Widok służących plotkujących na dworskich korytarzach nie jest niczym nowym, Mer daje służbie dużo wolności, ale w tym przypadku mój szósty zmysł wyraźnie mówił, że coś jest nie tak, coś w drugiej kucharce mi nie pasowało. A jak nauczyłam się przez lata, szóstego zmysłu nie warto zbywać, bo może skończyć się to urazami psychicznymi i fizycznymi. Dlatego podeszłam do nich, przerywając ich rozmowę, co skończyło się piskliwymi tłumaczeniami Elise oraz chłodnym i obojętnym wzrokiem skierowanym w moją stronę przez... tą drugą.
- Nie kojarzę cię, możesz przypomnieć mi swoje imię? - zapytałam, zwracając się do szczupłej brunetki.
- Melisandre. - wciąż mierzyła mnie tym samym chłodnym spojrzeniem, choć zgodnie z obowiązującym w zamku regulaminem powinna skłonić głowę. Momentalnie poczułam do niej przypływ sympatii.
Kucharki pracujące w zamku tak się nie zachowują.
Kucharki pracujące w zamku tak się nie zachowują.
- W takim razie miło mi cię poznać, Melisandre. Od dawna tutaj pracujesz? - a jednak, nie sądziłam że po tylu latach potrafię wydobyć z siebie dworką manierę, którą słysząc dostaję mdłości. Tym razem jednak musiałam jej użyć, aby służąca nie nabrała podejrzeń co do mojej roli na tym zamku.
- Jestem nowa... pani. - ostatnie słowo wypowiedziała po krótkiej chwili, z wyraźną niechęcią.
- Ależ daruj sobie, jestem Ashlyn. - machnęłam ręką z lekceważeniem. - Elise, nie powinnaś znajdować się już w kuchni? - zwróciłam się do kucharki, która z przygarbionymi plecami uważnie przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- Tak, tak, na Boga zapomniałam, proszę o wybaczenie. - wymruczała i już jej nie było. Podjęłam rozmowę dopiero, gdy drobna sylwetka służącej zniknęła za zakrętem. Nie wątpiłam, że nie uroni ani jednego mojego słowa, byleby tylko przekazać wszystkie pasjonujące plotki pracownikom zamkowej kuchni. Urocze.
- Nie jesteś tutejsza. Skąd więc przybyłaś?
- Czy to jest jakaś inspekcja? - odpowiedziała pytaniem.
Otworzyłam usta, aby zaprzeczyć (no dobra, to BYŁA inspekcja, ale przecież nie mogłam tak po prostu jej tego oznajmić), gdy przed naszymi oczami niemal wyrósł najzaufańszy królewski posłaniec, Abel.
- Pani - skinął głową w moją stronę. Próbowałam wszystkich przekonać, aby nie zwracali się do mnie per "pani", ale fakt, iż mogliby tym narazić się samej królowej zbytnio ich przerażał. - Królowa Meridaah zniknęła.
Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem, czekając aż rozwinie. Bo co niby miałabym robić? Jeśli myślał, że rzucę wszystko, bo moja przyjaciółka najpewniej siedzi w burdelu, to chyba się pomylił.
- Nie ma jej od wczoraj, gdy wyjechała na polowanie.
Cholera.
- Czy to jest jakaś inspekcja? - odpowiedziała pytaniem.
Otworzyłam usta, aby zaprzeczyć (no dobra, to BYŁA inspekcja, ale przecież nie mogłam tak po prostu jej tego oznajmić), gdy przed naszymi oczami niemal wyrósł najzaufańszy królewski posłaniec, Abel.
- Pani - skinął głową w moją stronę. Próbowałam wszystkich przekonać, aby nie zwracali się do mnie per "pani", ale fakt, iż mogliby tym narazić się samej królowej zbytnio ich przerażał. - Królowa Meridaah zniknęła.
Spojrzałam na niego ostrym wzrokiem, czekając aż rozwinie. Bo co niby miałabym robić? Jeśli myślał, że rzucę wszystko, bo moja przyjaciółka najpewniej siedzi w burdelu, to chyba się pomylił.
- Nie ma jej od wczoraj, gdy wyjechała na polowanie.
Cholera.
<Melisandre? Wybacz, że tak krótkie kochanie, noale xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz