Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

14 sierpnia 2015

Od Leonardo - Quest #1

A otóż i stolica Aire! Jakież szczęście, że w końcu dotarłem do tego pięknego miejsca. Słońce wisiało na nieboskłonie co jakiś czas przesłaniane chmurami, było jakoś koło południa. Tyle tu latających istot, muszę się im przyjrzeć, ich budowa ciała może mi podpowiedzieć co mogę poprawić w mojej lotni. Tak dużo czasu mi już ten wynalazek zajmuje, jednak jestem z niego coraz bardziej dumny i-niestety-dostrzegam w nim coraz więcej błędów. Dlategoż podróż do tego Królestwa jest dla mnie tak ważną rzeczą. Zaraz gdy tylko dotarłem do miasta wraz z mymi pomocnikami i rozłożyłem się nieco w budynku, który tutaj służył mi za pracownię, przybył królewski posłaniec. Otóż niemal w tym samym czasie przybyła tu księżniczka Lyrinn. Poprosiła mnie o stawienie się u jej boku podczas spotkania z władcą Aire, księciem Aronem. Przyznam, że choć jestem znanym i cenionym człowiekiem nie spodziewałem się aż takiego zaszczytu. Jednakże zaszczyt zaszczytem, ale przecież praca mnie czeka! Planowałem jeszcze dziś udać się w góry, by podejrzeć trochę harpie. Może i najbezpieczniejsze by to nie było, ale bardzo się mi przyda. Zrobię notatki opisujące ich sposób poruszania się, szkice budowy ciała, a potem porównam z projektem machiny latającej i zobaczę, co mogę poprawić. Potem zamierzałem obejrzeć dokładnie gryfy, a później pegazy. Kto wie, może dokładne badanie tych stworzeń podda mi jakiś nowy pomysł na wynalazek lub malowidło? No ale cóż, trzeba to przełożyć.
- Salai, Gabriel, rozpakujcie, proszę, rzeczy do końca. Mam pewne ważne...hm...spotkanie wieczorem i muszę się przygotować.- powiedziałem myślami wciąż błądząc przy latających istotach. Przegrzebałem zabrane w podróż ubrania w końcu wybierając, mym zdaniem, to najbardziej eleganckie, nadające się na taką okazję. Ale najpierw kąpiel, czas zmyć z siebie kurz z drogi. Odświeżony i wystrojony udałem się do siedziby władcy. Postanowiłem zrobić sobie mały spacer, po cóż męczyć zdrożonego konia? A przy okazji nacieszę oczy widokiem miasta powoli malowanego czerwienią przez chylące się ku zachodowi słońce. Ach, cóż za piękno! Pomyślałem, że muszę uwiecznić to na płótnie. Może jutro, jeśli nie zejdzie mi za długo z tymi harpiami... Z dachu mojej pracowni powininna być najlepsza panorama. O tak, już widziałem plan nowego dzieła!
- Stać, kto idzie?- wdarł się jakiś głos w me rozmyślania. Zorientowałem się, że dotarłem już do bramy, a słowa wypowiedział strażnik. No cóż, strażnicy byli potrzebni, coraz to więcej się pojawiało rozbójników. Część pewnie z moimi projektami broni... Ciekawe, czy dobrze się sprawdzają?
- Jestem Leonardo Aquila de Eltazze, colonnello.- powiedziałem kłaniając się lekko. Mężczyzna zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Ten malarz?- spytał z wyraźną ciekawością w głosie.
- W istocie, cher ami.- uśmiechnąłem się lekko.- tJestem tu na polecenie księżniczki Lyrinn.-Te słowa go przekonały, usunął się mi z drogi bez dalszych pytań. Ruszyłem dalej nucąc pod nosem zasłyszaną kiedyś na targu piosenkę. Służący zaprowadził mnie do samej księżniczki objaśniając po drodze moją rolę w tym wszystkim. Jako znany artysta miałem przedstawić swą władczynię. Ha, nessun problema! Myślami wróciłem znów do swych planów i projektów. Nie minęło nawet piętnaście minut, a do pomieszczenia wpadł książę Aron. Cóż to za żywiołowy mężczyzna, pomyślałem. Niemal od razu wyobraziłem sobie go na moim obrazie. Poczułem na sobie wyczekujące spojrzenie księżniczki, a więc to moja kolej... Wystąpiłem naprzód i skłoniłem się.
- Oto księżniczka Lyrinn Breez...- zaciąłem się wracając do rzeczywistości. Co ja właśnie powiedziałem? Władczyni zgromiła mnie ostrym wzrokiem, a książę... Ten wybuchnął szczerym, niepohamowanym śmiechem.
- Ej malarzu, malarzu, Ty chyba nie miałeś służyć za swata!- rzekł wesoło, kobieta także nieco złagodniała, a na jej usta wpłynął nikły uśmieszek.
- Mi dispiace, wybaczcie, zamyśliłem się.- powiedziałem kłaniając się nisko.
- A co jest takiego ważnego, że zajmuje Twe myśli nawet teraz?- spytał zaciekawiony młodzieniec.
- Cóż, planuję uwiecznić tą, jakże piękną, panoramę miasta na płótnie.- odparłem z uniesieniem.
- Jak skończysz swą pracę chętnie ją zobaczę i, kto wie, może od Ciebie odkupię i powieszę na jednej ze ścian tego zamku.- powiedział z szerokim uśmiechem. Księżniczka spojrzała na mnie z zadowoleniem, przecież to byłoby po prostu świetne dla reputacji jej i całego królestwa Tierry! Już słyszałem te plotki. 'Artysta z Tierry zachwycił swym obrazem władcę Aire!' Ach, to byłoby cudowne!
- Widzę, że już odpływasz projekty swoich dzieł, nie będziemy Ci przeszkadzać.- zaśmiał się Aron otwierając przed Lyrinn drzwi do następnego pomieszczenia. Mrugnął do mnie i zniknął zamykając owe. No doprawdy, co za wieczór... Katastrofa przeobrażona w zwycięstwo, nieźle, nieźle. I  to jeszcze jakie zwycięstwo, ha! Nieco z żalem odsunąłem poszukiwania harpii, teraz najważniejsze było namalowanie tego obrazu. Wezmę się do pracy jutro z samego rana, naszkicuję wpierw ułożenie budynków, a pracę z farbami zacznę podczas odpowiedniej pory. Zachwycę tym dziełem wszystkich!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz