Był nadzwyczaj gorący, wręcz upalny dzień. Nawet w
Królestwie Aire'a, gdzie powietrze było jednym z najbardziej wydatnych jakie
występowało w całej Amazji nie dawało większego zadowolenia niż stary but,
leżący u wyjścia z domu rzemieślnika. Siedziałam w cieniu drzew i próbowałam
się ochłodzić wachlarzem, który dostałam całkiem nie dawno od pewnego
handlarza. Pewnie teraz interes mu się wiedzie, przy takich upałach.
Obok mnie stał Deniver, co chwila machając ogonem by odgonić
natarczywe muchy i nie wiadomo czy nie dlatego aby się schłodzić. Współczuję mu
tej sierści. Z jednej strony może i przyjemnie ciepło w zimę, ale jakby patrzeć
od drugiej strony niewiarygodnie gorąco w lato, choć jego rasa przyzwyczajona
jest do takich grzejników jak dzisiaj.
- Za chwilę nie wyrobię... Chyba wybierzemy się do Królestwa
Aqua'y... podobno mają tam wody przeróżnej jakości, także taka na te dni...- oparłam głowę o drzewo- I jak mały? Chce ci się iść?- zwróciłam się do konia.
Pewnie wyglądało to jakbym była wariatką, a słońce za mocno
przygrzało mi głowę, ale jak tu się do kogoś nie odezwać?
Deniver był widocznie zniesmaczony moją propozycją, a raczej
myślą, że będzie musiał mnie dźwigać na grzbiecie, a znam go na tyle, że jak mu
się nie chce to mogę i nawet sto razy próbować chociaż włożyć nogę w strzemię,
a i tak spadnę z niego.
- Dobra, zrobimy tak... ty połowę drogi poniesiesz mnie, a
drugą połowę...- zacięłam się w połowie
zdania.
Rumak podniósł głowę, patrząc na mnie swoimi dużymi oczyma
na wskroś lustrując mnie spojrzeniem.
- ... będę iść na swoich nogach... co ty na to?- dokończyłam.
Widząc, że nie dostałam kopniaka po minucie uznałam, że koń
się zgadza, w dodatku widząc worek pełen jabłek przystał na moją propozycję
dosyć chętnie, oczywiście jeśli te jabłka będą tylko i wyłącznie dla niego.
Tak, więc zaczęła się podróż do Królestwa Aqua'y, a tam
natomiast...
Gdziekolwiek spojrzysz zbiornik wodny. Widać było, że
mieszkańcy tegoż królestwa nie narzekają zbytnio na upał. Nawet na gościńcu
była malutka fontanna, ale ja szukałam czegoś ciut większego, bardziej...
okazalszego. W końcu znalazłam to o czym w danym momencie marzyłam. Morze...
piękne, szerokie i zimne morze. Chyba zacznę powoli wielbić wodę...
Zdjęłam buty i zamoczyłam stopy w przyjemnie chłodzącej
ciało wodzie. Zdjęłam Deniver'owi sprzęt, zachęcając go do wejścia w morze.
- Deni... no chodź tu buraku cukrowy jeden...- pogoniłam go, jednak po chwili tego
pożałowałam, widząc jak wierzchowiec wbiega do wody, ochlapując mnie
przypadkiem czy też specjalnie, lecz nie przeszkadzało mi, czując jak krople
wody ściekają powoli z mojej twarzy ku szyi, biustu aż w końcu ginęły na
materiale mojej koszuli.
Oczywiście nie obyło się bez wywrotów w wodę i kilku
piruetach, przez które byłam cała mokra. Jak wszystko, zabawa musiała się
skończyć. Usiadłam przemoczona na pobliskim kamieniu, rozkładając nogi
naprzeciwko siebie. Mój towarzysz również wyszedł z morza i zaczął skubać
spokojnie trawę(o ile była to trawa rosnąca tuż obok morza).
Największe problemy miałam z wysuszeniem. Zdjąć ubrania czy
nie? Jednakże nie wypadało tak na obym terenie. Ostatecznie zostałam w mokrym
ubiorze.
Wtem ktoś wszedł na plażę. Nie wyglądał ani na uzbrojonego
wojownika ani na złodzieja, a raczej nie wyglądała. Była to kobieta, w
szatynowych włosach spiętych w kok i przypiętych klamrą. Widocznie mnie
zauważyła, ponieważ odstawiła torbę i podeszła do mnie.
- Miło tak ochłodzić się w gorący dzień, nie prawdaż?- zagadała przyjaźnie.
- Tak, rzeczywiście przyjemnie- odparłam dosyć nieufnie wobec obcej mi
dziewczyny, wyglądającej na około trzydzieści lat.
- A skąd pani jest?- zapytała.
- Królestwo Aire'a- odparłam lakonicznie, nie rozwijając bardziej
tematu.
- Aire'a... - powtórzyła, kiwając głową - Piękne tereny, lecz u nas też są cudne- dodała.
- Owszem- przytaknęłam z czystej grzeczności.
- Może chce się pani u nas rozgościć?- zaproponowała mi gościnę.
- Nie, dziękuję. Muszę wracać do domu, praca czeka,
zresztą... ja tylko chwilkę- wstałam,
zakładając buty z zamiarem odwrotu i odejścia, lecz poczułam dotyk na ramieniu.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Nalegam - powiedziała kobieta- Wyglądasz na mądrą, młodą kobietę... nie
grzechem jest zostanie w Królestwie Aqua'y...
- Na stałe?- przerwałam jej, coraz bardziej nieufnie
spoglądając na nią- Dziękuję, ale i tak
odmówię. Nie jestem zdrajcą...- cofnęłam
się parę kroków, dopóki nie poczułam wolnej przestrzeni osobistej.
- Ależ tu nie chodzi o zdradę, przecież nikt ci nie zabroni
ani nie wsadzi za to do więzienia...
- Wyraziłam już swoje zdanie na ten temat. Nie, dziękuję- nasiliłam ton głosu.
- Czułabyś się tu jak u siebie w domu, ale skoro nie...- nagle zza krzaków wyskoczyła dwóch mężczyzn.
No tegoż to się nie spodziewałam. Napad!? Ch*lera, no może
jeszcze zające z kłami i sztyletami, udające rozbójników!? Chciałam chwycić za
miecz, lecz uświadomiłam sobie, że pas wraz z łukiem i kołczanem leżą nie dalej
niż trzy metry stąd. Spojrzałam na ludzi. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie i nie
byli też nastawieni entuzjastycznie.
- Panowie... po co te nerwy...- uśmiechnęłam się, lecz na mojej twarzy było
widać zaniepokojenie.
Jeden z nich zrobił pierwszy ruch, atakując, lecz osunęłam
się szybko mu z drogi, za to drugi dostał porządnego kopniaka w dupsko.
- Damy nie należy atakować- uniosłam głowę i sięgnęłam po miecz- Bo można mocno oberwać- uniosłam ostrze do góry.
Kobieta zniknęła za krzakami, ja za to zostałam sama na sam
z dwójką mężczyzn. Nie zamierzałam ich zabijać, lecz tylko nastraszyć. W razie
konieczności zrobię to co zrobić muszę. Jednak już po piątym ataku widać było,
że byli zmęczeni. Wycofali się dyskretnie.
Rozluźniłam mięśnie i schowałam miecz do pochwy. Odwróciłam
się i sięgnęłam łuk, zapinając porządnie pas i odwracając wzrok na Deniver'a,
który dotychczas pasł się spokojnie.
- Mógłbyś mi chociaż pomóc- zwróciłam się do nie z wyrzutem.
Koń odwrócił głowę i parsknął.
~Kara menda...~ uśmiechnęłam się i założyłam mu siodło na
grzbiet oraz ogłowie, wsiadając na niego i każąc galopować w kierunku domu.
Gdy dotarliśmy, oporządziłam swojego rumaka, dałam mu jeść,
a sama bez kolacji i z pustym brzuchem padłam na łóżko wycieńczona. Nie chce mi
się nawet przygotować na jutrzejszy dzień. No nic... Caro... umiesz
improwizować, w takim razie jutro będziesz musiała to zrobić po raz kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz