Na koniec... raczej na początek

Każdy z nas jest pi­sarzem i na­pisze tyl­ko jed­na idealną książkę. Co dzień tworzy no­wy roz­dział. Bo­hater przeżywa wiele przygód, spo­tyka set­ki osób. Ak­cja toczy się od poczęcia po samą śmierć. Ty decydujesz co dzieje się w trakcie.
Pięć Królestw to grupowy blog opowiadający historie pięciu narodów żyjących na pięknych terenach kontynentu Amazji. Dołączając wcielasz się w średniowiecznego mieszkańca tego tajemniczego świata. Przygoda czeka na każdym kroku.
Aby dołączyć musisz:
1) przeczytać regulamin
2) wysłać formularz
3) wysłać pierwsze opowiadanie
4) wstawić baner 5K w dowolnym miejscu
Więcej w zakładce Formularz.

5 września 2015

Od Daphne Kalipso - CD. Sygny, Anthonego

Pisnęłam przestraszona, kiedy upadł na drewnianą podłogę z potwornym hukiem.
Nie mogłam powiedzieć, że jakoś specjalnie zależało mi na jego zdrowiu. Nie znałam go. Mimo to nie mogłam patrzeć, jak zwija się z bólu w fałdach pościeli. Zła na jego lekkomyślność podniosłam się i czym prędzej podeszłam do chłopaka. Nie wiedziałam, jak mu pomóc, nie pogarszając przy tym sytuacji. “Nie jestem medykiem! Co mnie podkusiło, żeby go tu przytargać?” myślałam.
Uklękłam na podłodze obok głowy chłopaka, wbijając wzrok w resztki makijażu na jego policzkach. Miałam nadzieję, że wyglądam na rozgniewaną, zniecierpliwioną lub chociaż zupełnie obojętną. Brutalnie wyrwana ze snu, nie potrafiłam myśleć na tyle jasno, by być pewną emocji wypisanych na mojej twarzy. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem i dzięki grupie której częścią do tej pory byłam, nie musiałam. Jednak ze względu na moje “usamodzielnienie się”, musiałam w końcu zmienić swoje przyzwyczajenia. Znowu.
Ale z ciebie kretyn - powiedziałam, marszcząc brwi. Chłopak przyjrzał mi się uważnie. Praktycznie czułam, jak przygląda się każdej pojedynczej części mojej twarzy. - Pomogłam ci. Uwierz mi, że mogłam zostawić cię na tamtej ulicy, ale pomogłam ci. Więc odwdzięcz mi się i postaraj się nie umierać, póki jestem w pobliżu.
Jego usta wygięły się w lekki łuk. Oddychał ciężko, jakby każdy wdech sprawiał mu ból i zapewne tak właśnie było. Nie byłam pewna, jak poważne są jego obrażenia. Wiedziałam tylko, jak wygląda jego twarz - a dobrze nie wyglądała. “Będę musiała wezwać kogoś, kto będzie potrafił mu pomóc.”
Nie możesz leżeć na podłodze - oznajmiłam z westchnieniem, bo wiedziałam z czym to się wiąże. - Możesz wstać? - nie czekając na odpowiedź, pomogłam mu podnieść się do pozycji siedzącej. Już to wywołało grymas bólu na jego twarzy, jednak starałam się tym nie przejmować. Natrudziłam się, targając tego chłopaka, nieprzytomnego, do mieszkania, jednak przytomny był jeszcze gorszy. Nie mogłam go winić, że cierpi, jednak gdy opierał się na mnie, oddychając z trudem, sama ledwo utrzymywałam się na nogach.
Leż tu - zarządziłam kiedy w końcu zaległ na materacu.
Ledwo się poznaliśmy, a ty już zaciągnęłaś mnie do łóżka - powiedział to tak nonszalancko, na ile pozwalał mu załamujący się głos. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Przez rok spędzony w towarzystwie prawie samych mężczyzn, nauczyłam się doceniać tego typu żarty, choć musiałam przyznać, że w wykonaniu tego chłopaka, nie były one aż tak obrzydliwe. Może lepszą reakcją byłby śmiech. Głośny, spontaniczny. Jednak nie śmiałam się już od roku - nie miałam żadnych powodów do śmiechu czy szczęścia. Czy nawet beztroski. Wątpiłam, czy ktokolwiek jeszcze mógłby to zmienić. Wątpiłam, czy uśmiechnęłabym się na widok własnego ojca, a co dopiero zaśmiać się z głupkowatego żartu tego obcego. - Chętnie bym z tego skorzystał, jednak wzywa mnie mój przyjaciel.
Próbował znów wstać, jednak szybko mu to uniemożliwiłam. Jedno uderzenie o podłogę w ciągu dnia, zdecydowanie mu wystarczało.
O niczym tak nie marze, jak o tobie w moim łóżku - stwierdziłam przesadnie słodkim tonem po czym przewróciłam oczami z westchnieniem. Kimkolwiek był ten chłopak, z każdą chwilą sprawiał mi coraz więcej problemów i nowych obowiązków. - Ale zajmę się twoim koniem. Mam nadzieję że przeżyjesz i znajdziesz sposób żeby odwdzięczyć się za wszystko, co dla ciebie robię.
Widziałam jak chłopak otwiera usta, żeby znów coś powiedzieć, jednak przerwało mu rżenie konia. Spojrzał na mnie zrezygnowany, i skinął głową na znak zgody. Rozumiałam, że wierzchowiec jest dla niego bardzo ważny. Nie widziałam go nigdzie w pobliżu, kiedy zabierałam chłopaka z ulicy, ale musiał tam być. W końcu jakoś dotarł aż pod moje okno.
W momencie, gdy chciałam odwrócić się i iść na dół, za oknem rozległ się krzyk. Głos, kobiecy, żądał pieniędzy w zamian za konia. Nie miałam wątpliwości, że chodzi właśnie o Octavio. Chłopak pobladł wyraźnie, unosząc się na łokciach. Patrzył na jedyne okno w pokoju wielkimi oczami, nie wiedząc co zrobić.
Zaklęłam tak, jak to robili moi bracia, po czym wyszłam z pokoju niemal trzaskając drzwiami. To miał być tylko jeden, drobny, dobry uczynek. I co mi z tego przyszło?
Wyszłam na pogrążoną wciąż w mroku ulicę. Wysoko, nad dachami domów niebo zaczynało przybierać błękitnego koloru, jednak słońce jeszcze długo miało nie zawitać w mieście. Czarne ubrania i włosy dawały mi przewagę. Mogłam niepostrzeżenie zakraść się wzdłuż ściany budynku i zerknąć na stojących na środku małej uliczki dużego konia i trochę niższą od niego postać, wpatrującą się w okno.
Co jest? Nie zależy ci, na twoim przyjacielu? Wydaje się być silnym koniem. Ktoś na pewno zechce go kupić, ale jestem na tyle miła, że najpierw zwracam się do ciebie.
Zaczęłam zastanawiać się, skąd ta dziewczyna wie, że właściciel konia jest akurat tutaj? Jak nas znalazła i po co zadaje sobie trud negocjacji?
“Negocjacji nie będzie” pomyślałam, przechodząc na drugą stronę uliczki, by podejść dziewczynę od tyłu. Odkorkowałam bukłak. Koń zarżał niespokojny, gdy się zbliżyłam, jednak postać nie zwracała na to uwagi. Zbyt pochłonięta była swoim monologiem. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak cierpi chłopak na górze. Wiedziałam, co ja bym czuła, gdyby ktoś ukradł Mgłę i poczułam ogarniający mnie gniew. Jednym płynnym ruchem, chwyciłam oba niezwykle chude nadgarstki złodziejki. Przy jej gardle pojawił się ostrzejszy niż niejeden sztylet odłamek lodu. Tylko siłą woli przytrzymywałam go tylko kilka milimetrów od szyi dziewczyny. Byłyśmy tego same wzrostu, dzięki czemu bez problemu przemówiłam prosto do jej ucha.
Koniec zakupów - wyszeptałam

<Sygna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz