Dobrze pamiętałam jak zaraz po śmierci mamy trafiłam do jakiejś wioski i roztrzęsiona prosiłam o pomoc. Szukałam schronienia i pociechy, a dostałam pogardliwe spojrzenia i odburkiwane nakazy bym szła precz i nie zawracała głowy uczciwie pracującym ludziom, bo oni nie mają zamiaru przygarniać głupiej i niezdatnej do pracy dziewuszki. Od tamtej pory unikałam wsi i miast za wszelką cenę, a za dom uważałam leśną gęstwinę. Przez jakiś czas byłam sama, bo zwierzęta, czując mój zapach, omijały mnie szerokim łukiem, obawiając się niebezpieczeństwa. Kiedy jednak udało mi się podejść dostatecznie blisko by móc porozumieć się ze zwierzęciem a nawet pomóc mu w przetrwaniu zyskiwałam wiernego towarzysza. Teraz miałam ich aż sześcioro i nie zamierzałam pozwolić by stało im się coś złego. Już raz zawiodłam, gdy nie udało mi się uratować mamy i nie mogłam pozwolić by coś takiego się powtórzyło...
Niestety wilki były dla mnie zbyt szybkie, więc po kilkugodzinnej wędrówce musiałam odłączyć się od stada. Usiadłam pod starym dębem na niewielkiej polance by trochę odpocząć. Przez kilka minut udało mi się zachować czujność i uważnie obserwować otoczenie, ale potem powieki same mi opadły i usnęłam...
Obudziło mnie dziwne łaskotanie, a gdy zaspana otworzyłam oczy, ujrzałam nad sobą twarz nieznajomej kobiety. Miała długie, jasne włosy, które gdy się pochyliła, opadły mi na twarz. Zaskoczona poderwałam się gwałtownie do siadu i cofnęłam, aż poczułam za plecami pień potężnego dębu, jednocześnie wpatrując się nieufnie w twarz nieznajomej pani.
(Anno? Co robi księżniczka w środku lasu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz