Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

2 sierpnia 2015

Od Sabethy

- Bardzo to wszystko fascynujące, ale zamknąłbyś się - powiedziałam znudzonym tonem patrząc w pusty kufel.
Mężczyzna zaczął coś mamrotać pod nosem, ale posłusznie wypełnił polecenie. Niezbyt go lubiłam, ale bywał przydatny, szczególnie, że miał szeroką sieć kontaktów. Mawiano, że jeśli on kogoś nie zna, znaczy, że ów człek nie istnieje. Wystarczyło sypnąć nieco groszem, a natychmiast potrafił z kimś umówić, bądź podać wiele ciekawych informacji o danym człowieku. Niestety miał skłonność do niesamowicie długich wywodów nie na temat, szczególnie uwielbiał rozwodzić się nad swoimi problemami zdrowotnymi. Jakby to kogoś obchodziło...
- Teraz mów krótko i na temat - syknęłam przesuwając w jego stronę monetę. Zgarnął ją błyskawicznie, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Cóż potrzeba, Szczurze? - spytał przymilnym tonem.
- Co wiesz o tej karawanie, co ma jutro przejeżdżać przez pobliską przełęcz?- pochyliłam się bardziej w jego stronę.
-Karawana... Karawana... - mruczał przez chwilę pod nosem marszcząc brwi. - Ach tak, karawana! Powinna być tam jutro, koło południa. Wiozą trochę przypraw, trochę tkanin, trochę broni i trochę drogich kamieni.
Machnął ręką lekceważąco. Potarłam podbródek i poprawiłam zasłaniającą górną połowę twarzy maskę.
- Mają jakąś eskortę? - spytałam obracając w palcach następną monetę.
- Niezbyt liczną, prawdopodobnie jedynie sześciu najemników - padła odpowiedź, mój rozmówca kątem lśniącego chciwym błyskiem oka patrzył na moją "zabawkę". Westchnęłam cicho rzucając mu ową.
- Nie znasz mnie, nie było mnie tu - rzekłam jeszcze cicho.
Skinął jedynie głową i pochylił się nad swoim trunkiem. Zostawiłam na kontuarze zapłatę za piwo i wyszłam z gospody. Słońce już zaszło, ciemność zapanowała nad światem.
Góry nocą były piękne, choć niebezpieczne było poruszanie się po ich majestatycznych stokach. Ruszyłam niespiesznie w miejsce, gdzie zostawiłam konia, na w miarę łagodnym stoku z dala od szlaku handlowego, nad którym leżała karczma. Musiałam się ukrywać, takie życie złodzieja. A to, że ten bogaty zarozumialec miał wysoko postawionych przyjaciół i załatwił, by wyznaczono za moją łepetynę nagrodę, która wciąż rosła, nieco skomplikowało sprawy. Kto by nie chciał, żeby mu do kieszeni wpadło brzęczące co nieco? Nasunęłam bardziej kaptur zlewając się z otaczającymi mnie cieniami i wsłuchując się w odgłosy nocy.
Po mniej więcej pół godzinie marszu byłam na miejscu. Zack podniósł się z ziemi, gdy tylko zagwizdałam cicho. Jego ubarwienie sprawiało, że leżąc w bezruchu przypominał większy głaz. Wspięłam się na siodło, o dziwo nie podskoczył próbując mnie zrzucić, jak to miał w zwyczaju. Była to taka nasza zabawa. Udaliśmy się na obrane już wcześniej miejsce zasadzki. Zeskoczyłam na ziemię i ściągnęłam siodło z grzbietu mego przyjaciela. Parsknął z zadowoleniem potrząsając łbem. Odszedł na bok, w miejsce, gdzie rosło kilka kęp trawy, a ja podłożyłam siodło pod głowę i wyciągnęłam się wygodnie. Postanowiłam się zdrzemnąć kilka godzin, wszak dużo czasu jeszcze zostało do pojawienia się ofiar. Zamknęłam oczy zastanawiając się jak potoczyłoby się moje życie, gdybym miała normalną rodzinę... Może mogłabym zostać artystką? Dłubanie w drewnie nieźle mi szło. Albo kucharką, albo medyczką, albo rzemieślnikiem...
Karawana jechała powoli, do przełęczy dotarła dopiero, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Dwóch najemników jechało na czele, dwóch zamykało pochód, a dwóch kręciło się między wozami doglądając wszystkiego. Jeden z "przodowników" krzyknął zaskoczony, gdy od jego hełmu odbił się kamień, inni natychmiast dobyli broni.
- Co do cholery?! Kto tu taki dowcipny?! - wrzasnął ten, który był najwyraźniej dowódcą, rozglądając się dookoła.
- Spokojnie, może to tylko kamyk, który oderwał się od stoku - mruknął jego przyboczny.
Jakby na potwierdzenie jego słów po zboczu zsunęła się mała lawina zasypując do połowy drogę przed podróżnymi.
-No po prostu świetnie... - jął zrzędzić ten, który oberwał.
- Złodziej! Na drugim wozie! - wrzasnął nagle woźnica.
Ochrona rzuciła się natychmiast ku rozmywającej się sylwetce, trzech wystrzeliło z kusz. Dwa bełty chybiły, trzeci wbił się w moje ramię. Jęknęłam z bólu przez zaciśnięte zęby i zagwizdałam. Zza rumowiska wyskoczył mój koń, z głośnym rżeniem roztrącił najemników i podbiegł do swej pani. Wdrapałam się nieco niezdarnie na jego grzbiet i omal nie spadłam, gdy skoczył do przodu. Jedną ręką chwyciłam się kurczowo wodzy, drugą przyciskałam do piersi torbę z łupem. Udało się mi zwinąć całkiem sporo drogich kamieni zanim mnie zauważyli. Zack przecwałował kawałek szlakiem, po czym skoczył w bok i zwolnił zbiegając po osuwisku.
Zatrzymał się dopiero w niewielkiej kępie drzew. Zsunęłam się, a właściwie spadłam na ziemię ze zduszonym jękiem.
- Jasna cholera, szlag by to trafił...- warczałam pod nosem. Wypuściłam torbę i wyszarpnęłam bełt zaciskając zęby na rękawie, żeby nie wrzasnąć.
Oderwałam od płaszcza pas materiału i obwiązałam nim prowizorycznie ranę. Podniosłam się, przypięła do juków łup i chwyciłam za wodze wierzchowca. Zeszłam w dolinę prowadząc go. A gdy znaleźliśmy się bezpiecznie w lesie wybuchnęłam śmiechem.
- Ale mieli miny! Ha! Znowu się udało, Zack! Za to... - klepnęłam torbę- ...możemy zrobić sobie miesięczne wakacje!
Koń machnął jedynie ogonem, moja radość najwyraźniej się mu nie udzieliła. Pogłaskałam go po szyi i zaczęłam nucić. Mój nieco zachrypnięty głos rozbrzmiał pośród drzew wtórując ptasim śpiewom.
- A tu pośród gór, króluje złodziej - Szczur! Gryzoń sprytny oraz śmiały, wszystko zawsze przetrwa cały! Wszędzie gdzie klejnoty, złoto, Szczur pojawi się z ochotą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz