Schody zostały umieszczone tak ,by strażnik wchodząc lub schodząc widział wszystkich więźniów.Kolumna swoim wyglądem przypominała rdzeń ,a schody jak wielki wąż oplatały ją.Wokół nich ustawione zostały cele ,położone na na platynowej platformie przypominającej okrąg.
Nestor Needea był jednym z psychicznie chorych morderców.Po zamachu na karczmę ,odbierając życie piętnastu osobom , został umieszczony na 6 piętrze.Podczas jednej z moich akcji ,ujrzał on moją twarz sekundę po założeniu bordowej chusty jaką zwykle przystaje mi nosić.Mężczyzna uciekł z miejsca zdarzenia ,a potem jak donosi wywiad został zatrzymany przez straż.
Posiadając fałszywą tożsamość jak i wygląd postanowiłem zastraszyć mężczyznę.
Jako Florian Robaczywy oskarżony o zabójstwa ,liczne kradzieże i niszczenie mienia publicznego ,zostałem umieszczony na drugim piętrze.Wybór tej tożsamości ,był złym pomysłem.
***
W więzieniu tkwiłem już jakieś półtorej godziny , wyczekując kiedy obok mnie przyjdzie strażnik posiadający cokolwiek ,co mogło służyć jako klucz..Jego podkute buty dźwięcznie uderzające o platynową platformę ,dawały do zrozumienia ,że strażnik lada chwila się zjawi.Tym razem jego kroki były wyraźnie szybsze i sprężyste.
-Ej ,Ty blond włosy!
Mężczyzna noszący złotą zbroję, wbił wzrok w chudego bruneta o szmaragdowych tęczówkach.
Podniosłem się ,po czym skierowałem kroki w stronę strażnika.
Kiedy strażnik wyjął kajdanki ,jego grubszy współpracownik przytelepał pod platynowe drzwi ,ciągnąc za sobą skute blond-włose dziewczę.
-Zaraz ich weźmiemy ,tylko tego spod trójki trzeba było usunąć.
Po tych słowach wepchnęli dziewczynę ,do tej samej celi.
W tej samej chwili moja twarz przybrała kolor pergaminu.'Przecież ona zepsuje cały plan!'
-Dobrze się czujesz? Bo.. wyglądasz jakbyś ducha zobaczył!
Zakomunikowała dziewczyna.
Bez odpowiedzi na zadane pytanie wstałem i rozpocząłem wędrówkę dookoła celi.
Nie była ona zbyt duża.Powietrze było okropnie suche ,a odór martwych ciał nie dawał spokojnie odetchnąć.Uporczywie spoglądałem na zegar ,wmurowany w główną kolumnę.Nie zważano tu na płeć przestępcy ,pewnie dziewczyna wepchnięta do innej celi ,pełnej wściekłych i psychicznie chorych mężczyzn zostałaby zgwałcona .Chwilę później zabrało nas sześciu młodych czeladników.Wyszkolonych ,posiadających rozmaite urządzenia ,mające na celu okiełznać więźnia 'niespokojnego' więźnia.Po trzech na głowę.Skuli nas w kajdanki i kule ,po czym zaprowadzili do brukowanej wieży.Niesamowicie wysokiej.W trakcie drogi ,przez kręte i ciasne ścieżki uświadomiłem sobie ,że skądś kojarzę dziewczynę.
-Jesteśmy na miejscu.
Zameldował ,jeden z czeladników.
Była to niesłychanie wysoka wieża.Jej platynowe ściany porośnięte były Łamalcem Ślizgowym-Rośliną o niezwykłej śliskiej powierzchni.Zupełnie jak ryba w wodzie ,rękami jej nie złapiesz.Służyła ona jako zabezpieczenie ,w razie ucieczki więźnia.Grunt wieży ,był dość nie typowy.
Pokrywały go kości zmarłych przestępców.W tej stercie ,gnijącego mięsa i starych zszarzałych kości mieszkały szczury.Taki fetor oraz obraz mógł wywołać reakcje żołądkowe ,zwane wymiocinami.
Strażnicy popchnęli nas w stronę kajdanków ,tkwiących w sześciennym granitowym bloku.Kiedy skierowaliśmy kroki w stronę więziennych bransolet ,pod ciężarem naszych stóp łamały się kości dawnych więźniów.Dźwięk ten przypominał chrupanie.Zostaliśmy skuci.
Najwyższy z czeladników wyjął mosiężny kij ,po czym wbił go w drewniane koło przypominające ster statku.Wtem Strażnicy uruchomili prymitywny system kręcąc w lewo 'sterem'. Granitowa płyta podniosła się razem z nami brnąc do góry.Ponad sześć pięter wyżej płyta zatrzymała się ,a drobniutkie posturki czeladników znikły za malutkimi drzwiami.
-I co teraz zapytała dziewczyna wbijając wzrok w szmaragdowe oczy w nie właściwego Floriana Robaczywego.W moje oczy.
To pytanie zostawiłem bez odpowiedzi kalkulując sytuację.
-Wreszcie mogę z kimś porozmawiać.
Do naszych uszu dobiegł chropowaty głos skazańca.Dziewczyna wzdryga się ,po czym
dostrzegła skazańca na przeciwległej ścianie.
Zdziwiło mnie to ,że jej oczy nie dostrzegły wcześniej naszego 'sąsiada'.
-Jaką macie moc?-Zapytał mężczyzna ,po czym dodał-Ja władam Pogodą
Oznajmił dumnie.
-Panowanie ,nad wiatrem zakomunikowała dziewczyna po czy spoglądając w moją stronę dała mi do zrozumienia ,że nastąpiła moja kolej.
Nie wtajemniczyłem ich.
Minęło piętnaście minut ciszy.
Nagle na mojej ,nie zakrytej niczym twarzy ,zjawił się chytry uśmiech.
-Jak masz na imię?
Zapytałem przyglądając się odległemu gruntowi.
-Kiara.
Odpowiedziała ze spokojem dziewczyna z zaciekawieniem przyglądając się mojej osobie.
-A ,więc Kiaro.-Zwróciłem się do dziewczyny dość oficjalnym ,donośnym tonem.-Czy zechciała byś dmuchnąć z całych sił w ten grunt?
Zapytałem ,po czym napierając powietrza na kolejną odpowiedz dodałem:
-Wierzę ,że masz ogromny potencjał.
To podniosło dziewczynę na duchu-Tak jak planowałem.
Kiara nabrała powietrza ,zacisnęła pięści ,nagle z jej ust wydobył się silny podmuch wiatru ,lecz był on zbyt słaby.Tylko musnął kości ,z której wybiegła grupka wystraszonych szczurów.Od razu schowała się w innym miejscu 'kościstego gruntu'.
-Za słabo.-Oznajmiłem lekko zawiedziony ,po czym dodałem-Kiedy kości podlecą do góry zakryj kapturem twarz ,by cię nie poraniły.
Mężczyzna z sąsiedniej ściany słysząc to próbował się skulic by resztki poprzednich więźniów nie wyrządziły mu szkody.
Dziewczyna nabrała powietrza ,zgięła nogi ,tak ,że jej uda dotykały brzucha.Naprała powietrza ,a jej twarz przybrała kolor ceglasty.
W jednej chwili wyrzuciła z ust ogrom silnego powietrza ,jej nogi niczym solidny kopniak wystrzeliły wydalając z siebie powietrze.Podmuch był tak silny ,że Kiara aż podleciała do góry.Jej 'odlot' zatrzymały mosiężne bransolety.Gdy powietrze uniosło do góry czaszki,kości i szczury jednym ruchem złapałem w uda kilka kości ,tym samym wystawiając się na atak wapiennych kikutów.Wbijając się i poważnie raniąc nie osłonięte niczym ciało.
Podniosłem się.Poranione nogi dotykały platynowej ściany ,a głowa skierowana była w dół.Teraz ,gdy moje ręce złapały zatrzaśnięte w udach kości ,delikatnie odepchnąłem się butami od ściany.A więc znajdowałem się w normalnej pozycji jaką każdy aktualnie wiszący więzień odbywał-Nogi w dół ,głowa w górę a, plecy oparte o ścianę.
Kajdanki znajdowały się kilka metalowych oczek od 'kikutów' do ,których zostały wbite.Umożliwiało to trochę swobody jak i kołysanie się na boki ,oraz możliwość uderzania kością w właśnie te metalowe kółeczka.
Posiadałem cztery kości (Nie licząc tych wbitych w ciało). Podałem jedną dziewczynie ,a drugą ,rzuciłem Sąsiedniemu więźniowi,który przyglądał się wszystkiemu z uwagą i zaciekawieniem.O dziwo złapał.Dwie zostały dla mnie.Jedną schowałem do lewego rękawa.(Prawdziwy)Nieboszczyk Florian Robaczywy ,będzie sławą po swojej śmierci.
Mocnymi czterema uderzeniami zakończyłem żywot lewego lekko zardzewiałego łańcuszka.Automatycznie cały ciężar ciała spadł na prawą rękę.Złapałem się łańcucha na którym wisiał granitowy blok i w jednej chwili ,pozbyłem się łańcucha z drugiej ręki.Teraz wystarczyło zjechać po łańcuchu na dół.Pokryte śluzem Łamalców Ślizgowych ręce idealnie nadawały się do zjazdu by nie zatrzeć sobie rąk.Wytarłem trochę śluzu z rąk prosto na spodnie ,nadal uporczywie łapiąc się łańcucha.Wystarczył jeden niewłaściwy ruch i zleciał bym z granitowej płyty nadziewając się na kości.
Zręcznie złapałem się za łańcuch ,po czym zjechałem na dół jak w parku linowym.Towarzysze wisieli jeszcze u góry.Obawiali się ,że ich po prostu zostawię.Nie miałem tego w planach.'William morderca' zmienił się chwilowo w 'Williama/Floriana wybawiciela'.
Z całych sił wbiłem kości w środek ,drewnianego przypominającego ster, koła ,po czym próbowałem przekręcić.Byłem zbyt słaby i zbyt okaleczony by to uczynić ,więc postanowiłem 'pogrzebać' w systemie.Zajęło to nie mniej niż 5 minut.Koła zębate pozmieniały swoje ustawienia ,tym samym czyniąc maszynę lekką w obsłudze.
Słaby kręciłem kołem ,tym samym przybliżając towarzyszy.Znajdowali się oni niżej i niżej...
<Kiaro? Co było dalej?Uda nam się uciec z Dou Mennah?Jak Will/Florian zastraszy Nestor'a?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz