Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

1 września 2015

Od Winter'a - CD. Daenerys

Zauważyłem go z okna pracowni, gdzie mieszałem zioła na kolejne dawki leków. Ogromny cień na tle jasnego nieba. W jednej chwili do mojej głowy dotarły okrzyki strachu i niedowierzania najróżniejszych zwierząt.
Uciekały. Wszystkie w obrębie pięciu mil. Słyszałem nawet warkliwe nawoływania wilków chcących jak najszybciej opuścić swoje legowiska.
Jak najszybciej wyszedłem z domu wpadając na południowe słońce. Dusznym powietrzem prawie nie dało się oddychać, co nie było normalnym zjawiskiem dla tej części lasu.
Rozejrzałem się po polanie rozciągającej się wokół mojego domu w poszukiwaniu Tańczącego Liścia. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może uciekł tak jak reszta zwierząt, ale w tej samej chwili go zobaczyłem. Stał na samym skraju lasu, żłobiąc kopytem w ziemi, jakby zupełnie nie zauważył szerzącej się wokół paniki. Ale zauważył. Widziałem, jak jego uszy poruszają się co chwila w inną stronę, nasłuchując otaczających go dźwięków. Też je słyszałem.
Wkładając dwa palce do ust, gwizdnąłem głośno, zwracając na siebie uwagę konia. Podniósł głowę, patrząc na mnie, po czym wrócił do swojej poprzedniej czynności.
Nie raz już ignorował moje wezwania, jednak nigdy w tak ważnej sytuacji.
Zirytowany ruszyłem w stronę Tańczącego Liścia. Od samego początku wiedziałem że jest samolubny i arogancki, ale ze względu że szanowałem jego potrzebę wolności i niezależności, on szanował mnie i zjawiał się, gdy go potrzebowałem. Zawsze, tylko nie tego dnia.
Bez słowa wskochyłem na grzbiet nieosiodłanego wierzchowca - bo jak to mówił, siodło uwłacza jego godności, a on nie jest jakimś kucykiem hodowlanym, by sobie na to pozwalać.
'Dlaczego tak brutalnie, Winnie?' zignorowałem jego pytanie.
- Jedziemy - oznajmiłem dając mu równocześnie znak kolanami. Ponarzekał, przeklął mnie kilka razy tylko jemu znanymi przezwiskami i w końcu ruszył we wskazanym mu kierunku.
Kluczyliśmy między gęstymi drzewami. Ludzie z Królestwa Tierra'y przywykli do życia w półmroku liści, w świetle ledwo przedzierającym się przez korony drzew, ale nawet oni rzadko kiedy mają odwagę wejść do Wielkiej Dżungli. Nawet tych kilku śmiałków nigdy nie pozna jego tajemnic. Błądzą na jego obrzeżach myśląc o sobie jak o wielkich odkrywcach i bohaterach. Ale nawet mnie - stałego i jedynego ludzkiego mieszkańca tajemniczego lasu - często ta puszcza zaskakuje. Dokładnie tak jak tego dnia.
Myślałem że poznałem już wszystkie większe gatunki zwierząt zamieszkujących Dżunglę... A wtedy pojawiło się to...to coś. Coś na tyle dużego i niebezpiecznego, że bały się tego wszystkie inne zwierzęta. Można by pomyśleć, że to samobójstwo szukanie go... Ale ja w jakiś sposób zawsze dogadywałem się ze wszystkimi "bestiami".
'Zawródźcie' ten głos był nagły i niezwykle głośny. Spojrzalem w dół - Tuż koło nas biegła Saba. Nie patrzyła na mnie. Biegła, szarymi oczami wpatrujac się w gestwine przed sobą. Zdziwiłem się, widząc ja, choć poczułem też ulgę. Z nią u boku zawsze czułem się pewniej w lesie.
'Winnie, przyczepił się do nas jakiś kundel.' odezwał się Tańczący Liść. On i Saba nigdy za sobą nie przepadali. Na poczatku nie wiedziałem, co o tym sądzić ale z czasem przyzwyczailem się do ich uszczypliwości, a nawet zaczęły mnie bawić. 'Przepędź go. Na pewno roznosi pchły...  I inne wstretne choroby'
'Zamknij się, kobyło' warknęła zaraz Saba 'gdzie twój dzwonek? Wolałabym wiedzieć, kiedy się zbliżasz'
Dałem Tańczącemu znak, by odrobinę zwolnił, jednak wciąż kierował się w stronę, w którą leciało tamto zwierzę. Saba dostosowała się do nas, wciąż biegnąc po naszej prawej.
'Posłuchaj mnie, zawróć' zwróciła się do mnie wilczyca nie spokojnie poruszając nosem.
- Wszystkie zwierzęta uciekły. Dlaczego?
Saba przez chwilę milczała, wpatrujac się w gestwine drzew, jakby zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby mnie okłamać. Nie raz już się tak zachowywała, jednak ostatecznie, zawsze mówiła mi prawdę. Tak jak i w tym przypadku.
'W lesie pojawiło się coś niebezpiecznego. Nawet Trodisy się tego boją.'
- Wiesz, co to jest?
'Nie. Nikt nie wie. Czujemy tylko energie tego stworzenia. Złą energię. Tego czegoś nigdy nie było w naszym lesie. Starszyzna nigdy się z czymś takim nie spotkała. A to znaczy, że trzeba uciekać.'
Starszyzna była czymś w rodzaju rady najstarszych, a co za tym idzie najmądżejszych, osobników z rasy Saby. Sama wilczyca pamięta ostatnią wojnę miedzy Tierra, a pozostałymi Królestwami i w swoim stadzie wciąż była uwazana za młodego wilka, więc nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, jakie czasy pamiętała Starszyzna.
Nic już nie mówiąc popędziłem Tańczącego Liścia, chcąc jak najszybciej dotrzeć już do tego stworzenia. Słyszałem jak Saba woła, bym zawrócił, ale nie zwracałem na nią uwagi. Powodował nią instynkt, a mnie prowadziła ciekawość.
Zsiadłem z konia niedaleko polany gdzie, jak sądziłem, wylądowało tajemnicze zwierzę i nie pomyliłem się. Gdy tylko rozsunąłem zasłonę liści, przed moimi oczami stanęło... W zasadzie sam nie wiedziałem, co to jest. Było ogromne. Tułów, pociągły, przypominający jaszczurzy, razem z długim ogonem i prostokątną głową pokryte byly ogromnymi, czarnymi, mieniacymi się w słońcu łuskami. Z czubka głowy zwierzęcia, wystawała para skręconych baranich rogów, a z tułowia skrzydła przywodzące na myśl nietoperza.
Cokolwiek to było, było przepiękne.
Dopiero po chwili dostrzegłem dziewczynę stojącą obok stworzenia. Wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
'Zamierzasz tak stać i się gapić, zboczeńcu?' ta uwaga mnie otrzezwiła. Rzeczywiście musiałem stać tak przez dłuższą chwilę przyglądając się im. Roześmiałem się głośno podchodząc bliżej.
- Wybacz moje złe maniery, ale nie codziennie widuje się tutaj coś tak pięknego.
Stworzenie schyliło lekko głowę i zaśmiało się w moich myślach.
- Co was tu sprowadza? - zwrociłem się do rudowłosej dziewczyny, choć wciąż zbliżałem się do ogromnego zwierzęcia, aż w końcu położyłem rękę na jego ogromnej głowie. Pozwoliło mi na to, przymykając oczy, gdy mimowolnie zacząłem drapać je za jednym z wielkich rogów.
Szukamy schronienia - oznajmiła dziewczyna, i dzięki tym słowom przykuła moją pełną uwagę. Ludzie z Królestwa Tierra’y uważa się za zamkniętych i niegościnnych. I może nawet po części tak jest, ale zawsze mamy swoje powody. Od dziecka starałem się, by być inny, bardziej otwarty na ludzi, jednak pewnych wrodzonych nawyków, nie da się wyplenić. Pomyślałem o Sabie, która wciąż kryła się za moimi plecami razem z Tańczącym Liściem, wciąż szepcząc mi w myślach, bym uciekał. Pomyślałem o wszystkich zwierzętach, które już to zrobiły, tak jak nakazywał im instynkt. To zwierze, choć piękne, według zwierząt było niebezpieczne. Ufałem im i nie mogłem pozwolić, by one wszystkie straciły swoje domy.
Odsunąłem się od ogromnego stworzenia i z założonym na piersi rękami spojrzałem prosto w oczy dziewczyny.
Niestety, tu nie możecie zostać.

<Daenerys? Przepraszam, jeśli coś jest… bez sensu, ale pisałam to na wyjeździe :P >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz