Po mniej więcej 20 minutach od odejścia osób trzecich, zaczęłam kombinować co zrobić, aby się wymknąć z tego miejsca. Wcale tu nie jest mi lepiej niż w lesie czy na końskim grzbiecie. A nawet ośmielam się powiedzieć, iż warunki są lepsze w siodle niż na podziurawionym łóżku Nie mam pojęcia, czy reszta pacjentów ma argumenty aby myśleć jak ja, jednak u mnie sprawa jest jasna: opowiadam o tym, co widzę. Mi więcej nie potrzeba, aby wydać ostateczny wyrok dla tego miejsca.
Wstałam opierając się na łokciach, po czym szybko zacisnęłam zęby tłumiąc krzyk lub syczenie. Ból był nie do zniesienia, w wprawdzie ranne było tylko przedramię, jednak pulsujące odczucie bólu wędrowało nawet do początków palców. Nigdy bym się nie spodziewała, że mój organizm nie wytrzyma zakażenia. I nie wyobrażam : przyjmę to na siebie, bywały gorsze i lepsze rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Delikatnie położyłam stopy na podłodze i wstałam powoli, uważając by moje ramię nie ucierpiało więcej niż było zamierzone.
Wyszłam z pokoju. Ku mojemu zdziwieniu korytarz i niektóre pokoje były naprawdę ładne o zadbane. To było nie tyle przygnębiające co smutne, że mnie wsadzili do takiej dziury, a inni mieli niemal full wypas. Być może nigdy nie dowiem się dlaczego tak trafiłam. Nie jestem nawet pewna, czy bym chciała.
Szłam odważnie, prostym korytarzem. Nagle zrobiło mi się niedobrze: zaczęła boleć mnie głowa i robiło mi się momentalnie duszno. Z hukiem oparłam się o najbliższą ścianę, w tym przypadku ściana strony lewej. Oddech stał się ciężki, płytki, czułam jak podnosi mi się adrenalina.
Byłam w drewnianym domu, ściany się już waliły, a deski z biegiem lat stały się spróchniałe. Obraz mi się kręcił na prawo i lewo, jednak było to na tyle delikatne, że rozpoznałam twarz mężczyzny stojącego obok. Serce przyspieszyło bicia rytmu, byłam przerażona. Dokładnie wiedziałam, kim jest mężczyzna. To Lambert.
Wstałam chwiejnie i zaczęłam uciekać. W tym momencie wujek Lambert złapał boleśnie mnie za kruczoczarne włosy, a ja zaczęłam krzyczeć i płakać. Jedno uczucie przebijało drugie: nie wiedziałam, czy dominuje strach, rozpacz czy może wstyd przed tym, co wiedziałam, że mnie nie uniknie.
Wujek pociągnął mnie i zaraz złapał za brzuch, po czym przeniósł mnie na kanapę i ograniczył ruchy. Łzy mi leciały ciurkiem. Nie chciałam tego, krzyczałam żeby mnie zostawił.
I nagle ból i niewyobrażalny wstyd. Czułam tylko wstyd, nic wiecej.
Straciłam obraz, rozmazał się, znikł.
Krzyczałam. Moje policzki były mokre i rozpalone, a czarne fale przyległy do mojej twarzy. Przede mną stała postać, a dokładniej klęczała na przeciwko mnie. To był mężczyzna, lekarz, jednak nie lekarz z okularami. Zobaczyłam tylko przenikliwe, jasno-zielone oczy i skryłam twarz w dłoniach.
Bólu już nie odczuwałam. Tylko wstyd.
Nigdy tego z siebie nie zmyję.
Ikalet?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz