Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

4 sierpnia 2015

Od Ruth - CD. Lyrinn

Cisza panująca przed przybyciem Lyrinn w niczym mi nie przeszkadzała. Pojedyncze docinki ze strony Meridaah nie były niczym nowym, dało się do tego przywyknąć. Zalotne uśmieszki Arona, czy raczej wymuszona obojętność Anny też mnie nie zaskakiwały. Siedziałam więc na swoim tronie, jakby czekając na najgorsze.
Z obecnością wszystkich przedstawicieli wiązało się właściwe rozpoczęcie obrad. Nie miałam zielonego pojęcia czego mogłyby dotyczyć. Globalnego handlu? Nonsens, ciągnąć nas tutaj aż ze swoich Królestw. Takie sprawy winno się rozwiązywać pisemnie.
- Moi drodzy - Anna wzięła na swoje barki całą odpowiedzialność. Nie wiem czy była to dobra decyzja, aczkolwiek postanowiłam jej raczej pomóc, aniżeli przeszkodzić. Do tej pory nie szło nam najlepiej, w Sali panowało dziwne oziębienie. Ukłoniła się lekko do każdego z nas.
- Możemy odpuścić sobie te cyrki? - przerwała Meridaah. Podziwiałam jej bezpośredniość, że też nie posiadała pewnych wewnętrznych hamulców. Niemniej, czasami było to nieco zabawne. Czy może zaskakujące? Nie wiem, nigdy się nad tym nazbyt namiętnie nie zastanawiałam.
- Niech stracę - odparła cierpko Anna. Uniosłam brwi licząc na coś wiekopomnego. Z tego co pamiętałam, chłodne stosunki panowały jedynie pomiędzy Fuego, a Aire oraz moim własnym Królestwem. Być może chodziło o sprawy bardziej osobiste? Lub Meridaah znudził się dawny sojusz, współpraca, jak zwał tak zwał.
Dyskusja rozwinęła się, aczkolwiek odpuściłam sobie czynne słuchanie, dopóki ktoś nie uderzył pięścią w swój tron. Przez jakiś czas docierały do mnie jedynie strzępki słów, jakieś podniesione głowy. Spojrzałam w kierunku Arona.
- Dziękuję - westchnął ciężko Mattias, tym samym zwracając moją uwagę. - Ruth, czy masz coś jeszcze do dodania?
Każda kolejna sekunda rozciągała się w czasie. Co miałam powiedzieć? O czym oni rozmawiali, zanim łaskawie zaczęłam ich słuchać? Wyprostowałam się na swoim miejscu, biorąc głęboki oddech. Zaryzykowałam, pokręciłam przecząco głową.
- Bosko - klasnął w dłonie starszy z Breezów. - Skoro się już wszyscy znamy to...
Więc bawili się w jakąś chorą integrację? No jasne, zaangażowani byli nieliczni. Na ustach Lyrinn dostrzegłam wymuszony uśmiech. Miałam nadzieję, że wyglądałam na przynajmniej w połowie tak skupioną, jak Księżniczka Tierra'y. Marzenie.
- Prognozy pogody nie są zbytnio korzystne, dlatego transport powietrzem zupełnie nie wchodzi w grę. - Zwrócił się do mnie Mattias. - Chodzi mi o zamówione niedawno siodła, szyte przez najznakomitszych rymarzy. Zależy ci na czasie, prawda?
- Owszem - odparłam ciszej, niżby wypadało. - Wolałabym, żeby dotarły do mnie jak najszybciej, nawet jeśli będzie się to wiązało z dodatkowymi kosztami. - Dodałam, już typowym dla siebie, obdartym z uczuć tonem. Żadna osoba obecna na Sali nie spotkała się z innym stanem rzeczy, więc musieli do niego przywyknąć, lub sądzić, że takim na co dzień się posługuję.
- Moglibyśmy zorganizować transport ziemny, ale niezbędne nam będzie przejście na teren Królestwa Tierra'y. - To Aron podjął dalszą rozmowę. Cala nasza trójka spojrzała na Lyrinn, co chyba ją zawstydziło.
- Słusznie, będziemy mogli wykorzystać przesmyk i niekonieczne będzie przedzieranie się przez góry - skwitował Matt. Scuttenbach dała nam wolną rękę, póki w orszaku nie będzie więcej niż dwudziestu uzbrojonych mężczyzn. Przystaliśmy na takie warunki. To chyba tyle, jeśli chodzi o handel. Z Anną się dogadałam, a Aire nigdy nie łamało danego słowa.
- Teraz co? Chyba nie będziemy rozmawiać o długu publicznym? - zarzuciłam, mając nadzieję, że faktycznie nie.

(Będziemy?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz