Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

14 sierpnia 2015

Od Melisandre

Burza ognistych włosów opadała na jej ramiona delikatnymi falami. Blada, dumna twarz wyprana była z wszystkich emocji. Jej wyprostowana sylwetka pomimo niewielkich gabarytów zdawała się górować nad wszystkimi. Jechała na ładnym wierzchowcu wpatrzona w dal, nie zwracając uwagi na tłum zebranych ludzi. Wyglądała iście królewsko… Aczkolwiek bardzo odpychająco. Promieniowała wyższością i pogardą dla wszystkich i wszystkiego. Zdecydowanie nie wzbudzała pozytywnych emocji, o czym świadczyły ciche pomruki niezadowolenia przemykające pośród tłumu i choć monarchini wywołała niemałe poruszenie, to główna uwaga ludzi skupiona była na jej towarzyszce. Widziana po raz pierwszy, była główną atrakcją królewskiego pochodu. Była młoda i ładna. Ludzie raz po raz wystawiali głowy, by przyjrzeć jej się dokładniej.
- Kto to? – zaciekawił się mężczyzna stojący obok mnie.
- Pewnie kolejna dziwka. Widocznie mają duże zapotrzebowanie w tym pałacu! – odrzekł osiłek w średnim wieku i oboje wybuchnęli rubasznym śmiechem. Odsunęłam się z niemałym obrzydzeniem. Każdy wie, że w pałacu Fuego mają miejsce niemałe biesiady i orgie, ale ta dziewczyna nie wyglądała jak pierwsza lepsza prostytutka. Wyglądała na osobę szlachetnie urodzoną. Ciekawe kim jest? (mwahahah taka seksi Ash) 
***
Jeszcze chwilę wpatrywałam się w znikający królewski korowód. Postanowiłam wrócić do domu i spokojnie spędzić popołudnie w karczmie na słuchaniu ciekawych opowieści lub na czytaniu książki. Wtem usłyszałam znajome już głosy…
- Wiesz jak tam dojść, prawda? –powiedział jeden z chłopaków, których rozmowie przysłuchiwałam się wcześniej. Teraz mogłam im się lepiej przyjrzeć, ponieważ tłum powoli się rozrzedzał. Jeden z nich był chudy i blady. Jego włosy były w kolorze wściekłej marchewki. Drugi z chłopców był postawny, o ciemnej karnacji i czarnych włosach. Całkiem przystojny…
-Nawet nie mów, że nie… - powiedział.
Rudzielec najwyraźniej nie miał o niczym pojęcia, bo jego twarz przybrała niezbyt mądry wyraz.
- Boże! –rzekł zirytowany chłopak. – Dlaczego my cię tam w ogóle bierzemy?!
- Może dlatego, że mój ojciec jest komornikiem i jak ci coś nie pasuje, to twoja rodzina za chwilę może wylądować na ulicy. – odpowiedział drugi z wrednym, cynicznym uśmiechem, unosząc zwycięsko do góry podbródek.
- Ty szujo… - warknął tamten, łapiąc go za kołnierz. – Gdybym tylko mógł, załatwił bym cię tak, że swojego tyłka szukał byś przez tydzień w pobliskich krzakach!
- Szczerze wątpię. – odparł tamten, poprawiając okrągłe okularki na zadartym nosie. - W każdym razie, streszczaj się. Nie mam zamiaru marnować swojego cennego czasu na rozmowę z człowiekiem o tak nikłym poziomie inteligencji jak ty.  Ach i lepiej puść moją koszulę, bo jak nie, to do twojego domu mogą jutro zapukać nieproszeni goście w postaci królewskich urzędników.
Chłopak puścił go, zaciskając tylko pięści.
- Masz. – powiedział gniewnie, wręczając rudemu świstek papieru. – I nie spieprz sprawy!
- Och, uprzejmie dziękuję. – odparł tamten z udawaną grzecznością-  A pieprzyć to będzie za niedługo twoja siostra, jeżeli twoja rodzinka nie weźmie się w końcu do pracy! – krzyknął za odchodzącym już czarnowłosym chłopakiem, uśmiechając się krzywo i wkładając kartkę do kieszeni koszuli.
Cóż… Nie powiem, żeby treść tych zapisków mnie nie zainteresowała… Chyba skuszę się na przechwycenie tejże mapki.
***
Było to tak proste, że aż śmieszne. Wolę gdy poprzeczka jest ustawiona wyżej. Bądź co bądź, zmierzałam właśnie w stronę mojego mieszkania, z mapką w kieszeni spodni. Słońce chyliło się ku zachodowi oświetlając stare uliczki brzoskwiniowym blaskiem. Po kilku minutach spokojnej jazdy byłam na miejscu. Wypakowawszy swoje dzisiejsze nabytki, przystąpiłam do studiowania mapy.
Była rozrysowana amatorską ręką, ale dało się ją odczytać.
- Kilka metrów na wschód… Później w ulicę Piwowarską… Następnie Błotnista, Wiatrów i Marmolady… Skręt w prawo, a potem w lewo… Hmmm… - mruczałam pod nosem rozczytując mapę. W kilku miejscach nabazgrane były notatki, w innych zaznaczone czerwonym piórem krzyżyki. Ze zdziwieniem zauważyłam, że są one postawione w miejscach, w których często dokonuję kradzieży. Czyżbym przechwyciła mapkę jakiejś młodocianej szajki rabusiów?
Odwróciłam kartkę na drugą stronę i po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że to szczegółowa mapa zamku, a główny krzyżyk postawiony jest w jego centrum.
***
Noc otuliła ciasno swoim czarnym płaszczem ogniste królestwo. Łańcuch srebrzystych gwiazd połyskiwał z nieprzeniknionej ciemności, będąc znakiem późnej pory. Spokojnie jechałam kamienistą drogą, wsłuchując się w odgłosy nocy. Żałowałam trochę, że nie mogę pooglądać gwiazdozbiorów przez moją ukochaną lunetę, lecz wizja ekscytującej eskapady wzięła górę i tak oto powoli zbliżałam się do pałacu w celu odkrycia tajemniczego miejsca, zaznaczonego czerwonym krzyżykiem.
- No proszę. Już jesteśmy. – powiedziałam do Vizerysa, zsiadając z jego grzbietu i twardo lądując na ziemi. Mojego wierzchowca odesłałam do domu, a sama udałam się w stronę wjazdu do twierdzy. Moim oczom ukazała się majestatyczna brama z kutego żelaza i wytrzymałe ogrodzenie. Kolejną przeszkodą była wrząca lawa płynąca ognistą fosą. Na pierwszy rzut oka wyglądało to… nieciekawie, jednak dzięki zapiskom na ukradzionej mapce szybko znalazłam przejście, które zapewniło bezpieczne dotarcie do zamku. Sprawnie pokonałam zabezpieczenia, kpiąc w duchu z naiwności budującego.
- Wygląda na to, że to tutaj. – powiedziałam do siebie, stanąwszy przed dębowymi drzwiami, które oznaczone były jako wejście do zamkowej kuchni.
- Raz kozie śmierć. – mruknęłam do siebie wkładając wytrych w otwór na klucz. Pod delikatnym naciskiem drzwi otworzyły się, a ja cichutko zagłębiłam się w zakamarki pałacu.
***
Księżycowy blask oświetlał wnętrze wielkiej kuchni. Moją uwagę przykuł kosz owoców i warzyw oraz suszone mięso wiszące na haku na ścianie. Po zapełnieniu torby produktami spożywczymi i przechwyceniu sakiewki pozostawionej na stole spostrzegłam, że w kącie kuchni stoją duże wieszaki z równiutko ułożonymi uniformami dla pokojówek.
- Hmmm… Może zabawimy się w bal przebierańców, co? – uśmiechnęłam się do siebie. Szybko włożyłam jeden z pasujących na mnie kompletów. Mam nadzieję, że był ich nadmiar i żadna z dziewcząt nie pozostanie bez odpowiedniego stroju i nie wzbudzi to jakichkolwiek wątpliwości. Aczkolwiek ubrań tych było tak wiele, że nikt nie powinien zauważyć dodatkowej pokojówki, jeżeli liczba kostiumików odpowiadała chociaż w połowie liczbie zatrudnionych. Moje codzienne ubrania włożyłam do torby i ostatni raz spoglądając, czy wszystkie moje rzeczy zostały zabrane, udałam się schodkami na górę i otwierając masywne drzwi wyszłam na rozjaśniony księżycową łuną korytarz. Stwierdziłam, że nie będę ryzykować próbując okradać królewskie komnaty, lecz sama myśl o myszkowaniu po innych pokojach wywoływała uśmiech na moich ustach. Najbardziej jednak zżerała mnie ciekawość na myśl o czerwonym krzyżyku zaznaczonym w centralnym punkcie zamku. W końcu pokojówka ma dostęp do wielu sekretnych miejsc, prawda? Stwierdziłam jednak, że te przyjemności zostawię sobie na jutro. Zauważyłam, że wszystkie gospodarcze pomieszczenia znajdują się na parterze. Kuchnia, spiżarnia oraz pokoje dla sprzątaczek i służby umiejscowione są właśnie tam. Cichutko wsunęłam się przez potężne drzwi, na których widniał napis informujący, że jest to pomieszczenie przeznaczone dla pokojówek. Moim oczom ukazał się bardzo duży, całkiem przytulny pokój. Wnętrze było dobrze oświetlone. Przez ogromne okna wpadały srebrne promienie księżyca otulając delikatnym blaskiem rzędy łóżek. Z zewsząd dochodziło cichutkie pochrapywanie. Bezszelestnie przechadzając się pomiędzy posłaniami spoglądałam na pogrążone we śnie służki. Zauważyłam, że były to młodziutkie dziewczyny. Niektóre z nich były młodsze ode mnie. Na końcu sali znajdowało się kilka wolnych miejsc. Zajęłam jedno z nich i zatopiłam się w burzy rozmyślań. Moim planem jest poszperanie we wszystkich zamkowych zakamarkach podczas tej… tymczasowej służby i odkrycie miejsca zaznaczonego czerwonym krzyżykiem. Jeżeli nie zdążę załatwić tego w jeden dzień, mogę przecież wrócić innym razem, prawda?
Ostatni raz spojrzałam przez okno na srebrną tarczę, która rozsiewała wokół magiczną aurę gwieździstej nocy i zapadłam w głęboki sen pełna ekscytacji z powodu zbliżającego się jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz