Stałem w cieniu drzew może pięć minut, zanim mnie zauważyła. Mimo, iż jej wzrok był pełen wyrzutów i zdziwienia, mimo jej nagłych wypieków mimo zimnej wody strumienia, nie odwróciłem wzroku. Nie drgnął żaden mięsień na mojej twarzy. Dziewczyna zawstydzona kryła swojej atuty otwartymi dłońmi,
Trzymałem rękę na ranie, jeszcze świeżej, jednak goiła się. Powinienem leżeć, tak. Pomornik czerwony był rośliną o niezwykłych właściwościach, żyjący w bardzo surowych, pustynnych warunkach. Z bandaży czułem jego charakterystyczny ostry zapach, napominający miętę pomieszaną z cynamonem. Ohydny zapach moim zdaniem. Ale przyspieszał regenerację tkanek. Do tej pory miałem świszczący oddech, w ustach czułem smak resztek krwi.
Posłałem jej lisi uśmiech.
- Nic, co reprezentujesz teraz swoim ciałem nie jest mi obce - okrężną drogą napomniałem jej o tym, że nie po raz pierwszy widzę kobietę nagą. Karmiłem się jej wstydem. Było to może lekko sadystyczne, biorąc pod uwagę jej speszenie, jednak nie czułem wyrzutów. Nie widziałem w tym niczego złego.
Obdarzyła mnie oburzonym spojrzeniem i skuliła się, nie mając zamiaru odsłaniać niczego. Zerknąłem w bok. Jej pranie suszyło się na słońcu, które nieśmiało wystawało zza chmur. Na Bogów, ściągnęła z siebie dosłownie wszystko.
- Tak się dziękuje za uratowanie życia? - żachnęła się oburzona, odwracając ode mnie wzrok.
Roześmiałem się.
- Mogłaś zostawić na sobie przynajmniej bieliznę, skowronku - zażartowałem, jednak szybko tego pożałowałem. Śmiech wymagał gwałtownego oddychania, przez co zaniosłem się gwałtownym kaszlem. Przekląłem pod nosem, gry ocierając wargę zobaczyłem krew na wierzchu dłoni. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie. Okropny ból przeszył moją klatkę piersiową. Powoli uspokoiłem oddech.
- Powinieneś odpoczywać - dziewczyna powiedziała nieśmiało, już nieco bliżej. Uniosłem wzrok. Przez kosmyki czarnych włosów ujrzałem, jak, już ubrana w bieliznę, sprawdza stan swoich ubrań. Czysta woda nie była w stanie oczyścić ich z krwistych plam do końca, jednak wyglądały lepiej. Wykorzystała czas mojej słabości, aby uratować swój honor. Sprytne.
Z rozczarowaniem stwierdziła, że musi jeszcze poczekać. Może ona mogła. Ja nie. Martwiłem się o pościg. Jednocześnie pomyślałem, że pozostawienie jej teraz było jak wyrok śmierci. Gdyby pościg wpadł na jej trop, zostałaby zatrzymana. A jej niewinność i uroda były tak prowokujące, że byłem niemal pewien, że zostanie przez nich seksualnie wykorzystana. Chyba, że wpadnie w ręce jakiegoś niepoprawnego anioła stróża.
- Tak, powinienem - przyznałem z udawaną skruchą.
Nie odpowiedziała. Siedzenie długo w jednym miejscu nie było moją domeną. Nie w takich okolicznościach. Przed Jaskinią widziałem popiół, a ciała zniknęły. Dziewucha zrobiła na mnie wrażenie.
- Straż miasta niedługo zacznie nas szukać - powiedziałem. Chciałem ją zostawić. Żeby odeszła, żeby nie miała ze mną niczego wspólnego. Człowiek, który zna moje tajemnice, był niebezpieczny. Nie wiedziałem, czy powinienem ją zabić. Jednak uratowała mi życie. Nie byłem potworem. Z resztą, ona była jeszcze dzieckiem.
- Nie zacznie - odpowiedziała, dziwnie pewna siebie.
Spojrzałem jej w oczy. Wzdrygnęła się na ten gest, uciekała od mojego wzroku. Spuściła oczy w dół. Nie puściłem tego obok uszu.
- Dlaczego tak twierdzisz?
- Ja... - zaczęła niepewnie. Oparłem się o drzewo - Ja to po prostu wiem - jej drżący głos brzmiał, jakby się wahała szukała oczami punktu oparcia, bezskutecznie, co jakiś czas spoglądając na mnie, aby sprawdzić, czy nadal się na nią gapię. Nie pierwszy raz widziałem człowieka, który coś tak nieudolnie ukrywa.
Może niesłusznie zaostrzyłem głos:
- Dlaczego tak sądzisz?
Jej wargi drżały. Cofnęła się o krok. Bała się mnie.
<Jedziesz dalej, śliczna.>
Już się biorę za pisanie ;)
OdpowiedzUsuń