- Dobrze. Zaraz zajmę się to sprawą. Możesz odejść. – powiedziała Ashlyn do lokaja, zaciskając swe szczupłe palce na moim ramieniu. – A ty chodź za mną.
***
Klik. Klucz w drzwiach zatrzasnął się odgradzając mnie od słonecznego korytarza. Wnętrze pokoju, do którego zostałam prawie wepchnięta było przestronne i jasne. Różniło się od agresywnego wystroju całego pałacu. Było przejrzyste, można by wręcz powiedzieć, że puste… Na beżowych ścianach ozdobionych delikatnymi ornamentami nie wisiały żadne obrazy. Główne miejsce w pokoju zajmowało duże łoże z baldachimem, toaletka połączona z biurkiem i duża szafa. W rogu pokoju rozstawione były pufy i sofa z mnóstwem poduszek. Wszystko utrzymane było w delikatnych, pastelowych barwach.
- Usiądź proszę. – powiedziała dziewczyna, chowając duży klucz do kieszeni swojej sukni. - A teraz, porzućmy te dworskie maniery, bo zaczyna mnie mdlić i porozmawiajmy normalnie.
- Stawiasz dość wysokie wymagania. – powiedziałam pytająco unosząc brew i siadając na złotej pufie. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Przejdźmy do rzeczy. – rzekła zajmując miejsce na dużej zdobionej sofie naprzeciwko mnie. – Ta wiadomość nie miała prawa dojść do twoich uszu.
- No co ty nie powiesz… – przewróciłam oczami. Niezrażona tym gestem dziewczyna ciągnęła dalej.
- Jednak, stało się. Muszę cię zmartwić, ale wygląda na to, że wpadłaś w to bagno tak samo jak ja.
Zmarszczyłam brwi. Czyżby było aż tak źle?
- Nie ma jej tylko jeden dzień. Czy to taka straszna tragedia? Z tego co wiem, księżniczka słynie z rozrywkowego życia…
- Masz rację. Ale mówimy tutaj o polowaniu. Z reguły nie organizuję się tego typu atrakcji w nocy, prawda?
Nie mogłam nie przyznać jej racji.
- Myślisz, że coś jej się stało? – zapytałam. Szczerze, to w ogóle mnie to nie obchodziło, ale wypadało zapytać.
- Nie mam pojęcia. W każdym razie, zdecydowanie jest to niepokojące. – odparła blondynka marszcząc czoło.
- Co możemy zrobić? – zapytałam i nie, wcale nie miałam ochoty szukać naszej zasranej księżniczki, ale… Wiecie jak uwielbiam tajemnice, a może i jakaś nagroda za znalezienie tej dziwki się znajdzie…
- Jutro pojedziesz ze mną do Wilczego Lasu. Podobno tam właśnie udała się królowa. Załatwię ci wierzchowca. – powiedziała Ashlyn.
- Nie trzeba. – odrzekłam. Zaraz potem uświadomiłam sobie gafę jaką popełniłam. No tak… Zwykła pokojówka nie posiadała wierzchowca…
Dziewczyna popatrzyła na mnie spod uniesionych brwi.
- Posiadasz wierzchowca… Jak się nazywa? – zapytała świdrując mnie spojrzeniem.
- Vizerys. – odparłam jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami.
- Wiedziałam. – rzekła. – Po prostu wiedziałam. Nie jesteś zwykłą pokojówką, prawda?
- Tak się jakoś dziwnie składa… - odparłam odbijając jej zimne spojrzenie.
- Słuchaj… - rzekła przybliżając się do mnie. – Mam duże możliwości. Uwierz. Jeżeli chcesz możemy współpracować, ale…
- Ale? – odparłam.
- Ale musimy być ze sobą szczere i nikomu nie zdradzać swoich sekretów. – powiedziała.
- Wybacz, ale właśnie wyobraziłam sobie parę jednorożców stojących na polance pod tęczą, które składają sobie przysięgę przyjaźni sypiąc dookoła brokatem i serduszkami. – odrzekłam, uśmiechając się lekko. Chwila powagi bezpowrotnie minęła. Dziewczyna wybuchnęła perlistym śmiechem. Zaczynałam ją lubić.
- Masz rację. – powiedziała ocierając łzę śmiechu, która słynęła jej po policzku. – Więc zawrzyjmy jednorożcowe porozumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz