Meridaah Avenlope, księżniczka królestwa Fuego'a do którego
dołączyłem, zleciła mi zadanie. Miałem zabić całą gromadę Fermemów które
zalęgły się w okolicy miasta, zagrażając jego mieszkańcom. Od razu ruszyłem na
swoim koniu, określić jak poważna jest sytuacja. Gdy dotarłem, zostawiłem go
przywiązanego do płotu. Jeden z tamtejszych wieśniaków doprowadził mnie do
stajni w której znajdowało się sporo młodych Fermemów. Pilnowały ich matki, które
oczywiście były wrogo nastawione. Wokół pełno krwi, ludzkich szczątek. Zapewne
miały dziś udane polowanie. Szepnąłem coś pod nosem i nagle obok mnie zjawił
się mój ulubiony miecz o nazwie Feomathar skąpany w ogniu.
Ująłem mocno jego klingę w prawą dłoń po czym ruszyłem do
ataku, odrywając im po kolei łby. Nieoczekiwanie, zza siana wyskoczyła
blondynka, trafnie celując kilkoma sztyletami na raz w młode potwory. Zerknęła
tylko na mnie swoimi orzechowymi oczami po czym wyskoczyła przez okno.
- Ej, ty! Zatrzymaj się! wrzasnąłem po czym zacząłem za nią
biec. Była szybka, jednak przewyższałem ją w tym znacznie. Gdy już ją prawie
miałem, ta nagle skręciła, wprowadzając mnie w ślepy zaułek. Sama odbiła się od
ziemi i wskoczyła na dach jednego z budynków. Przekląłem pod nosem. Uznając się
za przegranego, zawróciłem. Odebrałem nagrodę od jednego z urzędników po czym
udałem się do karczmy. Moje usta już dawno nie kosztowały alkoholu, chciałem
się więc im dzisiaj zrekompensować. Kupiłem sobie dwa piwa i położyłem na stoliku
obok ściany. Wyłożyłem wygodnie na nim nogi, popijając ów boski nektar . W
tłumie ludzi mignęła mi się znowu ta sama dziewczyna. Gdy nasze spojrzenia się
styknęły, udała się do wyjścia a ja za nią. Tym razem nie zamierzałem jej
darować. Biegłem jak szalony, nie patrząc na przeszkody. Ta schowała się za
rogiem i pognała w nieoświetloną pochodniami uliczkę. Skryła się za drzewem. Uśmiechnąłem
się triumfalnie. Spowolniłem. Cicho, skradałem się aż w końcu pojawiłem się
przed nią, łapiąc za ręce i przygwożdżając do pnia drzewa.
- Myślałaś że tak łatwo mi uciekniesz? wydyszałem jej na
twarz
- Czego chcesz?warknęła, szarpiąc się
- Opór nic ci nie da. . uśmiechnąłem się złośliwie
- Tak myślisz?syknęła po czym uderzyła mnie nogą w krok. Zacisnąłem
zęby z bólu lecz jej nie puściłem tylko jeszcze bardziej przycisnąłem do drzewa,
ograniczając jakikolwiek ruch. Jestem odporny na tego typu ataki.
- Kim jesteś. . na pewno nie jesteś z mojego królestwa. . znałbym
cię w przeciwnym wypadku. . patrzyłem na
nią poważnie
- Potrzebne jest to ci do czegoś?uniosła brew
- Owszem. Skąd wzięłaś zlecenie na te same potwory co ja, hę?
- Jest za nie sporo pieniędzy. Wieśniacy potrzebowali pomocy
a nikt ze straży nie chciał ruszyć swojej tłustej rzyci, więc postanowiłam że
zrobię to was . . burknęła
- To by było nie legalne. . jesteś nowa w królestwie czy
jak?
- Może. . uśmiechnęła
się tajemniczo
Puściłem ją, po czym odsunąłem się od niej kawałek. Nie
wyglądała na stwarzającą problemy. Uznałem że jest okej. Odpiąłem od swojego
pasa sakiewkę z pieniędzmi po czym rzuciłem jej pod nogi. Spojrzała na mnie
zdziwiona.
- Weź, bardziej ci się przyda. . założyłem ręce na piersi, mrużąc oczy
<Sygna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz