Siedziałam ukryta za dość sporym pniem wzniosłego dębu, uważnie obserwując tylne wejście do Zamku Królewskiego Tierry. To był kolejny dzień mojej wizyty w Królestwie Tierry, który postanowiłam poświęcić na szlifowanie moich umiejętności sprawnego i cichego złodziejaszka, tym bardziej, że w Pałacach zawsze były same najsmaczniejsze kąski do schwytania. Z tego też powodu, celem moich łowów, jak zresztą większości, stała się kuchnia. A tylnym wyjściem było do niej podobno najbliżej.
Warty strażników wymieniały się średnio co około trzy godziny. Według moich obliczeń, za parę minut patrol powinien się więc zmienić. Śledziłam dokładnie gesty strażników, czyhając na odpowiedni moment do wśliźnięcia się niepostrzeżenie do środka. Nagle stróżujący gwardziści, ziewając ze znudzenia, poczęli oddalać się od miejsca swojego posterunku, w kierunku wnętrza zamczyska. To moja chwila. Minuta, może w porywach półtora, pomiędzy zmianami straży wartowników. W momencie, kiedy tylko ostatni ze strażników zniknął z mojego pola widzenia, wybiegłam zza drzewa i cichutko niczym mysz, wslizgnęłam się przez uchylone drzwi tylnego wyjścia. Znalazłam się w kamiennym korytarzu, który prowadził wprost do królewskiej spiżarni. Mój pech polegał na tym, iż akurat w tej chwili wiatr dmuchnął przez uchylone drzwi wgłąb Zamku, gasząc większość pochodni oświetlających ciemne wnętrze. Usłyszałam zirytowane głosy straży, która właśnie zmierzała w stronę korytarza, by zapalić na nowo ogień w pochodniach.
- Szlag! - zaklęłam pod nosem.
Przyspieszyłam kroku, po omacku szukając jakiejś kryjówki. Szczęśliwym zrządzeniem losu trafiłam na drewniane drzwi w murowanej ścianie, za którymi bez zastanowienia się ukryłam. Los mi sprzyjał - znalazłam się teraz w małej komórce na miotły i inne sprzęty do utrzymywania czystości. Schyliłam się i obserwowałam przez dziurkę od klucza tunel, który gwardziści przemierzali niechętnie, wzniecając ogień w ugaszonych głowniach. W chwili kiedy minęli moją kryjówkę i zniknęli wgłąb przejścia, uchyliłam drewniane drzwi, po czym wyszłam z komórki najciszej jak potrafiłam. Jednak ledwie obróciłam się w stronę wnętrza Zamku, usłyszałam za sobą pokrzykiwania strażników i nakazy zatrzymania się. Nie namyślając się długo, ruszyłam biegiem korytarzem w przeciwną stronę, a gwardziści ruszyli za mną w pościg. Po krótkiej chwili dotarłam do wyjścia z tunelu, przebiegłam przez kuchnię i podążając krętym labiryntem korytarzy zamkowych, trafiłam do przepełnionej tłumem sali przyjęć. Ależ fart! Zwolniłam kroku, by nie budząc niczyich podejrzeń wtopić się w tłum. Przeciskałam się nerwowo pomiędzy ludźmi, kiedy nagle ktoś chwycił mnie mocno za szatę i pociągnął do siebie. Okazało się, że była to dama dworu.
- Słuchaj - mówiła nerwowym tonem. - Zaraz nasza księżniczka Tierry oficjalnie przywita naszego gościa, księcia z Królestwa Fuego'a. Miałam ją przedstawić, ale właśnie spostrzegłam, że mam niesamowicie wielką plamę na sukni, nie mogę się tak pokazać przed głowami państw. Wyglądasz na porządną, musisz to zrobić za mnie. Już! - syknęła mi do ucha, po czym pchnęła w kierunku członków królewskich.
Byłam nieco zdezorientowana, lecz dobrze wczułam się w rolę porządnej obywatelki Królestwa Tierry. Skłoniłam się nisko jak to zwykli robić szarzy ludzie przed władcami, po czym rzekłam głośno i z przesadnym patosem, naśladując przyzwyczajenia wyższych sfer, przy okazji świetnie się przy tym bawiąc:
- Ahh witam gorąco szanownych władców z dalekich ognistych ziem i kłaniam się do stóp! Z całego serca pragnę przedstawić mą Panią, Meridaah Avenlope.
Zapadła głucha cisza. Zaraz ... Czy Meridaah nie jest czasem księżniczką z Fuego'a? Sądząc po ich minach chyba jednak tak. Już otworzyłam usta, by jakoś usprawiedliwić swoją pomyłkę, kiedy do sali przyjęć wpadli goniący mnie gwardziści krzycząc, wyjmując broń i wprowadzając wielkie zamieszanie. Ja natychmiast ruszyłam z miejsca i pognałam w kierunku wyjścia z pałacu. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, zagwizdałam w biegu donośnie. Tuż za zakrętem pojawił się Szlachcic, galopując w moją stronę. Wskoczyłam na rozpędzonego ogiera, po czym ruszyliśmy w stronę pobliskiego buszu. Kiedy już oddaliliśmy się na bezpieczną odległość, przemieniłam się w w smoka i, rozkładając mocne skrzydła, wzbiłam się w powietrze, kierując się w stronę domowego Królestwa. To był zabawny dzień.
Na koniec... raczej na początek
Każdy z nas jest pisarzem i napisze tylko jedna idealną książkę. Co dzień tworzy nowy rozdział. Bohater przeżywa wiele przygód, spotyka setki osób. Akcja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz