- Zaskakuje mnie, to że dla jednej księgi jesteś wstanie nawet przyjść do mnie do domu, nie bojąc się, że cię zabiję. – powiedziałam z lekkim sarkazmem nadal się uśmiechając.
- Przyznam, że ważna jest dla mnie ta księga. Jednak jeśli chodzi o strach to wiedz rozbójniczko …że nigdy się nie boję. – powiedział odważnie krasnolud.
- Powiedz! – powiedziałam zwracając się do mężczyzny, który nadal się opierał o ścianę. - Jak mnie znalazłeś? Bo raczej z akt tego nie wyciągnąłeś. Starannie zacierałam ślady i wiem, że nikt nie znał mojej tożsamości… No! Kto ci powiedział? – zapytałam, a mój wzrok nadal był skierowany na niego.
- To nie istotnie. Ważne jest to, że wiem, jak się nazywasz. I co najważniejsze… gdzie mieszkasz. – powiedział jakby z lekką dumą.
- Więc powiedz. Jak mam na imię? – zapytałam uśmiechając się. Grałam z nim i uważnie obserwowałam jego reakcje. Zachowanie ciała zdradzało mi więcej, niż myślał. Podczas, gdy on myślał, że ma mnie w garści… tak naprawdę to ja jego miałam.
- Twoje imię brzmi: Kiara, a nazwisko: Amitaczi. – powiedział z uśmiechem na ustach. - Trafiłem prawda? – zapytał, tak jakby wygrał.
- Owszem. – powiedziałam z szerokim uśmiechem, choć rana strasznie mnie bolała. Najwyraźniej moja reakcja zdziwiła mężczyznę i jego towarzysza.
- Nie wyglądasz na zdziwioną… - powiedziała nagle krasnolud.
- Bo nie jestem! Wiem, że mnie śledziliście. – powiedziałam i zwróciłam wzrok na Giguara.
- Skąd? – zapytali wyraźnie zdziwieni.
- Wyczułam waszą obecność. Po za tym… Chodzicie obaj, jak słonie w składzie porcelany. – powiedziałam podchodząc do stolika.
- Skoro wiedziałaś, że cię namierzamy czemu nie uciekłaś, żebyśmy cię nie znaleźli? – zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Odpowiedź jest oczywista! Bawiło mnie to. – powiedziałam i spojrzałam na plan.
Popatrzyłam na różne podziemnie korytarze, zabezpieczenia i różne inne przeszkody, które były narysowane na planie. Wszystko było bardzo dobrze strzeżone, ale przechodziłam już przez dużo bardziej zaawansowane zabezpieczenia. Inaczej mówiąc: Bułka z masłem. Ich zabezpieczenia były wręcz prymitywne dla mnie. Spojrzałam na obydwu moich niezapowiedzianych gości i odezwałam się:
- Wiem więcej, niż myślicie oby dwaj. Wiem, jak się nazywacie i kim jesteście. To, że tu przyszliście świadczy tylko o waszej głupocie, ale i też za razem odwagi. Jednakże… czemu miałabym wam pomóc w skradzeniu tej że księgi? – zapytałam z ciekawością.
- To raczej oczywiste! – odpowiedział mężczyzna, którego obecność jakże mnie irytowała. - Znamy twoją prawdziwą tożsamość. – powiedział szeroko się uśmiechając.
- Może i znasz moja tożsamość, lecz powinieneś wiedzieć, że i ja znam twoją! – powiedziałam prosto w oczy mężczyźnie, który jak widać nie był na to przygotowany, lecz chwilowo się opanował, bo nie wiedział czy mówię prawdę.
- Więc, jak mam na imię Kiaro? – zapytała takim tonem, jakby drwił ze mnie.
- Proszę bardzo! Twoje imię to: William Christopher Arcady, a nazwisko: Whitener II. – nagle mężczyzna, aż stanął normalnie ze zdziwienia. Wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę! Nie tylko on miał asa w rękawie! Z uciechą patrzyłam na jego wielkie zdziwienie, lecz zaraz przerzuciłam wzrok na Gigura, który trochę się zgubił w akcji…
- Nie muszę iść do miejsca, do którego mnie wysyłasz. – powiedziałam do niego z uśmiechem.
- Jak to nie przecież mówiłem, że dam ci ile zechcesz! – wykrzyczał krasnolud, który był nie pocieszony moja reakcją. - Jesteś najlepszą rozbójniczka w tym królestwie! Musisz się zgodzić! – znowu krzyknął.
- Nie unoś się tak, tylko słuchaj do końca… - powiedziałam spokojnie do krasnoluda, który jeszcze bardziej się pogubił w moich słowach.
- Nie muszę tam iść, bo już jest w moim posiadaniu ta cała złota księga kunsztu rycerskiego. – powiedziałam a obaj wyraźnie wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia i niedowierzania.
- Jak to… - powiedział krasnolud, który popatrzył się na swojego towarzysza.
- To nie możliwe Gigura, żeby ona miała tę księgę! – dosłownie wykrzyczał do niego William.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz morderco Williamie… - powiedziałam takim tonem, żeby lekko go podrażnić.
- Nie pogrywaj tak ze mną kochana… Dobrze ci radze! – warknął mężczyzna.
- Ja?! Miałabym z tobą pogrywać? Williamie! Cóż za pomysły ci chodzą po głowie… - znowu go drażniłam. To co mnie złościło w mężczyznach to było to, że nie szanowali kobiet bądź uważali się za lepszych od kobiet.
- A więc pokaz mi księgę rozbójniczko! – powiedział nagle krasnolud.
- Jak sobie życzysz! – powiedziałam z uśmiechem i poszłam po ważna dla nich księgę.
Już po chwili byłam z powrotem i wyjęłam złotą księgę kunsztu rycerskiego. Oczy krasnoluda aż się zaświeciły z ekscytacji. Chciał ją wziąć do ręki, lecz zaraz mu to uniemożliwiłam. Po krótkiej chwili krasnolud zaczął ze mną negocjować.
- Więc ile za nią chcesz i co? – zapytał poważnie, lecz jego oczy nie schodziły z księgi.
- Nie wiele. Tylko dziesięć tysięcy Piętników. – powiedziałam z lekką uciechą.
- To dość dużo nieprawdaż? – powiedział nagle do mnie krasnolud.
- Być może, ale na pewno cię zainteresują też informacje co do innych takich ksiąg… Równie cennych, jak ta! Stąd taka cena. – powiedziałam lekko z dumą i moje oczy lekko zabłysły.
- Jakie informacje masz na myśli? – zapytał z ciekawością.
- A takie, że to nie jest jedyna złota księga kunsztu rycerskiego… To tylko jedna część, a jest ich razem pięć. – powiedziałam uśmiechając się.
Krasnolud zaczął gorączkowo myśleć, a ja tym czasem znowu popatrzyłam się na Williama, lecz ten też w tym samym momencie na mnie spojrzał. Odwróciłam wzrok i złapałam się za ranę, która była w coraz to gorszym stanie. Musiałam koniecznie iść do medyka, ale problem w tym, że nie miałam wystarczająco sił… Mimo wszystko jakoś musiałam się trzymać zwłaszcza w takiej sytuacji, jak ta. Zastanawiało mnie, co zrobi dalej ten tajemniczy osobnik… ja też podstawiłam go pod ścianą. Przyznam nawet, że był interesujący, ale raczej nie darzy mnie sympatią… Z reszta ja tez go nie za bardzo, po tym jak odkrył moją kryjówkę i za to, że niby jest lepszy ode mnie. Zastanawiało mnie tez czy posiada jakąś moc! Ja władałam żywiołem powietrza, co umiałam zawsze dobrze wykorzystać w każdym możliwym celu. Lekko westchnęłam i wróciłam myślami do mojej młodszej siostry, bo krasnolud bardzo długo myślał…. Miałam nadzieję, że jakoś sobie radzi. Z rozmyślań wyrwał mnie nagle Wiliam, który intensywnie na mnie patrzył, jakby się zastanawiał, co jeszcze ukrywam w zanadrzu. Cóż! Jestem bardziej zaradna i sprytna niż sobie z początku wyobrażał.
< William Whitener II >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz