- Nie usłyszę nawet słowa dziękuję? - zapytał ironicznie.
- Nie... Miałam ci zamiar podziękować, lecz teraz gdy się o to upomniałeś, nie wiem czy na to zasługujesz... - powiedziałam tym samym tonem co on.
- Lepiej mnie nie przedrzeźniaj skarbie... Zwłaszcza dzisiaj. - warknął do mnie.
Szczerze mówiąc nie przejmowałam się tym, bo byłam przyzwyczajona do takich odpowiedzi czy wypowiedzi. Powietrze było chłodne, a lekki wiatr zwiastował, że pogoda miała się zmienić dość drastycznie. Popatrzyłam w niebo, na ogromne ciemne chmury i zaczęłam się zastanawiać, co dalej... Podeszłam do krzaków Lisy-ntory, która miała substancje lecznicze i przeciw zapalne. Zerwałam kilka liści i owinęłam je prowizorycznym opatrunkiem, wokoło mojej nogi. Popatrzyłam okratkiem na mężczyznę, który patrzył co robię. Uśmiechniętym się lekko i powiedziałam do niego:
- Nie sądziłeś że umiem też opatrywać rany, mam rację? - zapytałam retorycznie.
- Nadal nie usłyszałem pewnego słowa. - powiedział złośliwie.
- No... Skoro tak ładnie prosisz... Dziękuję za uratowanie życia. - powiedziałam i się do niego uśmiechnęłam. - Powiedziałam do niego i zaraz zwróciłam, swój wzrok na moją nogę. Rana na szczęście nie była głęboka, ale bardzo dokuczliwa. Wstałam już żwawiej i poszłam po kilka gałęzi. Wyjęłam nóż który, przed swoim schwytaniem starannie ukryłam, żeby mieć go na wszelki wypadek i zaczęłam ścinać korę z gałęzi. Zrobiłam z nich strzały i łuk, a z kilku włosów z mojej głowy, zrobiłam linkę która pozwalała mi wystrzeliwać strzały. Zajęło mi to trochę czasu, lecz wysiłek się opłacił. Wzięłam mój wynalazek i zaczęłam się kierować w stronę lasu, gdy nagle mężczyzna zaczął do mnie mówić:
- Nie przetrwasz sama w tym lesie. - powiedział znowu złośliwie.
- Wiem o lasach więcej niż ty Florianie... To znaczy jest tak naprawdę, się nazywasz... Mam rację? - zapytałam znowu retorycznie.
Mężczyzna nic nie odpowiedział i tylko patrzył się na mnie. To była jego odpowiedź. Nie miał tak na imię, lecz nie zamierzałam się w to zbyt zagłębiać. Wolałam żeby mnie nie zabił za moją ciekawość... A jak to mówią " Ciekawość po pierwszy stopień do piekła ".
- Idę coś upolować. No chyba, że wolisz siedzieć głodny! powiedziałam i poszłam w las. Trochę mi zajęło, zanim coś upolowałam ,bo noga mi strasznie dokuczała, przez co byłam mniej ostrożna... W końcu upolowałam kilka zająców, obdarłam je ze skóry i poszłam z powrotem, do naszego "niby" obozu. Gdy tam dotarłam, mężczyzna siedział tam gdzie ostatnio. Siedział przy ognisku zamyślony i myślał o niebieskich migdałach... Podeszłam do ogniska i wbiłam mocno drewniane, ostre kołki w zdobycze. Powiesiłam nad ogniskiem i poszłam trochę odpocząć na trawę. Gdy usiadłam, popatrzyłam na siedzącego mężczyznę i postanowiłam zaryzykować:
- Jak ty w ogóle masz na prawdę, na imię? - zapytałam i miałam nadzieję, że nie ukręci mi za to łba.
< William? Kiara nie zeszła o jeden stopień za nisko? Czy jest jeszcze bezpieczna? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz