Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

2 sierpnia 2015

Od Victorii

Spojrzałam przed siebie, na rozległe tereny Królestwa Aire'a. Poczułam na ramieniu czyjś oddech. Diana oparła swój łeb na moim ramieniu. Westchnęłam. To był jeden dzień, kiedy miała dobry humor. I jak tu się nie cieszyć? Mamy bezpieczeństwo na parę lat. Czuje, że dożyje tu emerytury. Zaśmiałam się cicho w myślach. Ten teren był cudowny. Sięgnęłam do plecaka, który zawsze ze sobą nosiłam. Wyjęłam płótno, farby i pędzel. Zaczęłam malować cudowne tereny. Diana zaczęła się paść przede mną, więc ją też uwieczniłam. Kiedy znalazła się już na papierze, schowałam arcydzieło z powrotem do plecaka i gwizdnęłam. Moja klacz podniosła głowę i cicho zarżała. Nie zareagowała. Czasami tak bywa. A nawet więcej niż czasami. Moja kochana kobyłka ma często( co oznacza zawsze) zły humor i czasami mnie ignoruje. Ale jak by mi się coś stało, to leciała by pierwsza do kolejki aby mnie uratować. Zaśmiałam się cicho i rozmarzyłam. Nowa kraina, nowe królestwo i wioska. Jednym słowem. Nowe życie, które powinno być lepsze. Diana w końcu ustąpiła, a ja szybko wsunęłam się na jej grzbiet. Najpierw przycisnęłam spokojnie łydki i jechaliśmy stępem. Po chwili jednak, wolny chód zmienił się w dziki galop. Klacz pędziła jak szalona, a ja trzymałam się mocno jej wodzy. Wtuliłam twarz w jej grzywę i znowu się rozmarzyłam. Jestem dosyć marzycielska. Dojechaliśmy pod stajnię. Zsiadłam z konia i zdjęłam cały sprzęt. Zaprowadziłam do boksu, po czym wyczyściłam i wyczesałam grzywę. Na koniec dałam jej marchewkę. Zarżała cicho, a kiedy chciałam wyjść, złapała zębami za moją suknię, ciągnąć mnie z powrotem do boksu.
-Nie mała!-powiedziałam-Muszę iść!-dodałam. Klacz w końcu ustąpiła. Choć długo to trwało i chciałam się posunąć do użycia mocy, w końcu się udało. Wróciłam do domu. Wyjęłam obraz, który namalowałam i powiesiłam na ścianie. Przedstawiał on Dianę pasącą się na tle Lądu Adepsu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz