Był spokojny, letni dzień. Słońce grzało i wiał lekki wiatr.
Wszystko miało piękny złoty kolor. Siedziałem przed domem i w ciszy słuchałem
śpiewu ptaków. Jascier pasł się wolno tuż obok mnie. Lubiłem takie
leniuchowanie w słońcu. Szczególnie, że niedługo zacznie się jesień, a potem
zima. Skończy się moje spokojne leniuchowanie.
Nagle usłyszałem, że ktoś zbliża się od strony lasu. Na
koniu. "Będę się śmiać, jeśli to gwardia królewska" - pomyślałem.
Jeździec wyjechał zza ciemnych drzew. Nie zaśmiałem się, bo
nie był to koniuszy gwardii, ale myślę, że mogłem zarechotać. Był to
pocztowiec. Królewski. No tak. W sumie, to ucieszyłem się widząc go. Pomyślałem
o Annie. I od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Medyk Ikalet Enamel? - zapytał pocztowiec grubym basem.
- We własnej osobie - odpowiedziałem, wstając z krzesła.
- Przesyłka od jej Królewskiej Mości, księżniczki Anny -
powiedział. Zszedł machinalnie z konia, wręczył mi przesyłkę, na którą składały
się pudełko i liścik, po czym z powrotem wsiadł na rumaka/ Jak pojawił się tak
odjechał.
Paczka była dosyć spora. Mniej-więcej wielkości grubej
encyklopedii. I dość ciężka. Potrząsnąłem ją delikatnie. W środku było coś szklanego.
Odłożyłem ją i spojrzałem na list. "Do pana Ikaleta Enamela" głosił
wdzięczny napis, zrobiony zapewne delikatną ręką Anny. Miał na sobie królewską
pieczęć. Pachniał różami. Rzuciłem się na niego, rozrywając pieczęć. Z listu
wypadł złoty medalion i mała karteczka.
"Drogi
Ikalecie..." -zacząłem czytać.
Przepraszam, że znów
zaprzątam ci głowę. Zapewne wolałbyś odpocząć w swoim domu przy lesie, a ja
znów chce cię wykorzystaj do swoich dziwacznych spraw. Lecz mam nadzieje, że
spełnisz jeszcze jedną moją prośbę...
Spełniłbym każdą.
Chciałabym, abyś
dostarczył tą paczkę do Świątyni Harmonii, do niejakiej Sirin. (Nie zdziw się
jak ją ujrzysz). Paczka ta jest zbyt ważna i delikatna, bym powierzyła ją
zwykłemu pocztowcu, a nie mam innego znajomego pod ręką.
Jeżeli jednak nie
chcesz podołać temu zadaniu, to wyślij mi szybko jakiś list z odmową.
Jeżeli jednak się
zgodzisz, to życzę udanej drogi. Mam nadzieję, że znasz drogę do Świątyni.
Pytaj miejscowych, jeśli się gdzieś zgubisz. Weź ze sobą medalion i pozwolenie
na przejazd przez każdą granicę, które wysyłam - otworzą wszystkie drogi.
Jeszcze jedno - paczka powinna być w
miarę szybko.
Wszystko ci
wynagrodzę.
Z wyrazami szacunku,
Anna
Ze smutkiem stwierdziłem, że list był bardzo oficjalny i
niestety nie było w nim żadnego "tęsknie". Pocieszał mnie tylko
końcowy napis "wszystko ci wynagrodzę". To mnie poniosło na duchu.
I tak jak stałem od razu zacząłem wszystko przygotowywać.
Wziąłem wszystkie potrzebne drobiazgi, prowiant, ubrałem Jasciera. Kiedy
wszystko było gotowe zamknąłem drzwi i wywiesiłem karteczkę z napisem
"jestem w podróży". Znowu. No cóż, polecenie królewskie!
Wsiadłem na Jasciera i ruszyłem.
Podróż przebiegała spokojnie, aczkolwiek nudziło mi się.
Jechałem już 3 dni i bolał mnie tył od siedzenia w siodle. Czasem zsiadałem i
szedłem, prowadząc Jasciera. Dojeżdżałem już do granic Doliny Tęczy. Pagórki,
występujące od północnej strony kraju, zaczęły zmieniać się w delikatne łąki
Doliny.
Zbliżała się noc. Niebo pociemniało i zaczęły się pojawiać
pojedyncze błyski gwiazd. Postanowiłem zanocować w lesie. Dotychczas nocowałem
w gospodach, ale o tej porze nie chciało mi się jakieś szukać. Podszedłem więc
do jednego z dębów. Przywiązałem Jasciera do odstającego korzenia, a sam
wdrapałem się na grubą gałąź, ukrytą w koronie. Wziąłem paczkę od księżniczki i
koc. Dlaczego spałem na gałęzi, a nie na ziemi? Dla bezpieczeństwa paczki i
własnego. W końcu paczka ta była dość ważna. Ułożyłem się wygodnie na tyle, na
ile to było możliwe.
Pomyślałem o Annie. Od jakiegoś czasu moje myśli zaprzątała ta
kobieta. Nie mogłem zapomnieć jej uśmiechu i niebieskich, szczerych oczy o
smutnym błysku. Nie mówię, że się w niej zakochałem. Podobała mi się, fakt. I
podziwiałem ją. Ale wiedziałem, że nasz związek nie miałby szans. Więc starałem
się nie kochać.
Jednak postanowiłem zobaczyć swoją mocą Annę.
Skoncentrowałem się, chwyciłem mocno dłońmi głowę i zacząłem o niej intensywnie
myśleć.
Męski głos . Dobranoc,
księżniczko. Anna zdejmuje koronę, podchodzi do szafy i wyciąga ubranie do
spania. Rozbiera się. Nie powinienem patrzeć. Ale nie mogłem się oderwać. Widać krągłości jej ciała. Jej szczupłe
nogi i proste plecy. Ubrała się. Siada na łóżku. Wyciąga z szafki nocnej jakąś
małą rzecz. To wycięty z drewna żołnierzyk. Zaczyna płakać. O nie, nie
płacz! Anno nie płacz!
Ból głowy stał się za silny. Wizja zniknęła. Dlaczego ta
moja cholerna moc działała tak krótko? Zaraza...
Pełen pytań zasnąłem.
Jechałem na Jascierze. Dochodziłem do jakiegoś dużego
miasta. Przejazd zagrodziły mi zamknięte, drewniane wrota. Krzyknąłem w górę:
- Hej! Jest tam kto?
- Witamy w mieście Tullim, wędrowcze. Masz weksel? - jakiś mężczyzna
wychylił się zza murów.
- A dlaczego nie możecie mnie przepuścić bez wekslu?!
- Tak wójt zarządził! Albo weksel, albo zjeżdżaj!
- Tak się składa, że mam weksel, i to od samej księżniczki
Anny! - musieliśmy krzyczeć, bo strażnik nie mógł się pofatygować na dół.
- Od księżniczki?! Hahahaha! Zabawne! Hej, Rekomenn,
słyszałeś?! Ten tutaj ma weksel od księżniczki!
- A co w tym dziwnego?! - odkrzyknąłem.
- Każdy bez wekslu mówi, że ma weksel od księżniczki Anny -
odparł niejaki Rekomenn tak cicho, że ledwo słyszałem.
- Ale ja naprawdę mam ten weksel! I nawet medalion!
- Medalion byle głupi może sobie ze słota wybić! - krzyknął
ten pierwszy strażnik.
- Niechaj więc jeden z panów przyjdzie i zapozna się z
treścią wekslu! - powiedziałem z naciskiem.
Strażnik cicho powiedział: "Pacz, Rekomenn, jaki uparł"
i śmiejąc się zszedł na dół.
Ale gdy tylko zobaczył kartkę, zbaraniał. Mina jego z niezwykle
rozbawionej przerodziła się w lekko przerażoną.
- Ach, tak... Rekomenn! Otwórz bramę! Ten wędrowiec może
przejść.
Rekomenn nie odezwał się. Minąłem strażnika, którego imienia
nigdy nie poznałem i pojechałem dalej.
Wjechałem na wzgórze Hemena, na którym znajdowała się
Świątynia Harmonii. Ścieżka była zadbana i dobrze uklepana. Widoki z tego
wzgórza były doprawdy zachwycające. Jeszcze to wschodzące słońce. Myślałby kto,
że nie może być bardziej urokliwego miejsca na ziemi.
Przywiązałem Jasciera do stającego kija (specjalnie przygotowanego
do uwiązywania koni) i ruszyłem schodkami do drzwi świątyni. Zapukałem.
Otworzyła mi młoda kapłanka, ubrana na biało.
- Czego szukasz, wędrowcze? - spytała spokojnym tonem.
- Witam. Poszukuję niejakiej Sirin.
Popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- W jakiej to sprawie szukasz Sirin?
- Mam dla niej paczkę od księżniczki Anny.
Kapłanka od razu się rozchmurzyła.
- W takim razie zapraszam - odparła, ukazując swe białe
zęby. Otworzyła drzwi i wprowadziła mnie.
Zaraz na wejściu znajdowały się groby magów. Uklęknęła, a ja
zaraz niej. Potem poprowadziła mnie jakimś bocznym korytarzem. Doszliśmy do
pokoju. Dziewczyna delikatnie otworzyła drzwi i pchnęła mnie do środka. Pokój
ten był dziwny. Na środku wyrastało drzewo - żywe. Wokół żadnego mebla.
Zacząłem się zastanawiać, kim jest Sirin.
Nagle usłyszałem ruch skrzydeł. Zerknąłem na górę. Na jednej
z wyższych gałęzi siedziała harpia. Ptako-podobna istota o ludzkiej głowie.
Przytrzymałem usta, żeby nie krzyknąć. Powoli, krok po kroku, cofałem się w
stronę drzwi. Najciszej jak tylko mogłem.
- Nie bój się. Nic ci ni zrobię. Naprawdę - odezwała się
harpia. Przestałem się cofać i stanąłem jak wryty. Od kiedy harpie nic nie
robią?
- Wiem, że się boisz - mówiła dalej harpia. - Ale to
zbyteczne. Jestem Sirin. I tak, jestem harpią. Jak mniemam, masz dla mnie
paczkę od księżniczki Anny Celestial?
- Mam - odparłem cicho. Uniosłem pakunek w górę.
- Świetnie - powiedziała Sirin. Sfrunęła na dół. Teraz
mogłem ujrzeć ją z bliska. Twarz miała dość normalną. Krótkie brązowe włosy i
mocne zdobienia na twarzy. Miała bardzo kolorowe upierzenie jak na harpię. Patrząc
jaka jest dostojna i barwa można był dostrzec, że nie jest zwykłym potworem.
Wzięła paczkę
szponami i poleciała na drzewo.
- Możesz już iść - odparła. - Nie twoja sprawa, co jest w
środku.
Usłuchałem. Nie dowiedziałem się już, co było w paczce.
Wyruszyłem w drogę powrotną, zapominając o całej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz