Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

1 września 2015

Od Aureliusa

Poranne słońce rozświetlało świat, budząc go do życia. Promienie wniknęły także do mojego niewielkiego mieszkania. Przesączyły się przez firankę i rzucając refleksy na ściany, rozjaśniły pokój. Mruknąłem coś niewyraźnie przerzucając się w odpowiedzi na drugi bok. Otworzyłem oczy, czując nieprzyjemne uczucie piasku pod powiekami. No tak, to było do przewidzenia. Chodziłem spać późno, a i tak wtedy nie mogłem zasnąć. Westchnąłem lekko zirytowany ciaśniej okręcając się kołdrą. W końcu jednak ściągnąłem się z łóżka idąc powoli przez dom. Przeciągnąłem się ziewając szeroko. Właściwie nie miałem dzisiaj nic konkretnego do roboty. Można by powiedzieć, że to był taki dzień wolny. Nie śpiesząc się, zacząłem ogarniać siebie i najbliższe otoczenie. Pościeliłem łóżko, pozbierałem rozwalone papiery i tylko raz przysiadłem by przeczekać duszności. Muszę przyznać, że tutejsze powietrze dobrze mi robi. Dzięki tym wszystkim lasom i roślinom w okół czuję się jakoś tak bardziej na siłach. Mimo to, nie przestałem brać leków, ba, nigdy nie przestanę. Potrząsnąłem lekko głową odpędzając od siebie nie potrzebne myśli. Jakieś pół godziny później zamykałem za sobą drzwi i wychodziłem na dwór. Poszedłem do niewielkiej przybudówki obok domu, pełniącej rolę stajni. Już z wejścia przywitało mnie znajome rżenie.
- Jak tam, Arpeggio? - mruknąłem, głaszcząc konia po pysku. Ogier parsknął przyjaźnie, sprawiając że po mojej twarzy przemknął cień uśmiechu. Wyprowadziłem go z boksu i zaraz potem osiodłałem. Przez ramię przerzuciłem swoją torbę, do której uprzednio wrzuciłem kilka kartek z nutami nad którymi pracowałem, ołówek, prowiant i jabłko dla mojego końskiego przyjaciela. Sprawdziłem jeszcze czy broń znajduje się na swoim miejscu, to jest, przypasana do boku. Potem wskoczyłem lekko na siodło łapiąc za wodze. Ścisnąłem boki Arpeggio nogami sprawiając, że ruszył. Po chwili namysłu skierowałem się w kierunku miasteczka. Chciałem zrobić niewielkie zakupy, a potem może posiedzieć w jakiejś karczmie.
Kiedy wjechałem do miasteczka uderzył mnie gwar rozmów, a także inne odgłosy. Rżenie koni, pokrzykiwania dzieci i gdakanie ptactwa z pobliskiego targu mieszały się ze sobą tworząc swojski hałas.
- Hej ty! - krzyknął ktoś. Dopiero po chwili zorientowałem się, że obcej osobie chodzi o mnie. Wstrzymałem konia rozglądając się wyczekująco.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz