Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

13 sierpnia 2015

Od Sabethy

- Hej, nic Ci nie jest?- głos ten przebił się przez mgłę oplatającą mój umysł.
Otworzyłam oczy, prawie natychmiast oślepiło mnie ostre światło słońca. Zorientowałam się, że musiałam przysnąć w siodle. Zack kiedy chciał potrafił człowieka niezawodnie ukołysać do snu... Ziewnęłam rozglądając się do kogoż ów głos należał. Wołał jakiś mężczyzna, wyglądał na kupca. Stał na szlaku patrząc w dół, na mnie.
- Nie.- odparłam zastanawiając się cóż go tak zaciekawiło w jeźdźcu drzemiącym w siodle. Popatrzyłam na siebie. No tak... Jeźdźcu przemoczonym i ubłoconym podobnie jak koń. - Zack, gdzieś Ty wlazł?- mruknęłam ponuro. Wyglądało to co najmniej tak, jakbyśmy przed chwilą tonęli w bagnie. Chociaż kto wie, może tak było? Nieznajomy najwyraźniej przekonany nie był, bo zbiegł po skarpie żeby przyjrzeć się z bliska. Uniosłam lekko brwi patrząc na niego z rozbawieniem. Że też się przejął. Wyglądał na dobrego człowieka, niewielu teraz takich. Większość by takiego samotnego podróżnego obrobiła i jeszcze wbiła nóż w pierś. Cóż, ja pewnie też bym tak zrobiła, to bardziej...opłacalne.
- Może przyłącz się do nas?- zaproponował ku dziwiąc mnie jeszcze bardziej swoją osobą. W sumie czemu nie? Dawno nie miałam okazji tak z kimś pogadać, z kimś, kto mnie nie znał i nie wiedział czym się zajmuję.
- Pewien jesteś?- spytałam ostrożnie, w odpowiedzi jedynie pokiwał głową z uśmiechem. Zsunęłam się z siodła, ogier przyjął to cichym, zadowolonym parsknięciem. A jeśli to zasadzka? Strzeliłam oczami na boki podejrzliwie. Wygląd okolicy wskazywał na to, że oddaliłam się już nieco od miasta i miejsca zbrodni, okolica robiła się mniej górzysta. To dobry znak, znaczy, że już niedaleko do granicy.
- Przez chwilę myślałem, że patrzę na trupa.- powiedział kupiec pogodnym tonem wracając na drogę. - Chyba trupa w życiu nie widziałeś.- powiedziałam rozbawionym tonem idąc za nim. Dopiero teraz zorientowałam się, że chusta zsunęła się mi z twarzy podczas drzemki. Cholera... No nic, trudno. Kupcy nie będą wiedzieli kim jestem, a inni, nawet ci, którzy mnie ścigali, nie wiedzieli jak wyglądam. Maski, heh. Przypomniały mi się słowa tego, który pokazał mi pierwsze złodziejskie sztuczki. 'Żeby stać się złodziejem doskonałym, trzeba być nierozpoznawalnym, zmieniać twarze na codzień i grać. Bycie przestępcą to także bycie aktorem.' Jego rady bardzo się mi przydawały, to w sumie dzięki niemu narodził się osławiony Szczur. Wyrwałam się z rozmyślań. Heh, za takie 'cholerne marzycielstwo' by mi się od niego oberwało...
- No jesteś w końcu.- rzucił przysadzisty brodacz zrzędliwym tonem do prowadzącego mnie mężczyzny. Siedział na tyle jednego z trzech wozów wlekących się żółwim tempem.- O, witam panią.- dodał nieco grzeczniej mierząc mnie ciekawskim i podejrzliwym spojrzeniem.
- Mówiłem, że to nie trup.- rzekł z wyższością ten, który mnie znalazł.
- Pani godność...?- spytał grubasek.
- Sophia, proszę waszmości.- odparłam grzecznie kłaniając się lekko i podając pierwsze lepsze imię jaki przyszło mi do głowy.
- A cóż Ci się stało? Wyglądasz jak siedem nieszczęść!- zauważył wyraźnie zniesmaczony stanem moim i mojego konia.
- Ach, nic takiego, po prostu się zgubiłam i przysnęło się mi w siodle.- odparłam.
- Przywiąż wierzchowca do wozu i siadaj!- polecił kupiec wesoło i pobiegł na przód karawany. Brodacz nieco niechętnie odsunął się robiąc mi miejsce. Zaczepiłam wodze Zacka i z przyjemnością usiadłam przeciągając się leniwie, aż mi w krzyżu strzeliło.- Gdzie się wybierasz?- usłyszałam kolejne pytanie.
-Do Aquy, a wy?- zerknęłam na sprzedawcę.
Typowy wygodny, nawykły do luksusów szlachetka.
- My także.-Westchnął, a po chwili jakby przypominając sobie o manierach dopowiedział.- Jak chcesz, możesz się do nas przyłączyć na jakiś czas.Czemu nie?
- Dzięki, z chęcią skorzystam.- wyszczerzyłam się do niego. Widać po nim było, że miał nadzieję, iż odrzucę propozycję. Heh, zapowiadała się ciekawa wycieczka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz