Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

2 sierpnia 2015

Od Kiary

Minęło trochę czasu odkąd moja młodsza siostra Tijana poszła w swoją stronę. Przyznam że było mi bez niej bardzo ciężko. Codziennie martwiłam się o nią i nawet chciałam za nią pojechać ale wiedziałam z drugiej strony że musi się w końcu usamodzielnić. Najtrudniejsze były dla mnie pierwsze dwa tygodnie lecz po ich upływie stałam się o wiele silniejsza. Nabrałam dużej wprawy w okradanie i napadanie na rzecz biednych i samej siebie oczywiście! Pewnego dnia jak zwykle w czasie wolnym, poszłam trochę pojeździć konno. Moja klacz Sonia uwielbiała biegać i skakać. Zwłaszcza gdy był taki piękny dzień w Królestwie Tierra’y. Odziałam się w zielone szaty które zasłaniały moją twarz i chroniły przed atakami wroga, po czym wsiadłam na konia i żwawo ruszyłam na przejażdżkę. Pogoda była niesamowita! Słońce przebijało się przez liście drzew dając efekt jakbym jeździła przez jakieś złote królestwo. Podczas gdy ja się rozglądałam, moja klacz szarpnęła lekko wodze do przodu, dając mi znak że wolała by trochę pobiegać. Zaśmiałam się pod nosem po czym poklepałam ją po szyi z prawej strony, chwyciłam mocniej wodze po czym ruszyłyśmy galopem! Wiatr muskał moje ubranie sprawiając że powiewało z jego rytmem. Czego więcej chcieć? – zapytałam samą siebie. Ptaki śpiewały radośnie na drzewach a różne inne istoty przyglądały mi się z ciekawością na moje uczynki. W końcu wyhamowałam lekko Sonię i zaczęła iść stępem. Niedaleko był strumyk więc pojechałam w jego kierunku by koń mógł się napić czystej krystalicznej wody. Wydawać by się mogło że ten dzień jest idealny, lecz czasami pozory mylą i to nawet bardzo. Usłyszałam nagle jakieś przeraźliwe krzyki w oddali, więc wsiadłam na konia i ruszyłam szybko w kich kierunku. Czułam jak silne mięśnie mojej klaczy pracowały i jak silnie wdychała i wydychała powietrze. Po chwili byłam na miejscu z kąt dochodziły krzyki. Moim oczom ukazał się wielki Minęło trochę czasu odkąd moja młodsza siostra Tijana poszła w swoją stronę. Przyznam że było mi bez niej bardzo ciężko. Codziennie martwiłam się o nią i nawet chciałam za nią pojechać ale wiedziałam z drugiej strony że musi się w końcu usamodzielnić. Najtrudniejsze były dla mnie pierwsze dwa tygodnie lecz po ich upływie stałam się o wiele silniejsza. Nabrałam dużej wprawy w okradanie i napadanie na rzecz biednych i samej siebie oczywiście! Pewnego dnia jak zwykle w czasie wolnym, poszłam trochę pojeździć konno. Moja klacz Sonia uwielbiała biegać i skakać. Zwłaszcza gdy był taki piękny dzień w Królestwie Tierra’y. Odziałam się w zielone szaty które zasłaniały moją twarz i chroniły przed atakami wroga, po czym wsiadłam na konia i żwawo ruszyłam na przejażdżkę. Pogoda była niesamowita! Słońce przebijało się przez liście drzew dając efekt jakbym jeździła przez jakieś złote królestwo. Podczas gdy ja się rozglądałam, moja klacz szarpnęła lekko wodze do przodu, dając mi znak że wolała by trochę pobiegać. Zaśmiałam się pod nosem po czym poklepałam ją po szyi z prawej strony, chwyciłam mocniej wodze po czym ruszyłyśmy galopem! Wiatr muskał moje ubranie sprawiając że powiewało z jego rytmem. Czego więcej chcieć? – zapytałam samą siebie. Ptaki śpiewały radośnie na drzewach a różne inne istoty przyglądały mi się z ciekawością na moje uczynki. W końcu wyhamowałam lekko Sonię i zaczęła iść stępem. Niedaleko był strumyk więc pojechałam w jego kierunku by koń mógł się napić czystej krystalicznej wody. Wydawać by się mogło że ten dzień jest idealny, lecz czasami pozory mylą i to nawet bardzo. Usłyszałam nagle jakieś przeraźliwe krzyki w oddali, więc wsiadłam na konia i ruszyłam szybko w kich kierunku. Czułam jak silne mięśnie mojej klaczy pracowały i jak silnie wdychała i wydychała powietrze. Po chwili byłam na miejscu z kąt dochodziły krzyki. Moim oczom ukazał się wielki Trodis! A obok niego jakiś chłopak w przebraniu. Krzyczał jak baba! No ale był w niebezpieczeństwie wiec jak miałam mu nie pomóc? Ruszyłam szybko w ich kierunku po czym wystrzeliłam z łuku i trafiłam potwora. Odwróciłam jego uwagę od chłopaka po czym wydałam komendę mojej klaczy na znak by zaczęła biec. Zaczęłam uciekać przed bestią a ta z początku zaczęła mnie gonić. Przyznam że bardzo ciężko mi było jej uciec ale jakoś mi się udało. Ukryłam się starannie po czym gdy uznałam że już wszystko w porządku, wyszłam z ukrycia i zaczęłam galopować w kierunku nieznajomego. Ten nadal leżał przerażony na ziemi i próbował wstać. Ach ci mężczyźni! – pomyślałam sobie. Niby tacy odważni a jednak tchórzliwi! Co cóż! Życie jest nowelą jak ktoś kiedyś powiedział. Podjechałam bliżej nieznajomego i zatrzymałam konia. Nieznajomy z początku na mnie patrzył i nic nie mówił lecz w końcu po tym jak wsiadł na swojego konia powiedział krótkie:
- Dziękuję! – po czym ruszył przed siebie.
Pokiwałam tylko głową i również ruszyłam w swoja stronę. Nie mogłam w to uwierzyć że zobaczyłam tak rzadkie stworzenie jakim był Trodis! Ich prawie w ogóle się nie spotyka! No ale z drugiej strony cuda się zdarzają. Jechałam drogą z powrotem do domu bo byłam już trochę głodna i zmęczona. Po drodze miedzy gęstymi drzewami przebrałam się w swoja ulubioną złotą suknię i schowałam starannie moje poprzednie zielone ciuchy. Lepiej było żeby nikt ich nie zobaczył i żeby nikt się nie dowiedział że jestem Rozbójniczką. Gdy dotarłam do domu między ślicznymi drzewami, zsiadłam z konia i schowałam swoje ubrania bardzo starannie. Oporządziłam moją klacz i dałam jej kilka ulubionych smakołyków w nagrodę że wykonywała wszystkie moje polecenia bardzo posłusznie. Pogłaskałam ją po szyi po czym poszłam do swojego pokoju i ułożyłam jeszcze starannie włosy. Spokojnie zjadłam i położyłam się na swoim wygodnym i miękkim łóżku. Nie wiedząc kiedy smacznie zasnęłam. Mój sen nie trwał jednak długo bo zawsze się budziłam w nocy. Niechętnie otworzyłam leniwe powieki i powoli się zwlekłam z łóżka. Odeszłam powoli do okna i popatrzyłam w piękne noce niebo. Widząc je postanowiła że pojadę na małą przejażdżkę. Poszłam po Sonię, osiodłałam ją i ruszyłam powoli i spokojnie. Pojechałam w stronę lasu bo miałam takie jedno swoje magiczne miejsce o którym wiedziałam tylko ja i moja klacz. Dotarcie tam zajęło mi trochę czasu ale było warto. Zsiadłam z konia i poszłam na górkę żeby usiąść pod wielką wierzbą płaczącą. To było moje ulubione drzewo. Usiadłam wygodnie opierając się o nie po czym z wielkim zachwytem obserwowałam nocne niebo pełne pięknych gwiazd. Wiatr lekko rozwiewał mi moje gęste włosy co sprawiło że zaczęłam sobie po cichu śpiewać.
- Ido hibo czi na…ze… a! ka ri! Ido hibo czi naze nu… ta!
I tak sobie śpiewałam. Nie wiedziałam co znaczą te słowa ale zawsze moja matka je śpiewała gdy kołysała mnie do snu. Często gdy śpiewałam, przypominała mi się jak mnie przytulała a jej ciepły głos uspokajał i kołysał do snu. Nigdy tego nie zapomnę…Nigdy! Nagle za sobą usłyszałam jakieś szelesty w krzakach. Odruchowo się obróciłam i czekałam z szybkim biciem serca co zaraz wyskoczy z zarośli. Serce mi przyspieszyło. Zapomniałam z tego wszystkiego moich zielonych ciuchów w których mogłam spokojnie walczyć. Była w złotej sukni która nie pozwalała mi na zbyt wiele szybkich i skutecznych ruchów więc serce podskoczyło m ido gardła. Nagle zza krzaków wyszedł jeden z elfów! Magicznych stworzeń które zamieszkiwały całą Amazję. Zwykle chodziły w niedużych grupach a ten był sam. Bardzo mnie to zdziwiło! Nagle mnie zobaczył i wbij we mnie swoje oczy! Ja również tak zrobiłam lecz wolałam by mnie nie zaatakował więc powoli zaczęłam się wycofywać. Dając mu tym samym znak że nie chce żadnych kłopotów. Wsiadłam szybko na konia rzuciłam go ostatnim spojrzeniem a on mnie, po czym dałam znać Soni że czas wracać do domu. Zawróciłam konia i zaczęłyśmy się powoli oddalać od elfa, który cały czas odprowadzał nas wzrokiem. Gdy zniknęłam za krzakami i wysokimi drzewami przyspieszyłam do galopu. Ten dzień był naprawdę pełen wrażeń! Gdy dotarłam do swojego domu byłam całkowicie wyczerpana. Ledwie zdołałam oporządzić konia i poszłam do góry żeby się przebrać i pójść spać. Padłam na łóżko i od razu zasnęłam tuląc się w swoją miękką poduszkę i kołdrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz