Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

30 sierpnia 2015

Od Kiary - CD. Zefira

Ciągle mnie zastanawiało, dlaczego ktoś robi tyle zachodu o tak mały i głupiutki pierścień. Trzymałam go w prawej ręce i obracałam go próbując coś z niego odczytać. Jednak mi to nie wychodziło. Zabawne. Ciekawiło mnie, kto chce go zdobyć i dlaczego. W mojej głowie przewijały się osoby, które mogłyby go chcieć, lecz raczej by nie robili aż tak dużego zachodu z nim… Może zwrócę się do mojego mistrza? Czy to w ogóle ma jakiś sens? A może jednak zagłębić się w tę tajemnicę? Sama nie potrafiłam podjąć decyzji. Mój mistrz mieszkał w lasach Armonii z dala od cywilizacji, więc nie byłam pewna czy rzucać wszystko i tak po prostu pojechać, żeby spytać się o mały pierścień… Z drugiej strony natomiast strasznie mnie intrygował ten maleńki przedmiot. Chyba zaryzykuję. I tak już jestem jedną nogą w piekle przez to, co robię… Jak to mówią ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale ja już chyba byłam dalej niż o jeden stopień, więc czemu tu nie zaryzykować? Po dłuższej konsternacji postanowiłam wyruszyć do mojego mistrza i spytać się go o co w tym wszystkim chodzi. Tylko on znał najlepiej starożytne języki z dawnych czasów Amazji. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś będzie to przydatne… Nigdy nie potrafiłam zrozumieć czemu mój mentor siedział nad starożytnymi językami i zawsze uważałam, że to głupota się ich uczyć. A tu proszę! Nagle potrzebuję tłumacza w postaci mojego mistrza. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do dużej skórzanej torby i poszłam osiodłać konia. Pozamykałam wszystkie okna i drzwi dość solidnie, więc nikt nie powinien wejść w żaden możliwy sposób do mieszkania. Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę Armonii. Gdy przejeżdżałam przez bramę Królestwa Tierra’y zaczęłam czuć lekką niepewność, ale już nie mogłam się wycofać. Popędziłam konia i zostawiłam za sobą mój dom i bezpieczny kąt. Pierwszy raz opuściłam sama moje królestwo bez nikogo u boku. Pamiętałam kiedy mistrz mnie tu przyprowadził na zakończenie szkolenia. To było bolesne pożegnanie, lecz wiedziałam, że muszę sama rozpostrzyj skrzydła i pójść swoją drogą. Łatwo powiedzieć niż zrobić z usamodzielnieniem się, lecz wyszło mi to na dobre. Ciekawiło mnie tylko czy spotkam moją siostrę… Podobno mieszkała w Armonii, ale ostatni raz rozmawiałyśmy kilka lat temu. Nie wiedziałam czy ma kłopoty, czy po prostu nie ma czasu, lecz nie wnikałam w to. Tija zawsze chciała wykazać się samodzielnością, więc postanowiłam się nie wtrącać w jej życie. Dość szybko wjechałam do Królestwa Aire’a. Zwolniłam trochę konia, żeby ominąć na spokojnie tłumy ludzi którzy wręcz pchali się pod kopyta mojego konia. Zupełnie nie uważali. Jeden raz prawie nie przejechałam dziewczynki, ale Sonia w porę się zatrzymała i uniknęłam katastrofy. Dziewczynka popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem, lecz ja popędziłam dalej mojego konia. Następny przystanek to Królestwo Fuego’a. Najbardziej nie lubiłam tego królestwa, lecz musiałam koło niego przejechać, bo była przez nie najszybsza droga do Armonii. Wjeżdżając do tego gorącego królestwa od razu lekko zaczęłam się dusić z gorąca. Było strasznie gorąco! Nie mogłam uwierzyć, że potrafią mieszkać tam jacyś ludzie. Warunki były straszne… a przynajmniej dla mnie. Gdzieniegdzie płynęła magma, więc musiałam ją solidnie omijać, żeby nie zranić konia bądź siebie. Wszędzie panowała czerwień, a ludzie byli dość, że tak powiem niemili. Pospieszyłam konia, żeby jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Ku mojej uldze szybko wyjechałam z tego miejsca i ruszyłam w stronę terenów wspólnych wszystkich królestw. Zaczęło się ściemniać, więc schowałam się w jakimś lesie, upolowałam coś, rozpaliłam ognisko i przez chwilę oglądałam gwiazdy na nocnym niebie. Oparłam głowę o drzewo i myślałam nad sensem życia i tej wyprawy. Mój mistrz zawsze mówił, że tam w górze patrzą na nas nasi przodkowie i nas chronią. Nie bardzo w to wierzyłam, ale z drugiej strony może miał rację? Cóż! Patrząc w niebo tego się nie dowiem. Oparłam głowę o siodło, przykryłam się kocem i zasnęłam. Obudziłam się, gdy promienie słońca leniwie wstawały zza horyzontu. Wstałam leniwie i się przeciągnęłam. Poszłam do najbliższego strumyka i napiłam się łapczywie chłodnej i orzeźwiającej wody źródlanej. Zjadłam śniadanie i wsiadłam na konia dalej zastanawiając się nad moja wyprawą… Nie wiem czemu. Może po prostu z tego powodu, że nie wiedziałam czy to jest takie ważne. Przejeżdżałam przez wspólne tereny i podziwiałam ich piękno. Niektóre tereny przypominały mi moje królestwo, co sprawiało, że czułam się dziwnie rozdarta… Nie sądziłam, że kiedyś aż tak przywiążę się do jakiegoś królestwa, ale jak widać byłam wierna Tierrarze mimo tego, co robiłam. Zabawne, lecz w pewien sposób to prawda. Dość długo jechałam przez te tereny w lekkim zamyśleniu. Nagle moim oczom ukazała się brama wejściowa do Królestwa Armonii. Przełknęłam ciężko ślinę i ruszyłam do tego niezwykłego miejsca. Miasto było bardzo duże i wszędzie byli ludzie. Miasto było bardzo zadbane, a ludzie żyli w zgodzie i harmonii na pierwszy rzut oka. Miasto było naprawdę przepiękne! Trochę się pozmieniało, ale dodawało to miastu jeszcze więcej uroku. Wjechałam w boczną uliczkę, która była skierowana w stronę lasu. Miałam tylko nadzieję, że mistrz mnie pozna, a co najważniejsze czy pamiętałam nadal drogę do jego domu. Przedzierałam się przez gęste zarośla i starałam się utrzymać prawidłowy kurs. W pewnym Momocie jednak zgubiłam się i nie wiedziałam, co mam zrobić. Stałam w miejscu i patrzyłam się dookoła próbując wymyślić, jak mam pójść, żeby było dobrze. Zaczęło się znowu ściemniać. Nie wiedziałam, że aż tak dużo czasu minęło, gdy przedzierałam się przez te wszystkie zarośla. Zaczęła mnie ogarniać lekka panika. Nie znałam tak dobrze tych lasów, jak w Tierrarze, więc byłam zupełnie skołowana gdzie jestem i jak mam wyjść. Po chwili zapadła straszna ciemność. Nic kompletnie nie widziałam, a mój koń tupał ciągle nogami o ziemię na znak, że też jej się nie podoba ta sytuacja. Nagle usłyszałam czyjeś kroki! Odwróciłam się w stronę dobiegających odgłosów, lecz jakby co chwilę zmieniały kierunek. Po chwili poczułam na karku czyjś oddech! Odwróciłam się gwałtownie z mieczem w ręce, lecz nagle upadłam na ziemię! Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje! Po chwili poczułam miecz na gardle i uniosłam wzrok z w stronę osoby, która go trzymała… Lecz było zbyt ciemno, żeby zobaczyć kto to taki. Chciałam zaatakować, lecz usłyszałam po chwili znajomy głos:
- Dziwi mnie, że tak się dałaś zaskoczyć Kiaro… Nie tak cię szkoliłem! – powiedział tajemniczy głos, po czym nagle zrobiło się jasno od pochodni, którą zapaliła ta osoba. Podniosłam się z ziemi i moim oczom ukazał się mój mistrz! Oniemiałam ze zdumienia! No! Jak widać mój mistrz jest nadal w świetnej formie po tylu latach.

< CDN >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz