Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

18 sierpnia 2015

Od Anthony'ego - CD. Sygny

Krwawiłem z kilku ran, choć wyglądających jedynie na powierzchowne. Pogruchotane żebra przyprawiały mnie o wymioty z bólu. Kiedy tylko zwinąłem się w kulkę tak małą, że wydawać by się mogło, iż to nierealne, chłostki odeszły. Prawdopodobnie stwierdzili, że jestem wystarczająco poobijany lub martwy, a w dodatku oddałem pieniądze. To było tą ważniejszą dla nich sprawą. Chociaż nadal nie rozumiałem, skoro zwróciłem im dług, to dlaczego mnie tak urządzili. Swymi na wpół zamkniętymi oczyma dostrzegłem jak kompletnie inna osoba, bodajże kobieta wskakuje na El Dia Octavo, a ten z rykiem wściekłości i przerażenia rusza przed siebie. Oj, współczułem tej, która go dosiadła. Zdołałem wyobrazić sobie co czeka owego złodziejaszka. Jednak mimo wszystko nie miałem siły się ruszyć, nawet wyrzucić z siebie słowa. Siniaki już malowały się na moich rękach, policzku. Jedyne czego się bałem to krzywda jaką wyrządzi mi odłam żebra wbijający się w płuco.
~
Mknął tak prędko jak tylko potrafił. El Dia Octavo nienawidził innych ludzi na sobie, prócz Anthony'ego. Jego pana, jego jedynego pana. Wcześniej był zbyt wystraszony, nie potrafił pomóc właścicielowi. Nie był koniem z bajki, który boksował się kopytami ze zbirami. Toteż teraz gnał tak szybko, że ludzie uciekali sprzed nich, a budynki migały niczym przecinki w zdaniach. Nie chciał jej. Innego człowieka. On musiał wrócić. Wrócić do swojego pana. Do Tony'ego. To z nim uwielbiał galopować, jemu z radością brykał, aż kości w stawach strzelały. Ani trochę nie reagował na żadne bodźce złodziejki. Luźna wodza nie działała na niego tak samo jak ściągnięcie do bólu. Łydka niczego nie wspomagała. Był zbyt uparty. Pośród ludzi zaczął wywijać piruety, brykać. Rozumując, że ta trzyma się zbyt mocno, bez wahania stanął dęba. To musiało ją zrzucić. Stanął prosty jak drut, jeden podmuch i wywróciliby się oboje. Jednak nagle poczuł się lżej. Coś grzmotnęło na ziemię z jego grzbietu. Ulga, wielka ulga. El Dia Octavo opadł na kopyta z parsknięciem i spojrzał na kobietę, okrążając ją. Nie odczuwał strachu. Prędzej furię. Nie wiedział gdzie się znajduje. Jego instynkt nie potrafił zaprowadzić go do Anthony'ego. Rżał niemiłosiernie, parskał i rzucał łbem. Skóra na jego łopatkach drżała jakoby coś go tam gryzło. Prawdopodobnie oczekiwał zaprowadzenia go do pana. Jako zwierzę miał cel, niczego nie rozumiał. Przecież nie musiał. Zrzucił ją, nie wiedział gdzie jest, czuł się niepewnie, chciał wrócić. Nie rozumiał jaką krzywdę mógł zrobić koniokradowi. Ani też jakie miała zamiary... Oczywiście nie miał w zamiarze pozwolenia jej dosiąść się ponownie, bowiem skutkowałoby to tym samym zachowaniem. Może z gorszym końcem.

Wybacz mi jakość opowiadania, jestem skazany na telefon przynajmniej na czas wyjazdu. Więc jak, El Dia Octavo cię przekonał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz