Na
widok miecza zatrzymałem się w pół kroku. Chciała walczyć? Z bezwładnym
ramieniem? Cyknąłem kilka razy, podchodząc kilka kroków. Ruszyła się,
jakby w tył. w jej oczach widziałem determinację ale i strach, choć ona
najprawdopodobniej nie chciała się do tego przyznać.
Młoda była. Wyglądała na dwadzieścia parę lat. Trzymała miecz w drżącej dłoni jednak, jakby miała kilkuletnią wprawę. Sztylet zastygł w mojej dłoni. Obdarzyłem ją szyderczym uśmiechem.
- Kto daje kobiecie broń..? - spytałem z kpiną, chcąc ją sprowokować. Zdziwiłem się, jak szybko to poskutkowało. Czuła ból, jednak nie przeszkadzało to jej naskoczyć na mnie z krzykiem, tnąc znad lewego ramienia. Nie trudno było uniknąć jej ciosu. Poczułem nagły ból w piersi przy tym manewrze. "Szczęściarz ze mnie", przemknęło mi przez myśl, "Parę milimetrów wyżej, trochę więcej siły i przeszyłaby mi płuca..."
Wypuszczona przez nią wcześniej strzała wypuszczona z krótkiego łuku myśliwskiego i to z pośpiechem, jak zauważyłem, nie miała dość siły, aby skruszyć kości i to mnie uratowało. Dziewczyna trafiła w jedno z moich żeber.
Padł kolejny cios, równie niezdarny i chaotyczny, co poprzedni. Kolejny sparowałem sztyletem. Jej ostrze oparłem na jelcu broni. Przyjrzałem się jej twarzy, którą wykrzywiał grymas oburzenia i gniewu. Posłałem jej stanowcze spojrzenie i odepchnąłem na bezpieczną odległość. Ta jednak odbiła się od ziemi i ruszyła na mnie znowu, wykonując zamaszyste pchnięcie. Jakże uparte było to dziewczę... Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w tym samym kierunku, w którym leciała, przez co straciła równowagę i niemal upadła. Pomogłem jej, obdarowując ją mocnym kopniakiem w dolną partię pleców.
- Żal ci towarzyszy, tchórzu? - spytałem wyzywająco. Miałem okazję dowiedzieć się o co chodziło tym fanatykom i nie zamierzałem jej zaprzepaścić - Naprawdę chęć powrotu do ojczyzny popchnęła was do takich czynów?
Podniosła się powoli z ziemi, nie wypuszczając miecza z dłoni. Widząc, że nie atakuję, nie spieszyła się ze swoim zamiarem. Złapała się za ranny bark.
- Nie wiem, o czym mówisz - syknęła, mierząc do mnie z miecza. Zaniosłem się szyderczym śmiechem. Ona naprawdę chciała mnie zabić.
- Ładne wytłumaczenie - pokiwałem głową - Wiedzieliście, że jesteście ścigani. To, co trzymaliście w wozie to łapówka dla tych, co stoją na granicy, abyście cicho i bez przeszkód przejechali. Co przemycacie? Nie musisz się z tym kryć, to i tak twój koniec.
- Nie wiem... - sapnęła, robiąc krok do przodu - ...o czym ty mówisz!
Kolejna ofensywa z jej strony zakończyła się fiaskiem. Oszukiwałem. Szybkość reakcji była u mnie o wiele szybsza niż u zwykłego człowieka, choć tylko na krótkie momenty. Było to niezwykle wyczerpujące, zwłaszcza podczas walki. Ta tutaj kilka razy by mnie trafiła, gdybym nie korzystał z tego atutu... Cóż... Jej pech.
- Niezła taktyka - podjąłem, gdy zrobiła sobie przerwę. Sam regenerowałem siły. serce przyspieszyło mi znacznie, a w klatce piersiowej poczułem kłucie, zupełnie inne od rany na piersi. Był to znak, że nie mogę się tak dłużej bawić. Zbyt dużo energii wykorzystałem na zabawę z pochodem - Jesteś całkiem bystra, że uciekasz z forsą, widząc, iż nie mieliście szans. Muszę przyznać.
- Zamknij się - syknęła w odpowiedzi - To nie byli moi towarzysze. Gdybyś nie wyskoczył na nich jak anioł śmierci, zrobiłabym to za ciebie, morderco.
Nie kłamała. Widziałem to w jej oczach, a głos miała zimny, stanowczy... Włosy opadły na jej brudną, spoconą twarz, jednak nadal trzymała ostrze miecza uniesione w moim kierunku. Nie zamierzała się cofać. Jednak musiałem sam sobie przyznać, że zostałem zaskoczony. Popełniłem błąd.
- Te pieniądze są dla mnie i tylko dla mnie. Nie myśl sobie, że mam zamiar stąd uciekać. Dobrze mi tu - uniosła kąciki ust w niejasnym uśmiechu, lecz zaraz zmieniło się to w grymas bólu.
Popełniłem błąd. Ona nie była moim celem. Teraz jest ranna, gdyż ja pomyliłem cele. Z drugiej strony jednak to ona zgarnęła główny cel mojego zadania. Baron rozkazał mi odzyskać to, co jest ukryte w złocie. Pierścień z pieczęcią. Schowałem sztylet do pochwy, mając nadzieję, że nie zaatakuje ponownie. Ona jednak zdziwiła się tylko. Nie opuszczała gardy.
- Co kombinujesz? - spytała nerwowo.
- Nic do ciebie nie mam - odparłem - Wszyscy ci, którzy zginąć mieli, nie żyją. Wpadłaś mi pod linię rażenia. I nadal pod nią jesteś - uniosłem oczy na nią. Rzadko zdarzało mi się rzucać ostrzeżenia - Oddaj pierścień, a dam ci odejść w spokoju. Zrób to, zanim się wykrwawisz na dobre.
Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Zapewne zastanawiając się czy może mi ufać. I rzeczywiście, ja także zrobiłbym to na jej miejscu.
- Nie - odparła. Zapaliła lont mojej cierpliwości.
- Oooo... - uniosłem brwi - Nadal stoisz na linii strzału, kochana. Złoto zatrzymaj, nie obchodzi mnie ono - spróbowałem ją ponownie przekonać - Oddaj mi tylko pierścień z pieczęcią.
Zmieszała się, zauważyłem jak jej wargi drgnęły, jakby chciała coś powiedzieć, ale się wycofała. Postanowiła zmienić taktykę:
- Jaką mam gwarancję, że nie wydasz mnie? Kim jesteś?
- Błagam - teatralnie wzniosłem wzrok ku górze - Gdybym chciał cie potem zdradzić, już dawno bym cię zabił, nie uważasz? Nie wiem, czy zauważyłaś, jednak jesteś na mojej łasce, kochana. - posłałem jej lisi uśmiech - Nie jesteś celem. Nie mam powodu, aby ci szkodzić. Więc ty nie szkodź sobie. Chodzi mi tylko o pierścień.
Czubek ostrza powędrował ku dołowi. Wyprostowała się nieznacznie, jednak przyjąłem to jako aprobatę. Wyczekiwałem jej.ruchu.
(Leć dalej, Kiara)
Młoda była. Wyglądała na dwadzieścia parę lat. Trzymała miecz w drżącej dłoni jednak, jakby miała kilkuletnią wprawę. Sztylet zastygł w mojej dłoni. Obdarzyłem ją szyderczym uśmiechem.
- Kto daje kobiecie broń..? - spytałem z kpiną, chcąc ją sprowokować. Zdziwiłem się, jak szybko to poskutkowało. Czuła ból, jednak nie przeszkadzało to jej naskoczyć na mnie z krzykiem, tnąc znad lewego ramienia. Nie trudno było uniknąć jej ciosu. Poczułem nagły ból w piersi przy tym manewrze. "Szczęściarz ze mnie", przemknęło mi przez myśl, "Parę milimetrów wyżej, trochę więcej siły i przeszyłaby mi płuca..."
Wypuszczona przez nią wcześniej strzała wypuszczona z krótkiego łuku myśliwskiego i to z pośpiechem, jak zauważyłem, nie miała dość siły, aby skruszyć kości i to mnie uratowało. Dziewczyna trafiła w jedno z moich żeber.
Padł kolejny cios, równie niezdarny i chaotyczny, co poprzedni. Kolejny sparowałem sztyletem. Jej ostrze oparłem na jelcu broni. Przyjrzałem się jej twarzy, którą wykrzywiał grymas oburzenia i gniewu. Posłałem jej stanowcze spojrzenie i odepchnąłem na bezpieczną odległość. Ta jednak odbiła się od ziemi i ruszyła na mnie znowu, wykonując zamaszyste pchnięcie. Jakże uparte było to dziewczę... Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w tym samym kierunku, w którym leciała, przez co straciła równowagę i niemal upadła. Pomogłem jej, obdarowując ją mocnym kopniakiem w dolną partię pleców.
- Żal ci towarzyszy, tchórzu? - spytałem wyzywająco. Miałem okazję dowiedzieć się o co chodziło tym fanatykom i nie zamierzałem jej zaprzepaścić - Naprawdę chęć powrotu do ojczyzny popchnęła was do takich czynów?
Podniosła się powoli z ziemi, nie wypuszczając miecza z dłoni. Widząc, że nie atakuję, nie spieszyła się ze swoim zamiarem. Złapała się za ranny bark.
- Nie wiem, o czym mówisz - syknęła, mierząc do mnie z miecza. Zaniosłem się szyderczym śmiechem. Ona naprawdę chciała mnie zabić.
- Ładne wytłumaczenie - pokiwałem głową - Wiedzieliście, że jesteście ścigani. To, co trzymaliście w wozie to łapówka dla tych, co stoją na granicy, abyście cicho i bez przeszkód przejechali. Co przemycacie? Nie musisz się z tym kryć, to i tak twój koniec.
- Nie wiem... - sapnęła, robiąc krok do przodu - ...o czym ty mówisz!
Kolejna ofensywa z jej strony zakończyła się fiaskiem. Oszukiwałem. Szybkość reakcji była u mnie o wiele szybsza niż u zwykłego człowieka, choć tylko na krótkie momenty. Było to niezwykle wyczerpujące, zwłaszcza podczas walki. Ta tutaj kilka razy by mnie trafiła, gdybym nie korzystał z tego atutu... Cóż... Jej pech.
- Niezła taktyka - podjąłem, gdy zrobiła sobie przerwę. Sam regenerowałem siły. serce przyspieszyło mi znacznie, a w klatce piersiowej poczułem kłucie, zupełnie inne od rany na piersi. Był to znak, że nie mogę się tak dłużej bawić. Zbyt dużo energii wykorzystałem na zabawę z pochodem - Jesteś całkiem bystra, że uciekasz z forsą, widząc, iż nie mieliście szans. Muszę przyznać.
- Zamknij się - syknęła w odpowiedzi - To nie byli moi towarzysze. Gdybyś nie wyskoczył na nich jak anioł śmierci, zrobiłabym to za ciebie, morderco.
Nie kłamała. Widziałem to w jej oczach, a głos miała zimny, stanowczy... Włosy opadły na jej brudną, spoconą twarz, jednak nadal trzymała ostrze miecza uniesione w moim kierunku. Nie zamierzała się cofać. Jednak musiałem sam sobie przyznać, że zostałem zaskoczony. Popełniłem błąd.
- Te pieniądze są dla mnie i tylko dla mnie. Nie myśl sobie, że mam zamiar stąd uciekać. Dobrze mi tu - uniosła kąciki ust w niejasnym uśmiechu, lecz zaraz zmieniło się to w grymas bólu.
Popełniłem błąd. Ona nie była moim celem. Teraz jest ranna, gdyż ja pomyliłem cele. Z drugiej strony jednak to ona zgarnęła główny cel mojego zadania. Baron rozkazał mi odzyskać to, co jest ukryte w złocie. Pierścień z pieczęcią. Schowałem sztylet do pochwy, mając nadzieję, że nie zaatakuje ponownie. Ona jednak zdziwiła się tylko. Nie opuszczała gardy.
- Co kombinujesz? - spytała nerwowo.
- Nic do ciebie nie mam - odparłem - Wszyscy ci, którzy zginąć mieli, nie żyją. Wpadłaś mi pod linię rażenia. I nadal pod nią jesteś - uniosłem oczy na nią. Rzadko zdarzało mi się rzucać ostrzeżenia - Oddaj pierścień, a dam ci odejść w spokoju. Zrób to, zanim się wykrwawisz na dobre.
Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Zapewne zastanawiając się czy może mi ufać. I rzeczywiście, ja także zrobiłbym to na jej miejscu.
- Nie - odparła. Zapaliła lont mojej cierpliwości.
- Oooo... - uniosłem brwi - Nadal stoisz na linii strzału, kochana. Złoto zatrzymaj, nie obchodzi mnie ono - spróbowałem ją ponownie przekonać - Oddaj mi tylko pierścień z pieczęcią.
Zmieszała się, zauważyłem jak jej wargi drgnęły, jakby chciała coś powiedzieć, ale się wycofała. Postanowiła zmienić taktykę:
- Jaką mam gwarancję, że nie wydasz mnie? Kim jesteś?
- Błagam - teatralnie wzniosłem wzrok ku górze - Gdybym chciał cie potem zdradzić, już dawno bym cię zabił, nie uważasz? Nie wiem, czy zauważyłaś, jednak jesteś na mojej łasce, kochana. - posłałem jej lisi uśmiech - Nie jesteś celem. Nie mam powodu, aby ci szkodzić. Więc ty nie szkodź sobie. Chodzi mi tylko o pierścień.
Czubek ostrza powędrował ku dołowi. Wyprostowała się nieznacznie, jednak przyjąłem to jako aprobatę. Wyczekiwałem jej.ruchu.
(Leć dalej, Kiara)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz