Skierowałem Demiurga w stronę bram, chcąc wydostać się z miasta na łono natury. Rozjeżdżanie przechodniów jak zabawne by nie było z czasem się nudzi. Podobnie ma się sprawa z wysłuchiwaniem przekleństw. Jak wielu nowych słów bym się nie nauczył tak powoli stają się one powtarzalne. Nie ma co tu dłużej siedzieć.
Zwolniłem nieco konia obmyślając, którymi drogami będzie jechać najefektywniej i najszybciej. Mógłbym jechać po prostu Długą, ale tam mógłbym spowodować zbyt wiele zniszczeń, za które przyszłoby mi zapłacić. Albo co gorsza mojemu ojcu. Lepiej już nie naruszać jego cierpliwości, którą ostatnimi czasy nieco naruszyłem. Nie ma co ryzykować. Zamiast tego wjechałem w ulicę równoległą do Długiej, która także prowadziła do wyjścia. Nie była tak popularna jak Długa, bo wyprowadzała na rzadziej uczęszczany trakt, a nie główny i handlowy. Tym samym owocowało to mniejszą ilością kramów i sklepów, choć ludzi tam jak wszędzie, nie brakowało.
Westchnąłem w duchu. Czeka mnie jeszcze chwila wysłuchiwania wyzwisk i roztrącania przechodniów. Nie, żebym się przejmował nimi, co to to nie. Po prostu żal mi już trochę Demiroga, dla którego było to dosyć uciążliwe. Im szybciej będzie to za nami tym lepiej.
Popędziłem konia do szybkiego galopu, w miarę lawirując między ludźmi, choć nie obyło się kilku odskoków. Niektóre były nawet zabawne i mój humor wciąż miał się dobrze. Niestety, do czasu.
- Stój, Demiurg - szepnąłem do konia, widząc, że jakaś średnio rozgarnięta panienka nie ma zamiaru uciec sprzed jego kopyt. Ogier bez oporów zatrzymał się metr przed ów panną, wypuszczając przy tym powietrze z płuc. Podmuch z jego chrap swą niezbyt długą podróż zakończył tuż na jej twarzy, wzbudzając u mnie kpiący uśmieszek. Nie wstrzymało to jednak mojej narastającej irytacji i złości. Zaciskając zęby, wyginąłem lekko konia, by móc spojrzeć na twarz mojej nowej niezwykle rezolutnej koleżanki.
- Czy ty jesteś pozbawiona odruchów bezwarunkowych?! - warknąłem, patrząc na nią z nieukrywaną wzgardą - Czy masz po prostu mózg godny sarny?
- Sa..sarny? - dziewczyna najwyraźniej jeszcze pod wpływem stresu i szoku, powoli zebrała się z chodnika, próbując ogarnąć całą sytuację.
- Albo i jeszcze czegoś mniej roztropnego - parsknąłem - Chciałaś popełnić jakieś spektakularne samobójstwo ryzykując przy tym ochlapaniem swoją krwią wszystkiego wokół, w tym również mnie - dodałem z naciskiem na ostatnie słowo - i mojego szanownego wierzchowca? Czy najzwyczajniej w świecie twój wątpliwy w swym istnieniu umysł nie zdążył się domyśleć, że przed pędzącym koniem należy odskoczyć? Psujesz mi dobry dzień, panienko.
Odetchnąłem, uspokajając nieco moje nerwy. Zerknąłem na leżące wokół tkaniny, i z powrotem na dziewczynę, ale już bardziej ze złością niż otwartą pogardą. Cholera, te szmaty pewnie będą mnie kosztować. Oby nie były zbyt drogie, bo nie mam pieniędzy na takie głupoty. Znaczy się może mam, może nie mam, nie ważne! Moje wynalazki kosztują. I za pewne są o niebo więcej warte. Z niechęcią położyłem dłoń na mieszku u pasa, czekając aż dziewczyna wreszcie coś z siebie wypluje.
<Catlin? Pod żadnym pozorem nie bierz sobie tego do serca, to Sven, nie mógł się o nią nagle zatroszczyć xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz