Zatańczyłam też jeden taniec z małą Inez. Wszyscy chłopcy w około patrzyli na nią jak na zjawisko. Wyglądała cudownie w pomarańczowej sukni.
Oczywiście nie obyło się bez złośliwości Mer. (Na szczęście Inez tego nie słyszała).
- To twój bękart, Anno?
- Nie, Mer. Znalazłam tą dziewczynkę w lesie i wzięłam do siebie, aż nie znajdzie rodziny. Ale zastawiam się czy nie twój. Nie zdziwiłabym się jakbyś każdego ze swoich licznych bękartów wyrzucała do lasu.
Mer wystawiła mi język, a ja odeszłam z uśmiechem. Axel całą noc siedział obok siostry i gapił się na mnie cały wieczór (zdążyłam się przyzwyczaić). Ta rozmowa, chociaż bezsensowna i typowa dla księżniczki Fuego'a dała mi do myślenia.
Po balu byłam wyczerpana. Podobnie Inez. Gdy tylko wsiadłyśmy do karocy usnęła w moich ramionach. Pogłaskałam ją po zielonej czuprynie. Było mi przykro. Wiedziałam, że nie może zostać ze mną na zawsze. Wiedziałam, że nie zostanie księżniczką. Wiedziałam, że pewnego dnia będę miała własne dzieci. Ale nie dałam za wygraną.
Jadąc karocą postanowiłam, że póki co zostanie u mnie. Żeby ludzie nie gadali będę przedstawiać ją jako Inez, córka mojej ciotki Juveny, która już w Amazji nie mieszka. Zaczęłam nawet wymyślać historię, jak to Juvena dała mi małą Inez pod opiekę. A gdy Inez dorośnie dam jej tytuł szlachecki i mały majątek, żeby miała gdzie żyć. Wyślę też jakiegoś detektywa, by odszukał jakąś rodzinę Inez. Może ktoś jej szuka? Wujek, babcia?
Tak rozmyślając dojechałam do zamku. Kazałam Inez przenieść do jej sypialni. Niech śpi w sukni. Rano się rozbierze i umyje.
Nastał świt. Jak co rano zajmowałam się papierami przy śniadaniu. Inez zeszła, już przebrana. Martha prowadziła ją za rączkę. Moja opiekunka bardzo polubiła dziewczynkę. Gdy nie mogłam się nią zająć, ona zawsze brała ją pod swoje skrzydła, zabawiając w ogrodzie czy w pokoju dziecięcym.
Dziewczynka wesolutko podeszła do stołu i wzięła jedną z leżących na talerzu kanapek.
- Strasznie wcześnie wstajesz, Anno - stwierdziła. Nie śmiałam zaprzeczyć. - Nie chce ci się spać?
- Jestem przyzwyczajona - odparłam odrywając wzrok od kartek. - Inez, musimy pogadać.
Dziewczynka popatrzyła się na mnie przestraszonym wzrokiem. Takim, który miał każdy kto usłyszał "musimy pogadać". Zrobiła minę zbitego psiaka.
- Zrobiłam coś źle? - zapytała wstrząśnięta. - Jeśli chodzi o tą pomyłkę wczoraj, to przepraszam...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - odparłam z uśmiechem. - Każdy popełnia błędy, nawet ja. Ale nie o to chodzi. Bo wiesz - popatrzyłam jej głęboko w oczy - księżniczką nie godzi się trzymać nieznanych dzieci w zamku i zajmować się nimi.
Spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Rozumiem... To znaczy... Że mnie już nie chcesz...
- Ależ skąd! - wykrzyknęłam. - Jesteś kochana i chcę żebyś została. Ale musimy zrobić coś, żeby ludzie nie gadali źle o mnie, czy o tobie. Rozumiesz? - kiwnęła głową. - Dobrze. Posłuchaj co zrobimy.
Rozglądnęłam się po sali i zobaczyłam, czy nikt ze służby nie słucha rozmowy. Ściszyłam głos, zbliżyłam się do Inez i przedstawiłam mój plan:
- Będziemy wszystkim mówić, że jesteś moją młodą kuzynką, córką mojej prawdziwej cioci Juveny. Moja ciocia już od lat nie mieszka w Amazji. Będziemy mówić, że wysłała cię do mnie na nauki.
- Dobra - odparła z uśmiechem. - Podoba mi się ta historia.
- No to słuchaj dalej. Zostaniesz u mnie, aż nie dorośniesz. Będziesz się uczyła.
- Czego?
- Wszystkiego, czego taka panna jak ty powinna się uczyć. Dobrze?
- Dobrze?
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. Czy nie przychodzi ci na myśl ktoś z twojej dalszej rodziny? Dziadek, babcia, wujek, stryjek, kto mógłby cię szukać?
Tak rozmyślając dojechałam do zamku. Kazałam Inez przenieść do jej sypialni. Niech śpi w sukni. Rano się rozbierze i umyje.
Nastał świt. Jak co rano zajmowałam się papierami przy śniadaniu. Inez zeszła, już przebrana. Martha prowadziła ją za rączkę. Moja opiekunka bardzo polubiła dziewczynkę. Gdy nie mogłam się nią zająć, ona zawsze brała ją pod swoje skrzydła, zabawiając w ogrodzie czy w pokoju dziecięcym.
Dziewczynka wesolutko podeszła do stołu i wzięła jedną z leżących na talerzu kanapek.
- Strasznie wcześnie wstajesz, Anno - stwierdziła. Nie śmiałam zaprzeczyć. - Nie chce ci się spać?
- Jestem przyzwyczajona - odparłam odrywając wzrok od kartek. - Inez, musimy pogadać.
Dziewczynka popatrzyła się na mnie przestraszonym wzrokiem. Takim, który miał każdy kto usłyszał "musimy pogadać". Zrobiła minę zbitego psiaka.
- Zrobiłam coś źle? - zapytała wstrząśnięta. - Jeśli chodzi o tą pomyłkę wczoraj, to przepraszam...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - odparłam z uśmiechem. - Każdy popełnia błędy, nawet ja. Ale nie o to chodzi. Bo wiesz - popatrzyłam jej głęboko w oczy - księżniczką nie godzi się trzymać nieznanych dzieci w zamku i zajmować się nimi.
Spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Rozumiem... To znaczy... Że mnie już nie chcesz...
- Ależ skąd! - wykrzyknęłam. - Jesteś kochana i chcę żebyś została. Ale musimy zrobić coś, żeby ludzie nie gadali źle o mnie, czy o tobie. Rozumiesz? - kiwnęła głową. - Dobrze. Posłuchaj co zrobimy.
Rozglądnęłam się po sali i zobaczyłam, czy nikt ze służby nie słucha rozmowy. Ściszyłam głos, zbliżyłam się do Inez i przedstawiłam mój plan:
- Będziemy wszystkim mówić, że jesteś moją młodą kuzynką, córką mojej prawdziwej cioci Juveny. Moja ciocia już od lat nie mieszka w Amazji. Będziemy mówić, że wysłała cię do mnie na nauki.
- Dobra - odparła z uśmiechem. - Podoba mi się ta historia.
- No to słuchaj dalej. Zostaniesz u mnie, aż nie dorośniesz. Będziesz się uczyła.
- Czego?
- Wszystkiego, czego taka panna jak ty powinna się uczyć. Dobrze?
- Dobrze?
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. Czy nie przychodzi ci na myśl ktoś z twojej dalszej rodziny? Dziadek, babcia, wujek, stryjek, kto mógłby cię szukać?
Inez?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz