Doszłam do wniosku, że jestem teraz bardziej otwarta niż zamknięta w sobie. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że poznaję tutaj jednak wspaniałych ludzi. W tym durnym i cholernym szpitalu, w którym czuję się jak w psychiatryku. Nie, nie mam ze sobą problemów i jestem przekonana całą sobą, że jest to sprawka tej strzały.
Swoją drogą, skąd wzięła się ta strzała? Niebieskie drzewce pochodzą z północy, to znaczy z stamtąd, skąd uciekłam. Wujek Lambert zawsze mnie zabierał na upór do lasu na swoje polowania. Zawsze miałam patrzeć jak zabija biedne zwierzęta. Było to dla mnie, wrażliwca również bardzo straszne przeżycie, jednak zapamiętałam jeden szczegół: jego drzewce były niebieskie. Byłam jakby oddzielona od świata, więc zapamiętałam tylko jego, niebieskie drzewce. Dalej nie mogłam zobaczyć, ponieważ wujek mnie nigdzie nie wypuszczał, a zaczęłam oglądać świat przekroczywszy teren Amazji.
Moje rozmyślania przerwało wejście do mojego pokoju w którym leżałam. Czy podniosłam się dlatego, że myślałam, że wchodzi do mnie wujek? Czy po prostu dlatego, że wracał Ikalet?
Ani jednego, ani drugiego nie da się wytłumaczyć. Wujek? Nie jest podobny do Ikaleta... Chyba. A dlatego, że on wracał? Nie, chyba się nie zauroczyłam.
Za nim weszła jeszcze jedna osoba.
- Namida! - uśmiechnęłam się. Ta odwdzięczyła się tym samym.
- Miło ciebie znów zobaczyć. Nie udało mi się znaleźć kwiatów - spochmurniała nagle. - Ale wiem, że nie były potrzebne.
- One w ogóle nie istniały. Ten pajac nie znał się na leczeniu, dziwi mnie, że nadal tu pracuje. - powiedział nagle Ikalet, jakby z pretensją w głosie do owego "pajaca".
- Czyli moja praca poszła na marne? -westchnęła cicho dziewczyna. Przyjęłam wyraz niesmaku, bo to jednak prawda. Nie sądzę, by Namida nie wzięła kwiatów exantusa na poważnie, dlatego cały las zapewne przebrała. Trochę żal mi jej było, bo to wszystko było jednak dla mnie, a okazało się w pewnym sensie bezskuteczne.
- Oczywiście, że nie. Dzięki tobie wiemy, że nie należy słuchać pajaca w okularach. - powiedziałam, aby rozładować smutną energię. Wszyscy się serdecznie zaśmiali.
A mi nagle zrobiło się zimno. Strasznie, potwornie zimno. Jeszcze? Myślałam, że będzie już dobrze. Oby nie było sceny z wujkiem.
- Ikalet. - powiedziałam. - Zimno mi.
Lekarz w tej chwili dobiegł do mnie i z krytyczną miną okrył kocem.
Wybiegł z pomieszczenia.
- Co mu się stało? - zapytała Namida, krzyżując swoje brwi. - Nic z tego nie rozumiem.
Popatrzyłam na nią spode łba. Wzrokiem współczucia.
Ikalet? Przepraszam, że długo czekałaś ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz