Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

19 sierpnia 2015

Od Gabriela - CD. Caroline

Wystarczyło mi jedno spojrzenie na Caroline, by zrozumieć, że to właśnie nadjeżdżający żołnierze są tymi, którzy ją ścigają. Znalazłem się w ciekawej sytuacji. Kobieta nie wyglądała mi na zwykłą złodziejkę i choć była dosyć zuchwała, nie sądziłem, aby była bezduszną kryminalistką. Najwyraźniej miała ważne powody, by kraść... o ile wogóle coś ukradła...albo po prostu zaszło nieporozumienie. Którakolwiek z tych opcji była właściwa, i tak stałem po jej stronie, zwłaszcza że żołnierze raczej wezmą mnie za jej współpracownika, widząc nas razem.
Nie zamierzałem zostawić kobiety na pastwę dwóch uzbrojonych mężczyzn, choć
podejrzewałem dobrze, że pojedynek z nią skończyłby się raczej na ich niekorzyść.
Popatrzyliśmy na siebie. Polana nie była dobrze osłonięta i gdyby jeźccy dobrze się przyjrzeli, z pewnością zauważyliby ludzi, oboje dobrze o tym wiedzieliśmy. Uciec również nie mogliśmy, w gęstym borze nie było szansy na galop, a na trakcie nie zdołalibyśmy ich zgubić. Albo nas przeoczą, albo będziemy walczyć.
- Zobaczą nas. - Caroline wyartykułowała bezgłośnie. Skinąłem głową, na znak że zrozumiałem, a ona spojrzała na mnie, jakby nie była pewna, po której stronie stoję. Wskazałem na broń w jej dłoniach i sam bezszelestnie wyciągnąłem klingę, stając w pozycji do ataku. Spostrzegłem, jak Ba'al i Deniver nerwowo strzyżą uszami. Na szczęście nasze konie były dobrze wyszkolone i nie zdradzały naszej pozycji.
Głuchy stukot kopyt o leśną ścieżkę stał się jeszcze głośniejszy i teraz słychać było również pobrzękiwanie uprzęży i przyciszone głosy.
- Nie mogła daleko odjechać, na pewno jest w okolicy. - usłyszałem przepełniony złością, lekko ochrypły głos.
- Daj spokój, Gavin. Ta sprytna jędza może nawet korzystać z czarów. Pewnie zaszyła się gdzieś i więcej jej nie zobaczymy...
- Tak sądzisz, Kale? I co, wrócisz do naszej pani i powiesz, że zabiliśmy ją i wrzuciliśmy do pobliskiego rowu. Ja, do jasnej cholery, nie zam... - głos urwał się nagle, gdy żołnierz imieniem Gavin zobaczył nas przez krzaki. Zakląłem w myślach, a Caroline na głos.
Wyglądało na to, że dziś krwawa jatka mnie nie ominie.
- Tam jest! - wrzasnął żołnierz i wraz ze swoim kompanem zaszarżował na nas poprzez krzaki leszczyny. - Ma wspólnika! - wykrzyknął, kiedy mnie zauważył. - W końcu cię dopadliśmy, złodziejko! - rzucił w stronę Caroline, a jego glos ociekał nienawiścią - Za moment oboje będziecie smażyć się w piekle!
- To się jeszcze okaże - wycedziła kobieta.
W tej samej sekundzie co Caroline zaatakowała Kale'a, ja skoczyłem do przodu na Gavina. Prześlizgując się pod mieczem, spadającym na mnie ze świstem z grzbietu konia, pochyliłem się nisko i w myślach przepraszając zwierzę, podciąłem ścięgna tylnych nóg wierzchowcowi. Momentalnie przysiadł on na zadzie, a żołnierz, chcąc-nie-chcąc, musiał z niego zeskoczyć i teraz krążyliśmy wokół siebie jak dwa ciekłe psy. Kątem oka zauważyłem, że Caroline w podobny sposób pozbawiła Kale'a przewagi, oraz że jest doskonale wyszkolona w walce mieczem. Podejrzewałem, że byliśmy na podobnym poziomie.
To ja pierwszy zaatakowałem i dodając cięciu siły poprzez pół-piruet, zadałem cios boku. Gavin skrzyżował swoją klingę z moją, ale widocznie zaskoczyła go moc mojego ataku, bo zachwial się lekko. Jak na żołnierza, walczył dobrze. Nawet bardzo dobrze.
Lecz niewystarczająco. Odskoczyłem i zacząłem krążyć wokół niego, zasypując go gradem ciosów ze wszystkich stron. Wściekłość dodawała mu sprawności, ale i tak ledwo odbijał wszystkie uderzenia. Nagle, w przypływie desperacji, ruszył na mnie z prostym pchnięciem w czwartą. Natychmiastowo założyłem zasłonę i zripostowałem cięciem zamachowym z łokcia. Ten usiłował uchronić się przed nim zasłoną św. Jerzego. Ręka mu drżała, kiedy moja klinga coraz bardziej napierała na jego. Zebrałem się w sobie i ostatecznie przełamałem jego zasłonę. Mój miecz ciężko wbił się w jego prawy bark, a broń wypadła mu z rąk. Musiałem trafić na łuk aorty, gdyż krew z rany padającego na kolana żołnierza momentalnie zbryzgała moje spodnie. Kilka sekund później Gavin zaczął agonalnie drgać.
Podniosłem wzrok na Caroline, która również zakończyła walkę i właśnie dobijała Kale'a. Ciekawe. W tym samym momencie zaczęliśmy walczyć, w tym samym zwaliliśmy ich z koni, oraz w tym samym skończyliśmy nasze pojedynki - przemknęło mi przez myśl.
- Koniec z nimi. - stwierdziła kobieta, odwracając się w moim kierunku. Tak jak ja pokryta była cudzą krwią, a oboje nie byliśmy nawet zadraśnięci.
- Cóż, nie zaprzeczę. - zgodziłem się, zerkając na trupy. Jak zwykle po zabijaniu, wpadłem w ponury nastrój. - Co dalej?

(Caroline? Naprawdę przepraszam za tamto opowiadanie, ale właśnie kładłam się spać i nie miałam czasu na dłuższe. Wybaczysz?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz