Imię: Winter
Nazwisko: Walker
Płeć: Mężczyzna
Królestwo: Tierra'y
Wiek: 23 lat
Urodziny: 15 lipca
Ranga (Stanowisko): Zielarz (Medycyna)
Charakter: Już od dziecka uważany był za bardzo spokojnego, wręcz wycofanego chłopca. Nie lubił bawić się ze swoimi rówieśnikami, wolał siedzieć gdzieś na uboczu i obserwować. Czasem po prostu tak siedział, czasem rysował coś w jednym ze swoich szkolnych zeszytów.
Jednak ci wszyscy ludzie, rodzice Wintera, jego nauczyciele i inne dzieci bardzo się mylili. Bo on nie był po prostu spokojny. Już od dziecka był nad wyraz dojrzały i dopiero gdy nieco dorósł, mógł w pełni cieszyć się życiem. Bo on uwielbiał się śmiać. Uwielbiał rozbawiać innych, a inni uwielbiali jego śmiech.
Nic więc dziwnego, że wyrósł na bardzo pewnego siebie mężczyznę. Nie był jednak zarozumiały. Był jednym z tych typów, którzy bez żadnego skrępowania pochodzili do ciebie w karczmie i zaczynali rozmawiać z tobą jak ze starym przyjacielem. Za to również wszyscy go uwielbiali.
Kochał swoją rodzinę. Kochał w niej wszystko. Lekko zwariowaną matkę, wiecznie poważnego ojca, i trójkę rodzeństwa, którzy zawsze wchodzili mu na głowę. W tamtym czasie, nie wyobrażał sobie życia bez nich. Bez choćby jednego z nich. Chciał móc już zawsze wysłuchiwać wywodów matki na temat znaczenia gwiazd w ich życiu, kątem oka dostrzegać drobne pocałunki rodziców, słyszeć małe stópki Magnollii biegające po całym domu. I może fakt, że tak bardzo kochał swoją rodzinę sprawiał, że wiele dziewczyn uśmiechały się do niego ukradkiem, gdy mijały go na ulicy (choć mogła to być też sprawka jego nieprzeciętnego wyglądu).
Ale dla Wintera Walkera liczyła się tylko jedna dziewczyna. I w końcu i on stał się dla niej ważny.
Niektórzy mówią, że wielka miłość, zmienia charakter człowieka. Cóż, nie Wintera. Wciąż był ciepły, roześmiany, a jednocześnie niezwykle spokojny i trzeźwo myślący. Zawsze wiedział jak się zachować i co powiedzieć.
Ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, który zmienia wszystko. Jest to ta chwila, kiedy minuty trwają wieczność, a całe dotychczasowe życie zdaje się przemknąć za jednym mrugnięciem oka. To właśnie taka chwila stawia człowieka na głowie.
I tak było też z Winterem. W ciągu dwudziestu czterech godzin z radosnego, młodego chłopaka stał się przygnębionym, stroniącym o ludzi mężczyzną... Wyglądającym na o wiele starszego niż był.
Nie potrafił już patrzeć w oczy rodzinie. Wciąż ich kochał. Nawet bardziej niż cokolwiek innego. Ale mimo tego, wolał pozostać sam.
Nie śmiał się już tak często. Z resztą, z kim miałby to robić, mieszkając w głuszy? Powoli zatracał się w sobie. Aż nagle uznał, że to kompletna strata czasu. Już wcześniej taki był. Wierzył, że smucenie się, rozpamiętywanie przeszłości jest bezcelowe. I choć wtedy zajęło mu to trochę więcej czasu, podźwignął się i zaczął swoje nowe życie.
Z chęcią spotykał się z ludźmi, choć i tak robił to bardzo okazyjnie. Zycie w sercu głuszy nauczyło go, że może liczyć tylko na siebie, jednak wciąż chciał dawać nadzieję innym. Metodą prób i błędów zapoznał się z właściwościami różnych ziół. Stał się ekspertem w dziedzinie cierpliwości i wytrwałości.
I choć bardzo wiele zyskał na swojej przemianie, bardzo wiele również stracił. Między innymi pewnego rodzaju nieśmiałość. Już nie odwracał się zarumieniony, widząc kobietę. Wręcz przeciwnie. Jego spojrzenie przyciągało je, a on potrafił to wykorzystać. No bo co mu szkodzi? Wierzył w jedną miłość, a tą stracił. Druga się nie zdarzy, więc pozostało mu tylko dobrze się bawić.
Aparycja: Winter Walker zawsze miał coś w sobie. Był naturalnie przystojny. Jednak wraz z wiekiem, niektóre cechy jego wyglądu stały się po prostu bardziej widoczne niż inne. Podłóżna twarz nabrała bardziej ostrych rysów. Duży, prosty nos już nie przyciągał uwagi innych… Robiły to duże, ciemne oczy w kształcie migdałów. Jedno ich spojrzenie potrafiło wbić drugiego człowieka w ziemię lub wyrazić największe i najwspanialsze obietnice, jakich ktoś mógł zapragnąć. Włosy - długie prawie do pasa dredy w świetle południowego słońca przybierały mahoniową barwę, jednak w rzeczywistości były po prostu brązowe.
Jednak z daleka, nie widziało się tych wszystkich detali. Widziało się wysokiego i szczupłego mężczyznę. Barczystego i niezwykle umięśnionego o skórze w kolorze czekoladowego brązu. Pewnego rodzaju dzikość jego postaci sprawiała, że niektórzy lękali się go (choć bez potrzeby) a inni, wręcz przeciwnie, pragnęli poznać “króla dżungli”.
Szczegółowa aparycja
- kolor oczu: ciemnobrązowe/czarne
- wzrost: 190cm
- waga: 80kg
Umiejętności: Od najmłodszych lat Winter uwielbiał rysować. I trzeba przyznać, że idzie mu to na prawdę dobrze. W swoim domu na bezludziu ma całe sterty notatników pełne rysunków. Rysuje wszystko. Otaczające go zwierzęta, rośliny...ludzi. Uwielbiał rysować ludzi.
Od jakiegoś czasu zajmował się również zielarstwem. Grzebanie w ziemi i wyrywanie chwastów potrafiło go uspokoić, ale fakt, że te rośliny, którymi się opiekuje mogą kiedyś uratować czyjeś życi... Czasami miał wrażenie, że to najlepsze uczucie, jakiego mógł zaznać. Uwielbiał swoją pracę. Pomaganie, leczenie ludzi, to coś co sprawiało mu prawdziwą przyjemność.
By jednak nie być całkiem bezbronnym (mimo, że chroniły go gęsty las i zaprzyjaźnione zwierzęta) codziennie ćwiczy walkę wręcz oraz posługiwanie się dwoma mieczami. I to jest kolejna rzecz, która na prawdę mu wychodzi. Kiedyś w życiu by nie pomyślał, że mógłby chociaż spróbować dotknąć broń. On? Pacyfista? Nigdy. Jednak kiedy brał w dłonie miecze, czół ich ciężar… Kolejna rzecz, która sprawiała, że czół się na prawdę szczęśliwy.
Magiczna moc: Rozumienie mowy zwierząt
Rodzina:
- matka: Astra Walker
- ojciec: Aiden Walker
- starsze rodzeństwo: Aurelius
- młodsze rodzeństwo: Tovi, Magnollia
Zauroczenie: brak
Ex: Tatiana Parrish †
Potomstwo: Sunny †
Koń: Tańczący Liść
Historia: Winter Walker jest drugim synem Astry i Aidena Walkerów, dzięki czemu zyskał możliwość bycia sobą. Jego starszy brat, zawsze był pierwszym, do którego zwracali się o pomoc, i to Winterowi bardzo odpowiadało.
Odkąd pamiętał kochał wolność. Otwarte przestrzenie, niezbadane przez nikogo lasy. Kochał wszystko, co wiązało się z przyrodą. Zawsze pragnął zabrać cząstkę tego niesamowitego świata do domu, jednak wiedział, że wtedy, zamknie tę cząstkę w drewnianym więzieniu. A tego nie chciał. Dlaczego zaczął rysować. Coraz lepiej i lepiej, aż w końcu udało mu się uchwycić wolność płynącą z naturalnego rytmu świata.
Z wiekiem zaczął dostrzegać inny, niemniej interesujący rytm w mieście w którym mieszkał. W czynnościach które ludzie robili codziennie nie zmieniając nawet najmniejszego szczegółu. I ten nowy rytm wciągnął w końcu i jego. Stał się jednym z tych ludzi, którzy mieli swoje “specjalne dni”. I chyba właśnie dzięki temu, że dopasował się do reszty mieszkańców odnalazł swoją wielką miłość.
Tatiana Parrish. W jego oczach była ideałem. Każdego dnia, nie potrafił przestać na nią patrzeć, a każdej nocy, przestać o niej myśleć. Planowali ślub. A w końcu ona zaszła w ciążę. I mimo, że to nie powinno się nigdy wydarzyć - naprawdę się cieszyli. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że szczęście nigdy nie trwa zbyt długo. Niestety dla obojga.
Podczas porodu zmarła Tatiana, a Winter był tym załamany. Dotąd nie wyobrażał sobie życia bez niej. Kilka godzin później, zmarła również jego córeczka, którą zdążył jedynie przytulić i nadać jej imię. Sunny. Miała być promykiem światła w jego życiu. Skrawkiem jego miłości. Lecz i ona odeszła, a Winter został z niczym.
Pogrążony w rozpaczy postanowił wyjechać. Zamieszkać gdzieś, gdzie nie będzie musiał nikogo oglądać. Gdzie nic nie będzie przypominało mu o tym co stracił.
Nazwisko: Walker
Płeć: Mężczyzna
Królestwo: Tierra'y
Wiek: 23 lat
Urodziny: 15 lipca
Ranga (Stanowisko): Zielarz (Medycyna)
Charakter: Już od dziecka uważany był za bardzo spokojnego, wręcz wycofanego chłopca. Nie lubił bawić się ze swoimi rówieśnikami, wolał siedzieć gdzieś na uboczu i obserwować. Czasem po prostu tak siedział, czasem rysował coś w jednym ze swoich szkolnych zeszytów.
Jednak ci wszyscy ludzie, rodzice Wintera, jego nauczyciele i inne dzieci bardzo się mylili. Bo on nie był po prostu spokojny. Już od dziecka był nad wyraz dojrzały i dopiero gdy nieco dorósł, mógł w pełni cieszyć się życiem. Bo on uwielbiał się śmiać. Uwielbiał rozbawiać innych, a inni uwielbiali jego śmiech.
Nic więc dziwnego, że wyrósł na bardzo pewnego siebie mężczyznę. Nie był jednak zarozumiały. Był jednym z tych typów, którzy bez żadnego skrępowania pochodzili do ciebie w karczmie i zaczynali rozmawiać z tobą jak ze starym przyjacielem. Za to również wszyscy go uwielbiali.
Kochał swoją rodzinę. Kochał w niej wszystko. Lekko zwariowaną matkę, wiecznie poważnego ojca, i trójkę rodzeństwa, którzy zawsze wchodzili mu na głowę. W tamtym czasie, nie wyobrażał sobie życia bez nich. Bez choćby jednego z nich. Chciał móc już zawsze wysłuchiwać wywodów matki na temat znaczenia gwiazd w ich życiu, kątem oka dostrzegać drobne pocałunki rodziców, słyszeć małe stópki Magnollii biegające po całym domu. I może fakt, że tak bardzo kochał swoją rodzinę sprawiał, że wiele dziewczyn uśmiechały się do niego ukradkiem, gdy mijały go na ulicy (choć mogła to być też sprawka jego nieprzeciętnego wyglądu).
Ale dla Wintera Walkera liczyła się tylko jedna dziewczyna. I w końcu i on stał się dla niej ważny.
Niektórzy mówią, że wielka miłość, zmienia charakter człowieka. Cóż, nie Wintera. Wciąż był ciepły, roześmiany, a jednocześnie niezwykle spokojny i trzeźwo myślący. Zawsze wiedział jak się zachować i co powiedzieć.
Ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, który zmienia wszystko. Jest to ta chwila, kiedy minuty trwają wieczność, a całe dotychczasowe życie zdaje się przemknąć za jednym mrugnięciem oka. To właśnie taka chwila stawia człowieka na głowie.
I tak było też z Winterem. W ciągu dwudziestu czterech godzin z radosnego, młodego chłopaka stał się przygnębionym, stroniącym o ludzi mężczyzną... Wyglądającym na o wiele starszego niż był.
Nie potrafił już patrzeć w oczy rodzinie. Wciąż ich kochał. Nawet bardziej niż cokolwiek innego. Ale mimo tego, wolał pozostać sam.
Nie śmiał się już tak często. Z resztą, z kim miałby to robić, mieszkając w głuszy? Powoli zatracał się w sobie. Aż nagle uznał, że to kompletna strata czasu. Już wcześniej taki był. Wierzył, że smucenie się, rozpamiętywanie przeszłości jest bezcelowe. I choć wtedy zajęło mu to trochę więcej czasu, podźwignął się i zaczął swoje nowe życie.
Z chęcią spotykał się z ludźmi, choć i tak robił to bardzo okazyjnie. Zycie w sercu głuszy nauczyło go, że może liczyć tylko na siebie, jednak wciąż chciał dawać nadzieję innym. Metodą prób i błędów zapoznał się z właściwościami różnych ziół. Stał się ekspertem w dziedzinie cierpliwości i wytrwałości.
I choć bardzo wiele zyskał na swojej przemianie, bardzo wiele również stracił. Między innymi pewnego rodzaju nieśmiałość. Już nie odwracał się zarumieniony, widząc kobietę. Wręcz przeciwnie. Jego spojrzenie przyciągało je, a on potrafił to wykorzystać. No bo co mu szkodzi? Wierzył w jedną miłość, a tą stracił. Druga się nie zdarzy, więc pozostało mu tylko dobrze się bawić.
Aparycja: Winter Walker zawsze miał coś w sobie. Był naturalnie przystojny. Jednak wraz z wiekiem, niektóre cechy jego wyglądu stały się po prostu bardziej widoczne niż inne. Podłóżna twarz nabrała bardziej ostrych rysów. Duży, prosty nos już nie przyciągał uwagi innych… Robiły to duże, ciemne oczy w kształcie migdałów. Jedno ich spojrzenie potrafiło wbić drugiego człowieka w ziemię lub wyrazić największe i najwspanialsze obietnice, jakich ktoś mógł zapragnąć. Włosy - długie prawie do pasa dredy w świetle południowego słońca przybierały mahoniową barwę, jednak w rzeczywistości były po prostu brązowe.
Jednak z daleka, nie widziało się tych wszystkich detali. Widziało się wysokiego i szczupłego mężczyznę. Barczystego i niezwykle umięśnionego o skórze w kolorze czekoladowego brązu. Pewnego rodzaju dzikość jego postaci sprawiała, że niektórzy lękali się go (choć bez potrzeby) a inni, wręcz przeciwnie, pragnęli poznać “króla dżungli”.
Szczegółowa aparycja
- kolor oczu: ciemnobrązowe/czarne
- wzrost: 190cm
- waga: 80kg
Umiejętności: Od najmłodszych lat Winter uwielbiał rysować. I trzeba przyznać, że idzie mu to na prawdę dobrze. W swoim domu na bezludziu ma całe sterty notatników pełne rysunków. Rysuje wszystko. Otaczające go zwierzęta, rośliny...ludzi. Uwielbiał rysować ludzi.
Od jakiegoś czasu zajmował się również zielarstwem. Grzebanie w ziemi i wyrywanie chwastów potrafiło go uspokoić, ale fakt, że te rośliny, którymi się opiekuje mogą kiedyś uratować czyjeś życi... Czasami miał wrażenie, że to najlepsze uczucie, jakiego mógł zaznać. Uwielbiał swoją pracę. Pomaganie, leczenie ludzi, to coś co sprawiało mu prawdziwą przyjemność.
By jednak nie być całkiem bezbronnym (mimo, że chroniły go gęsty las i zaprzyjaźnione zwierzęta) codziennie ćwiczy walkę wręcz oraz posługiwanie się dwoma mieczami. I to jest kolejna rzecz, która na prawdę mu wychodzi. Kiedyś w życiu by nie pomyślał, że mógłby chociaż spróbować dotknąć broń. On? Pacyfista? Nigdy. Jednak kiedy brał w dłonie miecze, czół ich ciężar… Kolejna rzecz, która sprawiała, że czół się na prawdę szczęśliwy.
Magiczna moc: Rozumienie mowy zwierząt
Rodzina:
- matka: Astra Walker
- ojciec: Aiden Walker
- starsze rodzeństwo: Aurelius
- młodsze rodzeństwo: Tovi, Magnollia
Zauroczenie: brak
Ex: Tatiana Parrish †
Potomstwo: Sunny †
Koń: Tańczący Liść
Historia: Winter Walker jest drugim synem Astry i Aidena Walkerów, dzięki czemu zyskał możliwość bycia sobą. Jego starszy brat, zawsze był pierwszym, do którego zwracali się o pomoc, i to Winterowi bardzo odpowiadało.
Odkąd pamiętał kochał wolność. Otwarte przestrzenie, niezbadane przez nikogo lasy. Kochał wszystko, co wiązało się z przyrodą. Zawsze pragnął zabrać cząstkę tego niesamowitego świata do domu, jednak wiedział, że wtedy, zamknie tę cząstkę w drewnianym więzieniu. A tego nie chciał. Dlaczego zaczął rysować. Coraz lepiej i lepiej, aż w końcu udało mu się uchwycić wolność płynącą z naturalnego rytmu świata.
Z wiekiem zaczął dostrzegać inny, niemniej interesujący rytm w mieście w którym mieszkał. W czynnościach które ludzie robili codziennie nie zmieniając nawet najmniejszego szczegółu. I ten nowy rytm wciągnął w końcu i jego. Stał się jednym z tych ludzi, którzy mieli swoje “specjalne dni”. I chyba właśnie dzięki temu, że dopasował się do reszty mieszkańców odnalazł swoją wielką miłość.
Tatiana Parrish. W jego oczach była ideałem. Każdego dnia, nie potrafił przestać na nią patrzeć, a każdej nocy, przestać o niej myśleć. Planowali ślub. A w końcu ona zaszła w ciążę. I mimo, że to nie powinno się nigdy wydarzyć - naprawdę się cieszyli. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że szczęście nigdy nie trwa zbyt długo. Niestety dla obojga.
Podczas porodu zmarła Tatiana, a Winter był tym załamany. Dotąd nie wyobrażał sobie życia bez niej. Kilka godzin później, zmarła również jego córeczka, którą zdążył jedynie przytulić i nadać jej imię. Sunny. Miała być promykiem światła w jego życiu. Skrawkiem jego miłości. Lecz i ona odeszła, a Winter został z niczym.
Pogrążony w rozpaczy postanowił wyjechać. Zamieszkać gdzieś, gdzie nie będzie musiał nikogo oglądać. Gdzie nic nie będzie przypominało mu o tym co stracił.
Powoli zaczął układać sobie życie. Nowe życie. Wszechobecność natury bardzo mu w tym pomagała. Zyskał nowych (zwierzęcych) przyjaciół i zaczął rozwijać w sobie nowe umiejętności. Można by sądzić, że wszystko dobrze się skończyło… Ale cień jaki został rzucony na jego serce, już nigdy nie zbleknie.
Inne zdjęcia: 1, Saba
Autor: its.lovely@interia.pl, GG: 40361032
SIŁA: 30 SZYBKOŚĆ: 10 ZWINNOŚĆ: 20 CZUJNOŚĆ: 20 WYTRZYMAŁOŚĆ: 20
Inne zdjęcia: 1, Saba
Autor: its.lovely@interia.pl, GG: 40361032
SIŁA: 30 SZYBKOŚĆ: 10 ZWINNOŚĆ: 20 CZUJNOŚĆ: 20 WYTRZYMAŁOŚĆ: 20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz