Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

18 sierpnia 2015

Od Svena

Z dumą wpatrywałem się w moje najnowsze dzieło. Nie większy od dłoni, szklano-metalowy gryf powoli budził się do życia. Jego malutkie, tytanowe łapy wykonywały niesforne ruchy a perłowe oczy rozglądały się ciekawie dookoła. Szczerozłote serce widoczne przez szybkę na piersi zaczynało pompować włożoną w nie magię, które pobudziło istotkę do życia. Gryf wydał się z siebie melodyjny dźwięk mający imitować pisk i nieśmiało podszedł do mojej dłoni. Zadowolony obserwowałem jak wszystkie trybiki idealnie działają umożliwiając stworzeniu swobodne poruszanie się. Wszystko działało perfekcyjnie tak jak działa żywy organizm. Pogłaskałem go delikatnie po łebku i wziąłem na dłoń. Gryf przytulił się do mnie, z ufnością kładąc się na mojej ręce. Uśmiechnąłem się pod nosem i ze swojego sypialni przeszedłem do małego pokoju obok. Tam przywitał mnie chór cichych śpiewów. Wielka makieta, która zajmowała niemal całe pomieszczenie przedstawiała krainy, które pamiętam jeszcze z Norwegii. Był tam las i polana a nawet stoki gór. Wszystko oddane z niezwykłą dokładnością, stworzone z drewna i metalu było domem dla moich małych arcydzieł rzemiosła. Ożywione magią, zbudowane z największą dbałością, każde o swoim własnym, bijącym sercu. Odkąd odkryłem, że jestem w stanie nadawać im życie całe dnie i noce poświęcam na tworzeniu kolejnych stworzeń, które tak umilają mi moją pracę nad innymi rzeczami. Gdyby świat się o nich dowiedział mógłbym stać się niewyobrażalnie bogaty lub spłonąć na stosie za obdarowywanie życiem czegoś co żyć nie powinno. Mój uśmiech poszerzył się. Tak o to zakpiłem z całej idei tego jak mogą powstawać żyjące istoty. Satysfakcjonujący, choć wiadomy tylko dla mnie pstryczek w nos dla tylu filozofów i teologów. Ludzie nie doceniają potencjału jaki kryje się w metalach i magii. Może pewnego dnia to dostrzegą, ale mam cichą nadzieję, że dopiero wtedy gdy będzie za późno.
Ostrożnie położyłem gryfa na polance, gdzie przywitały go pozostałe stworzenia, które zrobiłem. Stworzony z białego złota pegaz oraz srebrny vulfix wesoło zareagowały na nowego towarzysza, wydając przy tym całą symfonię dźwięków. Gryfik nieśmiało zaczął się z nimi bawić, szczerze mnie rozczulając. Moje małe cudeńka. Posiedziałem jeszcze z nimi chwilę przyglądając się ich psotom i zastawiając się co stworze następne, Praca nad jednym takim dziełem wymagała stworzenia nowych mechanizmów i części - każde stworzenie było niepowtarzalne, i niestety dosyć kosztowne przez co jego budowa często trwała nawet kilka miesięcy. Choć już powoli zacząłem układać plany na utworzenie Indutusa, właściwą pracę nad nim zacznę chyba dopiero w kolejnym miesiącu. Nie ma co się śpieszyć, za to wszystko trzeba brać się powoli i z odpowiednim przygotowaniem. To przecież nie jest tak prostacka robota jak wykucie miecza czy zrobienie mebli. To praca wymagająca wielkiego skupienia i precyzji, gdzie nie można popełnić żadnego błędu. Każde nawet najmniejsze potknięcie mogło poskutkować tym, że ożywione stworzenie mogło okropnie cierpieć. Mnóstwo czasu poświęciłem na zbudowanie vulfixa i tchnienie w niego magii napawało mnie okropnym niepokojem, ale jak się okazało bez potrzebnie. Od samego początku był perfekcyjny w każdym możliwym calu, i choć było to już blisko rok temu to wspomnienie wciąż napawa mnie ogromną dumą i satysfakcją. Nikt przede mną nie osiągnął czegoś takiego. Gdybym tylko nie żył w tak ciemnych czasach byłby to przełom. Teraz niestety muszę to ukrywać i moje małe dzieła mogą cieszyć tylko moje oczy. Może pokaże je Marzi i Aronowi? Im w końcu mogę ufać. Zastanowię się nad tym.
Widząc, że gryf oswoił się już z resztą, cicho usunąłem się z pokoju wracając z powrotem do mojej sypialni, Bez większej uwagi przejrzałem inne niedokończone projekty nie czując potrzeby brania się za jakąkolwiek z nich. Zajmę się tym kiedy indziej. Znudzony siedzeniem w domu wyszedłem na ulicę, myśląc nad tym czym mogę się teraz zająć. Poszedłbym po Arona, ale jakoś nie miałem ochoty spotykać się dziś z przyjacielem. Poza tym miał chyba jakieś plany na dziś czy coś takiego. Nie chciało mi się też zasuwać na drugi koniec miasta, by posiedzieć w karczmie i zmarnować wieczór na grach. Może wreszcie spróbuję wybrać się na przejażdżkę na Demirogu? To znaczy Demiurgu. Tak? Tak, Demiurgu. Pamiętam przecież jak się nazywa mój własny koń. Chyba.
Wartkim krokiem udałem się na tyły mojego domu i wszedłem do niedużej stajni. Było tam tylko sześć boksów, z których tylko cztery były zajęte. Sake, moja dawna klacz przywitała mnie wesołym rżeniem. Pogładziłem ją po pysku po czym odwróciłem się do stojącego naprzeciwko Demiroga. Potężny ogier spojrzał na mnie łagodnie domagając się pieszczot. Uśmiechnąłem się leciutko i podrapałem go po czole, przy okazji wyprowadzając z bosku. Przywiązałem go do żerdzi na zewnątrz stajni i przystąpiłem do szybkiego czyszczenia. Wyczesałem jedynie miejsca, gdzie położone było siodło i nogi oraz wyczyściłem kopyta, chcąc czym prędzej go osiodłać i dosiąść. Choć wskoczenie na takiego wysokiego konia sprawiało nie lada problem poradziłem sobie z tym w miarę sprawnie i stanowczym ruchem dałem ogierowi sygnał do ruszenia. Nie czekając na nic popędziłem go do galopu, z rozmachem wpadając na ulice. Zaskoczeni ludzie omal nie poprzewracali się na widok pędzącego Demiroga. Zaśmiałem się głośno z tego powodu, powodując tym samym wyzwiska wykrzykiwane pod moim adresem, które tylko dodatkowo poprawiły mi humor. Galopując uliczkami miasta z rozbawieniem obserwowałem burzących się mieszkańców. Jak to niewiele trzeba, by popsuć innym dzień. A ile rozrywki to dostarcza! Naprawdę niesamowite, nie prawda?

<Jakby ktoś miał ochotę pozmagać się z tym zadufanym arogantem, śmiało c;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz