Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

2 sierpnia 2015

Od Mattiasa

Chmura kurzu zaczęła powoli opadać w większości osiadając na mojej osobie. Wyciągnięty jak struna, ściskałem w dłoni księgę, modląc się o to, bym nie kichnął. Moja sytuacja była okrutnie niepewna. Zawieszony między stołkiem a regałem nie miałem nic o co mogłem się podeprzeć, a jakikolwiek gwałtowny ruch mógłby poskutkować moim gruntownym pogruchotaniem. Nie chciałbym skończyć na ziemi, zbierając do kupy swoje własne kości. I pomyśleć, że w ręce, o ironio, trzymam stary podręcznik medycyny.
Z największą ostrożnością zacząłem odchylać się do tyłu, z całych sił walcząc o równowagę. Powoli postawiłem wcześniej zawieszoną w powietrzu nogę, i czując się nieco pewniej postarałem się wyprostować. Byłbym już bezpieczny, gdyby nagle nie zaczął mnie swędzieć nos. Pozbawiony możliwości podrapania się, chyba samą siłą woli powstrzymałem się od kichnięcia. Jak najszybciej zeskoczyłem ze stołka, nie chcąc już dłużej się narażać. Odetchnąłem w duchu. Następnym razem muszę pamiętać, żeby przysunąć się bliżej regału, bo mogę już nie mieć tak wiele szczęścia. Nie ma to jak małe wielkie dramaty dnia powszedniego.
Ostatni raz spojrzałem po grzbietach ksiąg szukając czegoś, co mogłoby mnie jeszcze zainteresować. Nie widząc nic takiego, wróciłem na swoje ulubione miejsce - głęboki, obity miękkim materiałem fotel ulokowany w kącie biblioteki, z którego miałem widok na całe pomieszczenie. Płomyk w kaganku stojącym na stoliku obok swoim tańcem przyciągał do siebie kolejne ćmy, które nie zważając na leżące wokół ciała spalonych sióstr, leciały na spotkanie swojej własnej śmierci. Przyglądając się kolejnym nocnym motylom, usiadłem wygodnie na fotelu i położyłem na kolanach książkę powoli zbierając się do czytania.
Podręcznik sztuk medycznych i zielarskich, autorstwa Sorena Siwego, przez wiele lat umykał mojej uwadze przez swoje niewielkie rozmiary i fakt, że znajdował się na możliwie najwyższej półce między atlasami geograficznymi z różnych okresów, którym nigdy nie poświęcałem zbyt wiele czasu. Dopiero dzisiaj musiałem zasięgnąć do tych zbiorów, żeby móc sprawdzić gdzie konkretniej znajduje się pewna kraina, w której podobno swe leże mają Amfitery - ogromne gady całkowicie pozbawione kończyć, ale obdarzone wyjątkowo szerokimi skrzydłami. Nigdy nie występowały w Amazji, i obecnie można je znaleźć jedynie w Ameryce Południowej i, o dziwo, na Islandii. Niezwykle ciekawym doświadczeniem byłoby zobaczenie ich ma żywo i możliwość obserwacji w ich naturalnym środowisku. Niestety póki co nie mam możliwości wyjazdu z kraju, tym bardziej w najbliższym czasie. Obrady między wszystkimi władcami są już dziś i jakiekolwiek wycieczki poza kontynent raczej nie są wskazane. Swoją drogą jestem ciekaw czy Aron pamięta o nich. Z tego co zdołałem zauważyć nie słuchał mnie zbyt uważnie, ale za to Sven chyba coś podłapał. No cóż pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że wrócą na zamek i rano znajdę Arona w jego sypialni a nie gdzieś w karczmie czy, co gorzej, w czyimś łóżku. Chociaż czy powiedzenie "rano" jest odpowiednie? Patrząc na rozjaśniającą się szarówkę można wywnioskować, że już po piątej. Na obradach mamy się pojawić w okolicach osiemnastej, o ile się nie mylę. Podróż zajmie jakieś 2-3 godziny, należałoby więc wyjechać koło piętnastej. Czyli dobrze byłoby obudzić Arona w granicach trzynastej.
Westchnąłem. Wyciągnięcie go z łóżka zawsze stanowi wielki problem, nie ważne co by się działo. O której by się nie położył rzadko wstaje przed czternastą głównie dlatego, że po prostu nie chce mu się wypełzać spod pierzyny. Ja sam wymagam niewiele snu i spokojnie mogę przeżyć cały dzień bez choćby jednej przespanej godziny, ale Aron? Prędzej już zmusiłbym go do przeczytania całej encyklopedii niż odmówienia sobie choćby minuty dłużej w łóżku. W takich momentach naprawdę dobrze mieć przy sobie Czytusia.
Kocur jak na zawołanie pojawił się przy moich nogach, spoglądając na mnie swoimi mądrymi, żółtymi oczami. Odłożyłem niezaczętą książkę na stolik i wziąłem go na kolana. Zwierzak przymilił się do mnie i zaczął donośnie mruczeć. Odpuszczę już sobie dzisiaj ten podręcznik, stwierdziłem głaszcząc kota po grzbiecie.
Czytuś był najlepszym powodem dla którego Aron wyskakiwał z łóżka. Strasznie bowiem kota nie znosił i groźba, że posadzę mu go na głowie, gdy będzie spał działa na niego lepiej niż kubeł lodowatej wody. Jest to mój sposób na wyciąganie go z betów już od wielu lat, wciąż tak samo niezawodny i skuteczny. Sam kot traktuje Arona jak powietrze, choć Aron twierdzi co innego. Głównie zarzuca Czytusiowi pochodzenie z  dna piekieł. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby Czytuś skrzywdził choćby muchę, a mój brat bardzo często koloryzuje swoje wypowiedzi, dlatego nie zwracam uwagi na jego oskarżenia. Jasne, zaskakujące jest, że kot żyje tak długo, ale trzymamy w dobrych warunkach czemu miałby szybko umierać? Poza tym może należy do jakiejś długowiecznej rasy, nie ma więc powodów, by od razu zarzucać mu, że jest synem Szatana obitym w gęste futro. Im dłużej żyje, tym lepiej dla mnie.
Ziewnąłem, przeciągając się w fotelu. Może jednak utnę sobie drzemkę? W sumie i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Podręcznik może poczekać jeszcze trochę, a wszelkie moje badania stanęły póki co w miejscu, bo braknie mi pewnego składnika po który planuje się wybrać dopiero po obradach. Zresztą o tak wczesnej porze niekontrolowane wybuchy mogę zepsuć dzień mieszkańcom zamku. Nie ma po co ich niepokoić.
Ułożyłem się nieco wygodniej, głaszcząc Czytusia. Wsłuchując się w jego mruczenie powoli zapadłem w lekki sen.
*
- Książę Mattiasie? - miły głos pokojówki mojej mamy, wybudził mnie z drzemki. Spojrzałem na nią nieco nieprzytomnie.
- O co chodzi, Miro? - spytałem, przeciągając się. Czytuś gdzieś się zapodział, zostawiając na moich spodniach kupę sierści.
- Śniadanie gotowe - uśmiechnęła się przyjaźnie - Starałam się także obudzić księcia Arona, ale nawet nie zareagował na moje wołania.
- Zajmę się tym - wstałem z fotela, prostując jeszcze nogi - Możesz już wrócić do mojej mamy, Miro.
Pokojówka skinęła głową i już po chwili jej nie było. Ja sam dobudzałem się jeszcze po drzemce i powolnym krokiem ruszyłem do wyjścia z biblioteki. Trochę mi się przysnęło. Śniadanie zwykle jada się koło dziesiątej. O wiele za wcześnie dla Arona, ale dzisiaj będzie musiał się trochę pomęczyć. Najwyżej dziś wyjątkowo położy się wcześniej spać, nie zaszkodzi mu.
Wyszedłem na korytarz i zacząłem nawoływać Czytusia. Kot zjawił się tuż obok mnie miałcząc donośnie. Pogłaskałem go po łebku i wziąłem na ręce. Pokój Arona nie znajdował sie zbyt daleko, dlatego już po krótkiej chwili wparowałem do środka bez zastanowienia podchodząc do łóżka. Mój ukochany braciszek cały zakrył się pierzyną tak, że raptem wystawał jedynie czubek jego głowy. Bez krzty litości zerwałem z niego okrycie i położyłem Czytusia tuż koło jego twarzy. Zaskoczony nagłym wtargnięciem Batsu z ciekawością wpatrywał się w moje poczynania. Pogłaskałem pieska po głowie, czekając na reakcje Arona. Początkowo chłopak w ogóle nie reagował na leżącego obok Czytusia, wkrótce jednak poczuł, że coś jest nie tak. Z rozbawieniem obserwowałem jak zaczyna dotykać kota próbując wybadać cóż takiego zakłóca mu sen. Kiedy w końcu zorientował się w sytuacji jak oparzony odsunął się od kota co skończyło się jego upadkiem na podłogę. Z hukiem zsunął się z łóżka doprowadzając mnie do śmiechu.
- Mattias? - spytał nieprzytomnie spoglądając na mnie spod opadłych mu na twarzy włosów - Szatan?! - wzrokiem powędrował na poduszki, gdzie Czytuś bardzo wygodnie rozłożył się i wylegiwał - Jak mogłeś mnie zdradzić bracie? - posłał mi pełne wyrzutu spojrzenie, jednocześnie zbierając się z podłogi.
- Inaczej bym cię nie obudził - stwierdziłem beznamiętnie.
- Jesteś okropny - jęknął i z ogromnym bólem w oczach przysiadł na krześle, nawet nie zbliżając się do łóżka.
- Ogarnij się i chodź na śniadanie - zignorowałem jego uwagę.
- Śniadanie? - jeszcze bardziej zszokowany spojrzał na zegar - Dopiero dziesiąta?
Przytaknąłem, zabierając Czytusia z poduszek.
- Mamy dzisiaj dużo ważnych spraw do załatwienia.
- Ale przecież jest czas! - już całkiem rozbudzony, w końcu zaczął się złościć - Na którą te obrady?
- Osiemnastej. Koło trzeciej wyruszamy.
- Zabrałeś mi pięć godzin snu - zerwał się z miejsca, najwidoczniej nie mogąc już dłużej usiedzieć.
- Właściwie to cztery i pół - wskazałem na zegar wskazujący wpół do jedenastej - A ile zdołałeś już przespać?
- Pięć - naburmuszył się.
- Tyle ci starczy - stwierdziłem, idąc do wyjścia - Masz półgodziny, żeby się ogarnąć i przyjść na śniadanie. Inaczej znów wrócę z Czytusiem.
Po wyjściu z pokoju zdołałem usłyszeć jeszcze głębokie westchnięcie. Uśmiechnąłem się leciutko. Jak z dzieckiem.
*
Ku ogólnemu zdziwieniu dokładne pół-godziny po moim wyjściu z jego pokoju Aron wymyty i pachnący pojawił się w  jadalni, i grzecznie zajął swoje miejsce naprzeciwko mnie.
- Jestem pod wrażeniem bracie - zagadnąłem wesoło. Sam w międzyczasie także się odświeżyłem i przebrałem - Nie sądziłem, że stać cię na taki wyczyn.
- Zamknij się - burknął - Skąd u ciebie taka złośliwość? Czyżbyś już skończył z grzecznym i wychowanym Mattiasem? - zapytał kąśliwie.
Pokręciłem głową, nie tracąc dobrego humoru.
- Nie, ale taka zmiana w twoim życiu wpływa także na innych, wyciągając  z nich wszystko o co by się nie osądzili.
- Daj mi już spokój - przewrócił oczami, przygotowując sobie kanapki.
- No już, już - uśmiechnąłem się promiennie do niego i zabrałem za własne śniadanie.
Aron jednak nie umiał usiedzieć zbyt długo w ciszy.
- To o której, mówisz mamy wyjeżdżać? - spytał niechętnie.
- Koło piętnastej.
- I co mam robić przez te całe cztery godziny? - spojrzał na mnie spod oka.
- Umyj Colta - wzruszyłem ramionami - I moją Sunrise też, jeśli łaska.
- Są brudni?
- Yhmn - mruknąłem - A tak w każdym razie przekazał mi stajenny.
- No okej - zgodził się po chwili zastanowienia - Mogę ich umyć w sumie. A co ty będziesz robił przez ten czas?
- No cóż przypomnę sobie jak się wjeżdża do Sali obrad z naszego królestwa oraz przygotuje niezbędne rzeczy na podróż.
Aron skinął głową. Reszta śniadania przeminęła w miłej atmosferze, głównie dzięki rodzicom, którzy zaczęli nam relacjonować spotkanie z ciotką Dalią i Sol.
*
Spotkaliśmy się przy stajni. Colt i Sunrise lśnili nieskazitelną czystością podobnie jak ich rynsztunki. Z podziwem przyjrzałem się efektom pracy mojego brata.
- Dobra robota - przyznałem, gładząc bok klaczy.
Aron skinął tylko głową, przypinając do siodła podaną mu przeze mnie sakwę.
- Co spakowałeś? - spytał, wskakując na swojego wierzchowca.
- Trochę jedzenia, koce w razie gdyby w czasie powrotu złapała nas noc, leki i bukłaki z wodą - wyliczyłem przy okazji poprawiając strzemiona - No i zapoznałem się z drogą na Salę.
- Mam nadzieję, że Obrady nie będą trwały zbyt długo - stwierdził, gdy wyjeżdżaliśmy z miasta.
- Też mam taką nadzieje. Ale zobaczymy jak to będzie.
- W sumie czego te obrady mają się tyczyć?
- Chyba Pięciu Królestw - w sumie sam nie byłem pewny.
Aron mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i przyśpieszył konia. Wkrótce w pełnym galopie pokonywaliśmy górzyste ścieżki Aire kierując się w stronę Powietrznego Mostu. Stamtąd wystarczy tylko zjechać w ukrytą ścieżkę, przy starej sośnie w lewo i jesteśmy pod Salą Obrad.
Droga okazała się dłuższa niż przypuszczałem. Zanim dotarliśmy pod skałę było już dobrze po osiemnastej. Aron nieszczególnie przejęty naszym spóźnieniem wprowadził Colta do specjalnie przygotowanej odnogi jaskini i powolnym krokiem ruszył w stronę Sali. Zawiedziony swoim wyczuciem czasu podążyłem za nim, w duchu robiąc już wszelkie poprawki co do kolejnych przyjazdów tutaj.
Tak jak sie spodziewałem sala powitała nas kompletem władców pozostałych Królestw. Aron pewnie wkroczył w ich grona witając się z każdym z równym entuzjazmem i optymizmem. Ja zatrzymałem się na uboczu, jedynie skinając głową każdemu z obecnych.
Przywitawszy się ze wszystkimi Aron rozejrzał się po Sali i marszcząc brwi podszedł do mnie.
- Matt - zaczął konspiracyjnie - Czemu tu jest tylko pięć tronów skoro jest nas siódemka? - spytał już głośno.
Zaskoczony spojrzałem na resztę równie zdziwionych tym pytaniem  władców.
- Nieprzemyślana trochę ta sala - stwierdził, zakładając dłonie na piersi.

(Drodzy władcy?)

2 komentarze:

  1. Pozwolisz, że jak to ja zacznę od wytknięcia ci błędów :D
    "Nie ma to jak małe wielkie dramaty dnia powszechnego." - powszedniego skarbie...
    poza tym chyba za każdym razem źle pisałaś "pół godziny" raz razem, raz z myślnikiem... :3
    Poza tym kilka pomyłek przy odmienianiu

    Ale poza tym...
    AWWWWWWWWW :3
    MAAAAT <3
    najlpeszy ^^
    Nie jest aż taki sztywny jak mówiłaś...
    I wgl... skoro jest pięć królestw... Jeden własca od Aquay, Tierry, Fuego, Armonii i dwóch o d Aire... To w sali powinno być sześć osób, nie siedem...
    Ćzyżbyś znowy rypnęła się w obliczaniu? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak coś czułam, że z tym dniem coś mi nie pykło xD Poprawię.
      Nie, dobrze obliczyłam. Fuego ma 2 władców więc jest ich łącznie siedmioro ;D

      Usuń