Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

26 sierpnia 2015

Od Ikaleta - Quest #3

Był spokojny, letni dzień. Słońce grzało i wiał lekki wiatr. Wszystko miało piękny złoty kolor. Siedziałem przed domem i w ciszy słuchałem śpiewu ptaków. Jascier pasł się wolno tuż obok mnie. Lubiłem takie leniuchowanie w słońcu. Szczególnie, że niedługo zacznie się jesień, a potem zima. Skończy się moje spokojne leniuchowanie.
Nagle usłyszałem, że ktoś zbliża się od strony lasu. Na koniu. "Będę się śmiać, jeśli to gwardia królewska" - pomyślałem.
Jeździec wyjechał zza ciemnych drzew. Nie zaśmiałem się, bo nie był to koniuszy gwardii, ale myślę, że mogłem zarechotać. Był to pocztowiec. Królewski. No tak. W sumie, to ucieszyłem się widząc go. Pomyślałem o Annie. I od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Medyk Ikalet Enamel? - zapytał pocztowiec grubym basem.
- We własnej osobie - odpowiedziałem, wstając z krzesła.
- Przesyłka od jej Królewskiej Mości, księżniczki Anny - powiedział. Zszedł machinalnie z konia, wręczył mi przesyłkę, na którą składały się pudełko i liścik, po czym z powrotem wsiadł na rumaka/ Jak pojawił się tak odjechał.
Paczka była dosyć spora. Mniej-więcej wielkości grubej encyklopedii. I dość ciężka. Potrząsnąłem ją delikatnie. W środku było coś szklanego. Odłożyłem ją i spojrzałem na list. "Do pana Ikaleta Enamela" głosił wdzięczny napis, zrobiony zapewne delikatną ręką Anny. Miał na sobie królewską pieczęć. Pachniał różami. Rzuciłem się na niego, rozrywając pieczęć. Z listu wypadł złoty medalion i mała karteczka.
"Drogi Ikalecie..." -zacząłem czytać.
Przepraszam, że znów zaprzątam ci głowę. Zapewne wolałbyś odpocząć w swoim domu przy lesie, a ja znów chce cię wykorzystaj do swoich dziwacznych spraw. Lecz mam nadzieje, że spełnisz jeszcze jedną moją prośbę...
Spełniłbym każdą.
Chciałabym, abyś dostarczył tą paczkę do Świątyni Harmonii, do niejakiej Sirin. (Nie zdziw się jak ją ujrzysz). Paczka ta jest zbyt ważna i delikatna, bym powierzyła ją zwykłemu pocztowcu, a nie mam innego znajomego pod ręką.
Jeżeli jednak nie chcesz podołać temu zadaniu, to wyślij mi szybko jakiś list z odmową.
Jeżeli jednak się zgodzisz, to życzę udanej drogi. Mam nadzieję, że znasz drogę do Świątyni. Pytaj miejscowych, jeśli się gdzieś zgubisz. Weź ze sobą medalion i pozwolenie na przejazd przez każdą granicę, które wysyłam - otworzą wszystkie drogi. Jeszcze jedno  - paczka powinna być w miarę szybko.
Wszystko ci wynagrodzę.
Z wyrazami szacunku,
Anna
Ze smutkiem stwierdziłem, że list był bardzo oficjalny i niestety nie było w nim żadnego "tęsknie". Pocieszał mnie tylko końcowy napis "wszystko ci wynagrodzę". To mnie poniosło na duchu.
I tak jak stałem od razu zacząłem wszystko przygotowywać. Wziąłem wszystkie potrzebne drobiazgi, prowiant, ubrałem Jasciera. Kiedy wszystko było gotowe zamknąłem drzwi i wywiesiłem karteczkę z napisem "jestem w podróży". Znowu. No cóż, polecenie królewskie!
Wsiadłem na Jasciera i ruszyłem.
 ***
Podróż przebiegała spokojnie, aczkolwiek nudziło mi się. Jechałem już 3 dni i bolał mnie tył od siedzenia w siodle. Czasem zsiadałem i szedłem, prowadząc Jasciera. Dojeżdżałem już do granic Doliny Tęczy. Pagórki, występujące od północnej strony kraju, zaczęły zmieniać się w delikatne łąki Doliny.
Zbliżała się noc. Niebo pociemniało i zaczęły się pojawiać pojedyncze błyski gwiazd. Postanowiłem zanocować w lesie. Dotychczas nocowałem w gospodach, ale o tej porze nie chciało mi się jakieś szukać. Podszedłem więc do jednego z dębów. Przywiązałem Jasciera do odstającego korzenia, a sam wdrapałem się na grubą gałąź, ukrytą w koronie. Wziąłem paczkę od księżniczki i koc. Dlaczego spałem na gałęzi, a nie na ziemi? Dla bezpieczeństwa paczki i własnego. W końcu paczka ta była dość ważna. Ułożyłem się wygodnie na tyle, na ile to było możliwe.
Pomyślałem o Annie. Od jakiegoś czasu moje myśli zaprzątała ta kobieta. Nie mogłem zapomnieć jej uśmiechu i niebieskich, szczerych oczy o smutnym błysku. Nie mówię, że się w niej zakochałem. Podobała mi się, fakt. I podziwiałem ją. Ale wiedziałem, że nasz związek nie miałby szans. Więc starałem się nie kochać.
Jednak postanowiłem zobaczyć swoją mocą Annę. Skoncentrowałem się, chwyciłem mocno dłońmi głowę i zacząłem o niej intensywnie myśleć.
Męski głos . Dobranoc, księżniczko. Anna zdejmuje koronę, podchodzi do szafy i wyciąga ubranie do spania. Rozbiera się. Nie powinienem patrzeć. Ale nie mogłem się oderwać. Widać krągłości jej ciała. Jej szczupłe nogi i proste plecy. Ubrała się. Siada na łóżku. Wyciąga z szafki nocnej jakąś małą rzecz. To wycięty z drewna żołnierzyk. Zaczyna płakać. O nie, nie płacz! Anno nie płacz!
Ból głowy stał się za silny. Wizja zniknęła. Dlaczego ta moja cholerna moc działała tak krótko? Zaraza...
Pełen pytań zasnąłem.
 ***
Jechałem na Jascierze. Dochodziłem do jakiegoś dużego miasta. Przejazd zagrodziły mi zamknięte, drewniane wrota. Krzyknąłem w górę:
- Hej! Jest tam kto?
- Witamy w mieście Tullim, wędrowcze. Masz weksel? - jakiś mężczyzna wychylił się zza murów.
- A dlaczego nie możecie mnie przepuścić bez wekslu?!
- Tak wójt zarządził! Albo weksel, albo zjeżdżaj!
- Tak się składa, że mam weksel, i to od samej księżniczki Anny! - musieliśmy krzyczeć, bo strażnik nie mógł się pofatygować na dół.
- Od księżniczki?! Hahahaha! Zabawne! Hej, Rekomenn, słyszałeś?! Ten tutaj ma weksel od księżniczki!
- A co w tym dziwnego?! - odkrzyknąłem.
- Każdy bez wekslu mówi, że ma weksel od księżniczki Anny - odparł niejaki Rekomenn tak cicho, że ledwo słyszałem.
- Ale ja naprawdę mam ten weksel! I nawet medalion!
- Medalion byle głupi może sobie ze słota wybić! - krzyknął ten pierwszy strażnik.
- Niechaj więc jeden z panów przyjdzie i zapozna się z treścią wekslu! - powiedziałem z naciskiem.
Strażnik cicho powiedział: "Pacz, Rekomenn, jaki uparł" i śmiejąc się zszedł na dół.
Ale gdy tylko zobaczył kartkę, zbaraniał. Mina jego z niezwykle rozbawionej przerodziła się w lekko przerażoną.
- Ach, tak... Rekomenn! Otwórz bramę! Ten wędrowiec może przejść.
Rekomenn nie odezwał się. Minąłem strażnika, którego imienia nigdy nie poznałem i pojechałem dalej.

Wjechałem na wzgórze Hemena, na którym znajdowała się Świątynia Harmonii. Ścieżka była zadbana i dobrze uklepana. Widoki z tego wzgórza były doprawdy zachwycające. Jeszcze to wschodzące słońce. Myślałby kto, że nie może być bardziej urokliwego miejsca na ziemi.
Przywiązałem Jasciera do stającego kija (specjalnie przygotowanego do uwiązywania koni) i ruszyłem schodkami do drzwi świątyni. Zapukałem. Otworzyła mi młoda kapłanka, ubrana na biało.
- Czego szukasz, wędrowcze? - spytała spokojnym tonem.
- Witam. Poszukuję niejakiej Sirin.
Popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- W jakiej to sprawie szukasz Sirin?
- Mam dla niej paczkę od księżniczki Anny.
Kapłanka od razu się rozchmurzyła.
- W takim razie zapraszam - odparła, ukazując swe białe zęby. Otworzyła drzwi i wprowadziła mnie.
Zaraz na wejściu znajdowały się groby magów. Uklęknęła, a ja zaraz niej. Potem poprowadziła mnie jakimś bocznym korytarzem. Doszliśmy do pokoju. Dziewczyna delikatnie otworzyła drzwi i pchnęła mnie do środka. Pokój ten był dziwny. Na środku wyrastało drzewo - żywe. Wokół żadnego mebla. Zacząłem się zastanawiać, kim jest Sirin.
Nagle usłyszałem ruch skrzydeł. Zerknąłem na górę. Na jednej z wyższych gałęzi siedziała harpia. Ptako-podobna istota o ludzkiej głowie. Przytrzymałem usta, żeby nie krzyknąć. Powoli, krok po kroku, cofałem się w stronę drzwi. Najciszej jak tylko mogłem.
- Nie bój się. Nic ci ni zrobię. Naprawdę - odezwała się harpia. Przestałem się cofać i stanąłem jak wryty. Od kiedy harpie nic nie robią?
- Wiem, że się boisz - mówiła dalej harpia. - Ale to zbyteczne. Jestem Sirin. I tak, jestem harpią. Jak mniemam, masz dla mnie paczkę od księżniczki Anny Celestial?
- Mam - odparłem cicho. Uniosłem pakunek w górę.
- Świetnie - powiedziała Sirin. Sfrunęła na dół. Teraz mogłem ujrzeć ją z bliska. Twarz miała dość normalną. Krótkie brązowe włosy i mocne zdobienia na twarzy. Miała bardzo kolorowe upierzenie jak na harpię. Patrząc jaka jest dostojna i barwa można był dostrzec, że nie jest zwykłym potworem.
 Wzięła paczkę szponami i poleciała na drzewo.
- Możesz już iść - odparła. - Nie twoja sprawa, co jest w środku.

Usłuchałem. Nie dowiedziałem się już, co było w paczce. Wyruszyłem w drogę powrotną, zapominając o całej sprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz