ze złości. Nie byłam zła na lekarza, bo odwalił kawał dobrej roboty z opatrzeniem moich ran, lecz z drugiej strony byłam… Hm… Jak to powiedzieć? Może powiem, że zachowywał się trochę jak moja zmarła matka! Uważaj tu, lepiej tego nie rób! Ja nie byłam taka! Ja byłam ryzykantkom! Co prawda nie zawsze mi to wychodziło na dobre, ale taka już byłam. Popatrzyłam jeszcze raz na doktora który najwyraźniej nie chciał dać za wygraną. Zawsze dziwiło mnie oddanie lekarzy w stosunku do pacjentów. Chcieli pomagać pond wszystko. Inni pracowali za kasę lecz ten za darmo leczył ludzi. Wtedy przywołałam się do porządku, bo przecież ten człowiek uratował mi życie! Zamyśliłam się znowu. Tak… Doskonale pamiętałam tamten dzień, gdy urządzono na mnie zasadzkę i cudem przeżyłam z tamtej, że tak powiem, bijatyki. Myślałam, że jak zwykle się z tego wyliże lecz jakże byłam w błędzie! Podczas gdy wtedy uciekałam, jeden ze strażników strzelił mi w nogę strzałą która była nasiąknięta jakąś trucizną. Przyznam, że tego się nie spodziewałam po zwykłych strażnikach! No ale cóż! Czasy się zmieniają i musiałam się przez to nauczyć nowych sztuczek. Mimo wszystko, że dalej żyłam, trucizna dalej krążyła w moich żyłach niszcząc mnie coraz to dalej… Z początku nie spodziewałam się, że tak mi uprzykrzy to życie. Nie znałam lekarstwa na tę truciznę, a powodowała ona coraz większe szkody w moim organizmie. Przez to moja krew nie krzepła tak jak powinna. Gdybym mogła cofnąć wtedy czas… Niedobrze mi się robiło na myśl że dałam się wtedy tak zaskoczyć, jak jakiś cholerny nowicjusz! Eh. Nieważne. Wracając do lekarza który mi pomógł… patrzył na mnie lekko z oburzeniem i jednocześnie troską. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Dziękuję że mi pomogłeś doktorze lecz naprawdę muszę już iść. – powiedziałam lecz nadal siedziałam bo czułam ze moje nogi nie są jeszcze gotowe na jakiekolwiek ruszenie się z miejsca. Doktorek miał rację. Powinnam jeszcze trochę zostać, ale z drugiej strony dziwnie się czułam u lekarza… Bałam się że ktoś może mnie rozpoznać czy coś. W końcu teraz nawet nie byłam w stanie jakoś specjalnie walczyć. Poprawka! Nie mogłam chodzić, bo byłam słaba, a co dopiero mówić o walce bądź ucieczce! No ale z drugiej strony u lekarza chyba nic się nie stanie! Miałam tylko nadzieję, że nie będzie się zagłębiał w moją „chorobę krwi”.
< Winter? Wybacz tandetę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz