Minęło trochę czasu odkąd spotkałam William i jego towarzysza. Moja rana
się już prawie zagoiła, dzięki lekom przeciw zapalnym i antybiotykom.
Brakowało mi jazdy konno. Ciekawiło mnie czy krasnolud, który chciał
W.Z.K.K.R jeszcze do mnie przyjdzie. Fakt, że to była replika, ale
wszystko zostało dokładnie przepisane z oryginalnej księgi. Mój znajomy
mi ją dał w prezencie za uratowanie mu życia. Pamiętam, że z początku nie
wiedziałam, co mi daje, ale potem się zorientowałam. Dużo się nauczyłam z
tej księgi, ale nie była mi już potrzebna. Postanowiłam, że muszę trochę
potrenować, by nie wyjść z wprawy po mojej ranie. Gdy przejeżdżałam przez
miasto znowu poczułam się obserwowana. Uśmiechnęłam się pod nosem. A
więc znowu się bawimy w chowanego... Popędziłam konia i wjechałam do
gęstego lasu. Zsiadłam z konia i zaczęłam swój trening. Strzelałam do
ruchomych i nieruchomych celów z łuku i rzucałam sztyletami. Potem
wzięłam miecz, robiłam z ni salta itp. Nawet dobrze mi szło. Nagle
usłyszałam rżenie mojego konia. Obróciłam się i powiedziałam do niej:
- No co? Przecież dobrze mi idzie.. - powiedziałam do niej.
Klacz pokiwała głową i wróciła do skubania trawy. Uśmiechnęłam się i
podeszłam do niej głaszcząc ja po szyi. Schowałam miecz i łuk. Usiadłam
pod drzewem i patrzyłam w górę na promienie słońca przebijające się
przed liście drzew. Nagle usłyszałam:
- I znowu cię muszę szukać... - powiedział ktoś do mnie.
Popatrzyłam w kierunku, z którego dobiegał głos i zobaczyłam znowu tego samego mężczyznę.
< William Whinter II >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz