Siedząc ukryta w małej, drewnianej szopie na narzędzia, słyszałam jak skradziony ogier z uporem maniaka rży w środku nocy, nawołując swojego pana. W pewnym momencie, przez zastygłe powietrze przedarł się również okrzyk radości, pochodzący z górnych kondygnacji wyblakłego budynku. Rozejrzałam się od niechcenia po mojejmałej kryjówce. Poczułam, jak po nodze przebiegł mi wyjątkowo bujnie owłosiony pająk. Brrr, wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz. Naprawdę nie lubię pająków. Nagle moim oczom ukazała się leżąca w rogu na metalowej półce, szarobura tkanina. Szybko połączyłam fakty: skradziony koń, wielce stęskniony właściciel, noc, słaba widoczność, nieobecność strażników ... Uśmiechnęłam się do siebie chytro. To się może opłacić. Uważając, by nie narobić zbyt dużo hałasu, schyliłam się po pognieciony, gładki materiał, strzepałam z niego co większy kurz, po czym przewiązałam sobie go na twarzy, przysłaniając nos i usta i zostawiając jedynie małą lukę na oczy. Otworzyłam lekko drewniane, skrzypiące drzwi, wychodząc na pogrążoną w nocnym mroku ulicę. Podeszłam powoli do myszatego wierzchowca i chwyciłam delikatnie za zwisającą z jego szyi wodzę, krzycząc w stronę zasłoniętego okna:
- Chcesz odzyskać konika, co?! Czekam więc na propozycje odkupu!
Anthony? Daphne Kalipso?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz