Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

8 sierpnia 2015

Od Kiary

Był piękny dzień. Siedziałam przy otwartym oknie i czytałam spokojnie książkę. Promienie słońca przebijały się przez liście drzew, a następnie wpadały do mojego pokoju. Dzięki czemu pokój był jeszcze bardziej przytulny i aż chciało się czytać. W wolnym czasie, nie tylko uwielbiałam jeździć konna, ale i też czytać książki. Dla niektórych to było dość dziwne i jednocześnie głupie zajęcie, ale ja to naprawdę ubóstwiałam. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków i uśmiechałam się pod nosem. Jednak szybko płynący czas, szybko mi przypomniał o moich obowiązkach! Ostatnio obrabowałam dużo bogatych i miałam dużo pieniędzy. Nadszedł czas, by dać też dużą część biednym, co bardzo często robiłam… Cieszyło mnie pomaganie takim ludziom. Gdy patrzyłam w ich oczy i widziałam maleńki promyk nadziei w ich oczach, dawało mi to satysfakcję i pchało do moich dalszych działań. Nie wiele ludzi pomagało biednym, co mnie zasmuciło. To też byli ludzie, którzy chcieli coś osiągnąć w swoim życiu. Którzy chcieli osiągnąć coś wielkiego… Jednak los ciągle plącze nam nogi i niektórzy nie potrafili się już podnieść po upadku, by dalej iść... Przebrałam się w swój zielony strój rozbójniczki, po czym osiodłałam konia, wzięłam cztery worki złota i ruszyłam do dzielnicy biedaków. Nie jechałam tam jakoś specjalnie długo. A przynajmniej mi się tak wydawało. Gdy zaczęłam powoli wkraczać na tereny biedaków, domy zaczęły się robić brzydkie, rozwalone, opuszczone bądź groziły zawaleniem. Był to dla mnie przerażający widok, lecz wiedziałam, że mała część osób dzięki moim pomocom polepszyła swoje życie. Stanęłam i czekałam, aż biedacy wyjdą z ukrycia… znali mnie, ale za każdym razem musieli się upewnić, że to naprawdę ja. W końcu po jakiś piętnastu minutach zaczęli wychodzić i się do mnie zbliżać. Podeszła do mnie pierwsza młoda dziewczyna z czarnymi włosami i zielonymi oczami. Znałam ja bardzo dobrze. Była to osiemnastolatka Suzan. Chciała zostać weterynarzem, ale była zbyt biedna pójść się uczyć mimo, że miała ogromny potencjał. Nawet się lubiłyśmy i trochę się zaprzyjaźniłyśmy i czasami ze sobą rozmawiałyśmy. Często Suzan ostrzegała mnie o różnych niebezpieczeństwach, które mogły mi grozić, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Podałyśmy sobie ręce na przywitanie, po czym Suzan się odezwała:
- Witaj! Dawno się nie widziałyśmy. – powiedziała żartobliwie.
- Część Suzan! Jak się masz? – zapytałam z grzeczności.
- Nie za dobrze, ale dzięki twojej pomocy powoli się podnosimy. – powiedziała lekko się uśmiechając.
- Nie przesadzaj! Robię to, bo lubię wam pomagać i tyle! – powiedziałam zsiadając z konia.
- Widzę, że ostatnio dobrze ci się wiedzie… - powiedziała lekko smutnym głosem.
- Nie zbyt Suzan. Ten cały łup, który tu widzisz jest dla was i tylko dla was! – powiedziałam patrząc jej w oczy lecz zaraz odwróciłam głowę.
- Naprawdę?! – spytała lekko nie dowierzając, a jej oczy nieco zabłysły.
- Naprawdę Suzan! To wszystko jest dla was. Ja wzięłam tylko małą część. – powiedziałam dając jej do rąk ostatni worek pełen złota.
- Cieszę się, że nam pomagasz. – powiedziała podając worek złota swojemu wujowi.
Wsiadłam na konia i nagle poczułam coś dziwnego! Poczułam lekkie zagrożenie… Poczułam jakby ktoś mnie obserwował! Pierwszy raz coś takiego doświadczyłam, ale kto ma powód by to robić? – pomyślałam sobie. Czyżbym o kimś lub o czymś nie wiedziała? A może ktoś wie kim tak naprawdę jestem? Hm… A co jeśli ktoś na mnie zastawił pułapkę? Nie… To nie możliwe! Jestem zbyt ostrożna! Coś jest nie tak… Czuję to! Wyczuwam to w powietrzu. Mój żywioł dawał mi jasno do zrozumienia, że coś jest nie tak. Nagle Suzan się do mnie odezwała, gdy ja siedziałam już na koniu:
- Masz teraz sporą konkurencję! – powiedziała nagle do mnie.
- Co masz na myśli? – spytałam z dość dużą ciekawością patrząc na nią zdziwionymi oczami.
- Ostatnio dużo nowych się sprowadziło…Zwłaszcza taki jeden morderca. – powiedziała tak cicho, że ledwie ja usłyszałam.
- W Tierra'rze jest zabójca? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak! I podobno jest tak dobry, że większość… no… - trudno było jej dokończyć zdanie.
- Co większość? – zapytałam.
- No… Niektórzy myślą, że jest lepszy od Ciebie! – powiedziała odwracając wzrok.
- Ode mnie?! Chyba żartujesz?! Wiesz, że znam różne sztuki walki, bo najlepsi mistrzowie mnie uczyli! Po za tym umiem władać mieczem, strzelać z łuku i wałczyć innymi brońmy! Jestem najlepszą wojowniczką w tym królestwie! – powiedziałam próbując ją jakby przekonać, że się myli.
- Wiesz, że jestem po twojej stronie… ale on jest naprawdę dobry. – powiedziała nadal unikając mojego wzroku.
Westchnęłam lekko zamakając na chwilę oczy i ostatni raz się do niej odezwałam:
- Nieważne! Wykorzystajcie dobrze te pieniądze. Ja muszę już jechać. – powiedziałam, po czym zawróciłam konia i pojechałam do domu uważając, żeby nikt mnie nie zobaczył. Byłam wściekła! Nie dość, że ostatnio strażnicy dali mi w kość i zostałam poważnie ranna, to jeszcze jakiś palant podważa moja reputacje! Na dodatek wciąż byłam słaba i zmęczona po ostatnim napadzie. Straciłam w tedy tak dużo krwi, że do tej pory ledwie stałam na nogach… Nie mogłam wychodzić w takim stanie. Na dodatek z tą rana mnie poszłam do medyka i wdało się lekkie zakażenie. Mimo wszystko nie spieszyło się mi do lekarza. Chciałam się tylko położyć i odpocząć. Powoli weszłam do domu i zamknęłam drzwi. Jednak nie sądziłam, że ten cały morderca, który „ niby” jest ode mnie lepszy, zobaczy gdzie mieszkam… gdy weszłam do domu i wprowadziłam konia do stajni nagle ktoś za moimi plecami się odezwał:
- Nie jesteś zbyt uważna, gdy jesteś zmęczona… - powiedział ktoś za mną.
Odwróciłam się gwałtownie celując z luku strzałą w osobę, która odkryła moją kryjówkę! Gdy się odwróciłam moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w ciuchach, które zasłaniały doskonale jego ciało, jak i chroniło go przed groźnymi atakami. Opierał się plecami o ścianę z lewą nogą podpartą na ścianie, a ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej. Patrzył na mnie, a kiedy zobaczył, że celuję do niego z łuku, lekko uniósł dłonie do góry i powiedział:
- Spokojnie! Nie przyszedłem tu, by walczyć! – powiedział nadal opierając się o ścianę.
- Więc czego tu szukasz?! – warknęłam podnosząc ton głosu, tak by tym samym go ostrzec, że nie zawaham się strzelić ze swojego łuku. A niech to! – pomyślałam. Nie dość, że jestem słaba i wdało mi się zakażenie, to jeszcze zostałam odkryta! Nawet jeśli by ze mną walczył to i tak nie pociągnę długo… Znam swoje możliwości. Co robić? Czyżby to był mój koniec?!

< William Christopher Arcady? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz