- Tak wuju lecz chyba masz dla mnie ciekawsze zadanie.
- Tak Daenerys. I to
o wiele ciekawsze.
- Co masz na myśli wuju? Znowu stary Jake próbował się do
nas włamać? Czy znowuż muszę go upominać?! Ten strzec gra mi na nerwach!
- Nie kochanie. To
ważniejsza sprawa. To sprawa wagi
państwowej. Pamiętasz mego starego
przyjaciela? Pana Maksmiego?
- Ależ oczywiście! Nie da się go tak łatwo zapomnieć. Wspaniały z niego człowiek... Ale czy coś mu się stało wuju? Czemuż to
pytasz się o niego?
- Był tu wczoraj podczas gdy ty byłaś na Smoczej Polanie. Wręczył mi przesyłkę. Bardzo nalegał bym to ja osobiście zawiózł ją
do celu. Jednak jestem już za stary. Dlatego to zadanie przekazuję ci Dany. Czy podołasz ten wyzwaniu?
- Tak wuju. Nie
zawiodę cię, przyrzekam. Jednakże cóż takiego mam zrobić?
- Musisz udać się na drugi koniec królestwa do maleńkiej
wioski. Znana jest pod nazwą: Fikater. Jest bardzo stara. Pamięta czasy potężnych 4 magów.
- I co dalej wuju? Co w niej jest? Kogo mam odnaleźć?
- Cierpliwości Dany! Kiedyż to stałaś się taką niecierpliwą
duszą?! Dasz mi dokończyć?
- Tak wuju. . . Przepraszam.
- Mieszka tam pewien mędrzec. Musisz przekazać mu pewną przesyłkę. Nie wolno ci jej otworzyć! Nie powinnaś znać
jej zawartości! Ów mędrzec mieszka wszędzie i zarazem nigdzie dlatego paczkę
zostawisz w starym spalonym pniu dębu na końcu miasta. Nie będziesz oglądać się za siebie a ni
zatrzymywać! Popędzisz szybko przed siebie. Pytam jeszcze raz Daenerys. Czy podołasz temu zadaniu?
- Tak wuju.
Starszy mężczyzna podszedł do swego starego dębowego biurka.
Wyjął klucz z kieszeni i otworzył nim
jedną z czterech szufladek. Sięgnął do
jej wnętrza i wyjął małą paczuszkę. Podał mi ją i rzekł:
- Pamiętaj aby nie otwierać jej nigdy! Nie zawiedź mnie
kochanie.
Pożegnałam się z sędziwym mężczyzną i ruszyłam w stronę
drzwi. Otworzyłam je szeroko i skierowałam
swe kroki w stronę stajni. W mieście
było dziś niezwykle gorąco.
Wpatrywałam się w ludzi na targu. Ciężko pracowali aby zarobić na swych
warzywach. Westchnęłam tylko i ruszyłam
w dół uliczki. Po kilku minutach
ujrzałam budynek stajni.
Uchyliłam drzwi i wślizgnęłam się do jej wnętrza. Unosił się w niej zapach świeżej słomy oraz
owsa. Podeszłam do boksu mej klaczy i
otworzyłam szeroko drzwiczki.
Chwyciłam oburącz jej kantar i wyprowadziłam z boksu. Stajenny podał mi jej ekwipunek i pomógł ją
oporządzić. Kiedy klacz była gotowa do
drogi szybko jej dosiadłam i wyjechałam przez szeroko otwarte drzwi stajni. Po mieście jechałyśmy powoli gdzieniegdzie
przyśpieszając do wolnego kłusa. Kiedy
wyjechałyśmy z miasta Demonica sama doskonale wiedziała iż należy przyśpieszyć.
Galopem ruszyłyśmy w stronę gór. Powinnyśmy być na miejscu jutro pod wieczór. Oczywiście jeśli na noc zrobimy przerwę i
odpoczniemy. - pomyślałam.
Kiedy po kilku godzinach wkroczyłyśmy w góry słońce było w
zenicie. Prażyło niemiłosiernie w plecy
utrudniając tym samym wędrówkę. Klacz
jechała ostrożnie: omijała
usypiska kamieni oraz przepaście. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi byłyśmy
w połowie drogi. Kiedy odszukałam małą jaskinie
zatrzymałam klacz i szybko zsiadłam z jej grzbietu.
Zdjęłam z jej siodła mą torbę podróżną i wyjęłam z niej
poduszkę oraz cienką skórę. Tej nocy
miały mi posłużyć za posłanie. Westchnąłem
tylko głośno i rozpaliłam ogień.
Nocami w górach potrafiło być bardzo zimno. Ułożyłam się najwygodniej jak się dało na tym
kamienistym podłożu i usiłowałam zasnąć. Kiedy leżałam w bezruchu do mych uszu dobiegł
cichy ryk.
Szybko wstałam na równe nogi nasłuchując. Głos dochodził z wnętrza jaskini. Szybko chwyciłam uzdę Demonici i ze strachem w
oczach. We wnętrzu jaskini ujrzałam dwa
błyszczące ślepia. Kiedy strach zapanował nad moim ciałem klacz
rżała niespokojnie tracąc mnie w ramię. Kiedy niebezpieczeństwo było coraz bliżej
ocknęłam się i szybko
wsiadłam na klacz. Zaraz za nami z jaskini wybiegła wielka
fermema. Zawyła głośno i zaczęła biec w
naszą stronę. Deonica pędzona przez strach
biegła jeszcze szybkiej rżąc dziko.
Kiedy obróciłam się za siebie ujrzałam nie jedną a trzy jaszczurki.
Wyjęłam z torby kołczan. Tylko dziesięć starzał! Przeklęłam się z duchu
za swą głupotę i naciągnęłam cięciwę łuku.
Wystrzeliłam jedną strzałę, kolejną i kolejną. Dwa gady uciekły krwawiąc i wyrywając strzały
ze swych grzbietów. Jednak choć mocno poraniona
biegła nadal.
Nie miałam już ani jednej strzały. Nie dam rady! Nie dam rady!- Myślałam szybko i intensywnie. Co zrobić? Wiem.
- Musimy ją zgubić mała!- Krzyknęłam głośno do konia a ona
tylko zarżała cicho. Co chwilę
kierowałam ją w lewą czy prawą uliczkę aby zgubić ogromnego gada. Po kilkunastu minutach
nie było ani śladu po żadnej z ognistych fermem. Klacz biegła szybko przeskakując przeszkody. Kiedy wyjechałyśmy z gór próbowałam zatrzymać
klacz ta jednak pędzona strachem nie chciała stanąć....
***
- Gdzie znajdę wielki stary dąb?
Zapytałam się jednego z wieśniaków stojących na targu. Pozostała część drogi minęła mi spokojnie. Szybko dotarłyśmy do wioski. Czekając na odpowiedź wieśniaka, przyglądałam
sie małym ognistym jaszczurką
pełzającym po uliczkach miasta.
- Wystarczy jechać ciągle prosto przed siebie panienko! To
na samym końcu miasta.
- Dziękuję.
Wsiadłam na klacz i skierowałam ją we wskazaną przez
mężczyznę stronę. Po kilku minutach
dojechałam do dębu. Zisadłam z klacz
pozostawiając ją niedaleko mnie.
Przez chwilę chciałam otworzyć paczkę i sprawdzić jej
zawartość. Chciałam wiedzieć dlaczego
ryzykowałam swe życie. Jednak zdusiłam w
sobie ciekawość i włożyłam ją do pnia. Jak nakazał wuj szybko wsiadłąm na konia i
galopem ruszyłąm w drogę powrotną.
***
Kiedy w oddali ujrzałam zamek odetchnęłam głęboko i
pozwoliłam klaczy jechać powoli. W
mieście było gwarnie i duszno gdy odprowadziłam wymęczoną klacz do stajni. Równie zmęczona ruszyłam ku domu mego wuja. Kiedy przekroczyłam próg naszego domostwa
zobaczyłam wujka siedzącego przy stole.
Kiedy tylko mnie ujrzał wstał i podszedł do mnie.
- Daenerys? Dałaś radę? Dostarczyłaś przesyłkę w dobre
miejsce?
- Tak wujku. Po
drodze miałam przygodę z fermemami ale nic mi się nie stało.
- Usiądź do stołu Dany! Opowiedz mi wszystko. . .
Wuj podał mi szklankę soku z żurawiny i nakazał opowiedzieć
całą historię. Zajęła mi to dobrą
godzinę a gdy skończyłam wuj uśmiechnął się i rzekł:
- Wspaniale! Naprawdę cieszę się, że ci się udało ale chyba
pora już spać. Jesteś bardzo zmęczona.
- Tak wuju od dwóch dni nie zmrużyłam oka.
Mówiąc to wstałam od stoły i skierowałam swe kroki ku
schodom. Otworzyłam drzwi mej sypialni i
wycieńczona położyłam się do łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz