- Ikalet, zimno mi - powiedziała Ciri. Zdenerwowałem się.
Mogło to znaczyć, że część ów tajemniczej trucizny przeniknęła do wnętrza
organizmu. A ponieważ nie wiedziałem co to za subhastacja sytuacja była
co najmniej krytyczna.
Podszedłem jeszcze do niej i sprawdziłem szybko temperaturę.
Była gorąca. Miała gorączkę. Przykryłem ją kocem i wybiegłem, nie zważając na
dziwne spojrzenie jej koleżanki.
Wpadłem do spiżarni. Niechcący potrąciłem Qnarę, która od
pewnego czasu mnie podrywała. Bardzo intensywnie, ale bezskutecznie.
Zachwiała
się lekko, ale nie upadła. Jej czekoladowe włosy rozsypały się w nieładzie. Gdy
już stanęła pewnie na nogach spojrzała na mnie z wyższością pomarańczowymi
oczami.
-
Co tam szalejesz, Ika? Szukasz czegoś? Mogę ci zaoferować pomoc. I nie tylko.
To
mówiąc rozchyliła fartuch i wysunęła szczupłą nogę, którą zdobiły czarne,
koronkowe pończochy. Spojrzałem na nią z niesmakiem i pogardą.
-
Nie mam teraz czasu na twoje dwuznaczne propozycja, Q. Mam pacjentkę, którą nie
wiem jak dokończą ratować.
-
Ach, Ika. Przesadzasz. Ty zawsze wiesz co zrobić - mrugnęła do mnie i schowała
nogę z powrotem pod biały kitel. Zignorowałem ją i zacząłem przeszukiwać półki.
Kiedy zacząłem pracować w szpitalu od razu zauważyłem jakie z niej ziółko.
Pierwszego dnia podeszła i udając omdlenie wymusiła na mnie metodę usta-usta. O
mało nie zgruchotałem jej wtedy żeber uciśnięciami serca. Jednak od tego czasu
uparcie próbowała mnie poderwać. A ja równie uparcie odrzucałem jej zaloty, co
niezmiernie ją denerwowało i podniecało zarazem. Nie chciała zrozumieć, że nie
chce mieć z nią nic wspólnego. Raz nawet rzuciła się na mnie, ale na szczęście
zdołałem uciec.
Nie
zważając na jej trzepotanie rzęsami zacząłem przeszukiwać szafkę. I wreszcie
znalazłem to co chciałem.
-
Fu! To pijawki? Po co ci one. Każdy wie, że są mało skuteczne.
-
Dzięki za informacje, ale w tym przypadku mogą okazać się bardzo skuteczne -
powiedziałem łagodnie i wyszedłem, zostawiając otwarte drzwi.
Wróciłem
do Ciri. Znowu pobladły na twarzy. Jej znajoma siedziała na drewnianym
taborecie przy łóżku i bez przerwy poprawiała zielony koc, pod którym leżała
dziewczyna.
-
Co to? - spytała z niepokojem patrząc na brudną puszkę, którą niosłem w rękach.
-
To pijawki.
-
Co?! - krzyknęła cicho Cirilla, a zaraz potem złapał ją atak kaszlu.
-
Za długo i z zbyt wielką częstotliwością gorączkujemy. Może to znaczyć, że
trucizna z niebieskiej strzały dostała się do organizmu. Pijawki, pomimo, że to
metoda przestarzała i nie do końca działająca, może pomóc w twoim przypadku.
Pijawki może wyssą krew razem z trucizną.
Ciri
wzniosła oczy do nieba i kłapnęła na łóżko. Pewnie nie spodobał jej się pomysł
z pijawkami. Ale nie miałem nic innego w zanadrzu.
-
Czy to konieczne? - zapytała jej skośnooka przyjaciółka.
-
Tego nie wiem. Ale nie wiem co to za trucizna. Nie wiem jak ją wyleczyć.
Pijawki to jedyne co przychodzi mi do głowy w tej chwili. A musimy działać
szybko.
Namida kiwnęła głową z przekonaniem, ale i niepewnością w oczach.
Podszedłem
do szpitalnego posłania i położyłem kubeł robactwa na podłodze. Poprawiłem
białe szpitalne rękawice i chwyciłem jedną czarną pijawkę. Była miękka w
dotyku. I bardzo oślizgła. Przyłożyłem ją w okolice rany. Namida popatrzyła ze
zgrozą, a Cirilla cicho syknęła z bólu.
Dziki podryw xD
OdpowiedzUsuń