Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

27 sierpnia 2015

Od Anny - CD. Inez

Ruszyłyśmy do miasta Refenne, zwanego też Miastem Dwóch Wierz. Znajdowało się niedaleko zamku, a mieścił się tam jeden z większych końskich targów w Królestwie. Część wierzchowców z królewskiej stajni właśnie stąd pochodziło. Refenne było bardzo urokliwym miastem. Oprócz koni, słynęło także z przepysznych rogali z miodem i z dwóch wierz. Owe wierze mieściły się na głównym placu, były zdecydowanie widoczne ponad dachami domów. Były one pięknie zdobione malowidłami, aż po sam czubek. A tym co wywoływało zdziwienie był fakt, że były one pomalowane kolorowymi wzorami i liczyły sobie ponad 2000 lat.
Oczywiście, w podróży towarzyszyła nam eskorta - paru rycerzy ubranych w złote zbroje, połyskujące w świetle słońca. Podróż zajęła nam w sumie 2 godziny. Gdy wjechaliśmy przez bramy, od razu zebrał się wokół nas tłumek. W końcu przyjazd księżniczki we własnej osobie był czymś w rodzaju święta.
Od razu któryś z miłych Refennowiczów wziął od nas konie - ode mnie Prisesse, od Inez stajennego kuca i kilka koni od rycerzy i zaprowadził je do gościnnej stajni. Ruszyliśmy ulicą w stronę targu. Ja przodem, Inez lekko z tyłu, otoczone rycerzami i mieszkańcami miasta. Co rusz ktoś wyskakiwał z propozycją spróbowania ciasta, mięsa, czy rogala z miodem (tak dla ciekawostki, rogale zwane było godami). Oczywiście z uśmiechem na twarzy próbowałam wszystkie dania podtykane mi pod nos i oceniałam wszystkie dane mi do rąk przedmioty. Po przejściu połowy ulicy miałam już kosz pełen jedzenia.
Przy kuźni kowala zobaczyłam zakapturzoną żebraczkę, trzymającą w rękach 3-letnie dziecko. Podeszłam do niej. Żebraczka była młoda, mogła mieć 20-coś lat i miała piękne oliwkowe oczy. Cała w brudnych, obdartych ciuchach, trzymała mocno dziecko i tuliła je do snu. Zrobiło mi się jej żal. Zawsze pragnęłam, by w Królestwie Armonii nie było biednych.
- Niech wasza wysokość na nią uważa! - krzyknął ktoś z tłumu. Nie zareagowałam
Podeszłam do dziewczyny, dałam jej kosz z jedzeniem i sakiewkę piętników. Spojrzała w górę, a wyraz jej oczu wyrażał wdzięczność. Pogłaskałam jej dziecko po małej główce i ruszyłam dalej, ciągnąc za sobą orszak poddanych.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytała Inez, wskazując na uśmiechniętą żebraczkę, która oglądała rzeczy w koszyku.
- Nikt nie powinien biedować - odparłam. - A władza ma to do siebie, że ma tego pilnować.
- Aha. Wiesz...
- Tak.
- Jesteś bardzo dobra - odparła Inez, patrząc mi w oczy. - Dla mnie, dla tej żebraczki. Dla wszystkich.
- Dziękuję, Inez - pogłaskałam ją po zielonej główce.
- Myślisz, że ja też jestem dobra? - zapytała.
- Jesteś, Inez, jesteś.
Dalszą część ulicy przeszliśmy tak jak na początku. Otoczone przez rycerzy i poddanych. Minęłyśmy plac z 2 wieżami i dotarłyśmy do wielkiego placu, na którym odbywały się targi wierzchowców. Znajdowały się tu 4 duże stajnie, 2 wybiegi, 3 zakłady kowali i sklep z końskim wyposażeniem.
- Chodź - powiedziałam do dziewczynki. - Znajdziemy ci jakiegoś dobrego konia.

Inez? Znajdziesz swojego wierzchowca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz